Draco
Cameron była na mnie zła jeszcze przez dobry tydzień, domyślałem się jak bardzo chciała mnie spacyfikować za to, że nie pozwoliłem jej teleportować się z Potterem, jednak każdy doskonale wiedział, że czeka go długa i męcząca droga do znalezienia Horkruksów. Po śmierci Ministra Magii wszyscy wiedzieli, że nadeszły bardzo trudne czasy, dlatego większość ludzi, którzy nie popierali Voldemorta zeszli do podziemia i starannie się ukrywali, by tylko śmierciożercy nie wpadli na ich trop.
Wstyd się przyznać, że szedłem na to wesele ze świadomością co się stanie, wszystko było już wcześniej idealnie zaplanowane. Scrimgeour został schwytany przez śmierciożerców, którzy zawlekli go do Czarnego Pana. Torturował go sam Voldemort, bo krążyła informacja, że minister doskonale wiedział gdzie przebywa Potter, jednak Scrimgeour był twardy i nie pisnął ani słowa, skończyło się to dla niego źle.
Parę dni wcześniej przekazałem tą informację dla Zakonu, który nie wiedział jak się za to złapać. Zaproponowałem swój dwór niedaleko Marsylii jako miejsce dla wszystkich czarodziejów, którzy będą potrzebować schronienia. Postawiłem sprawę jasno, miałem zgodzić się tylko pod jednym warunkiem. Cameron nie mogła iść z Potterem i resztą szukać Horkruksów. Była dla mnie najważniejsza i zamierzałem ją chronić, nawet jeśli miałaby mnie przez to znienawidzić.
Tego samego wieczoru Snape powiedział mi, a raczej pokazał w myślodsiewni o czymś niezwykle istotnym, co zmieniło całkowicie mój punkt widzenia.
— Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana... Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli. A narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca... A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie on miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna... I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje... Ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca.. — w głowie dźwięczało mi wspomnienie Albusa Dumbledore'a, który niegdyś podsłuchał przepowiednię Trelawney.
Równie dobrze mogło chodzić o Longbottoma, jednak to Harry został naznaczony. Voldemort nieświadomie zrobił z niego Horkruksa i do dzisiaj o tym nie wie. Nie chciałbym widzieć jego reakcji, kiedy się o tym dowie.
Miałem dużo czasu, by o tym wszystkim pomyśleć. Było mi szkoda Pottera, przecież nigdy nie miał normalnego dzieciństwa. Hogwart uratował go przed tymi paskudnymi mugolami, na których tak zawsze się skarżył. Następnie nagle dowiedział się o jakimś Voldemorcie, który co roku znajduje sposób jak go zabić, na jego miejscu byłbym już tym wszystkim zmęczony. Dlatego też zakon surowo zakazał podawania mu informacji o przepowiedni, to by mogło sprawić, że Potter by się załamał, a Voldemort wygrałby bez kiwnięcia palcem.
Pomimo, że wykańczało mnie działanie dla Zakonu szczególnie, kiedy świadomie odsunąłem od siebie Cameron. Wiem, że przeżyła spory cios w serce i miałem to sobie za złe. Wtedy wydawało mi się to słuszną decyzją, jednak po takim czasie bez niej, oddałabym wszystko by znowu ją mieć przy sobie.
Cameron z małą pomocą Stworka doprowadziła dworek do przyzwoitego stanu dając mu tym samym nowe życie. Nie wiedziałem, że dziewczyna była aż tak pracowita, bowiem pracowała od rana do nocy. Być może liczyła, że pozwolę jej dołączyć do Pottera w zamian za pomoc, albo po prostu chciała mnie za wszelką cenę unikać. Cameron była realistką i dobrze wiedziała, że nigdy bym na takie coś nie poszedł. Dlatego też kiedy się pogodziła z faktem, że spędzi tu resztę wakacji ze mną i Stworkiem, to zaczęła nawet odwiedzać pobliskie miasteczko o nazwie Millia. Była to niewielka miejscowość u podnóża gór z pięknymi kamiennymi ulicami i starymi budynkami. Odwiedzając Millię miałem wrażenie, że czas się tam zatrzymał, to był najpiękniejszy aspekt tego miejsca.
CZYTASZ
Nie zapomnij o mnie • Draco Malfoy
FanfictionCameron to uzdolniona młoda wiedźma, która wraz z przyjaciółmi uczęszcza do Hogwartu. Cały świat czarodziejów drży ze strachu, bowiem Voldemort staje się coraz bardziej niebezpieczny, a z czasem niechciane uczucie Cam do pewnego nieznośnego ślizgona...