Porwanie

5.3K 147 6
                                    


Kam podszedł do nauczycielki i nie spuszczając z niej wzroku zaczął z nią rozmawiać. Wyglądało to tak, jakby to on mówił, a ona go słuchała i potakiwała.
Nauczycielka otworzyła drzwi od klasy i weszliśmy do środka. Kam i ja weszliśmy jako ostatni i zamknęliśmy je za sobą.

- Czuję się zaszczycona Cordelio Crawford, że przyszłaś na moją lekcję.- z krzywym uśmiechem powiedziała do mnie nauczycielka matematyki.

- To dobrze-odpowiedziałam. Nie chciałam z nią rozmawiać ani tym bardziej wyjaśniać moich nieobecności.

Usiedliśmy do ławek, a nauczycielka nie spuszczała ze mnie wzroku.
Ku mojemu zdziwieniu nie zostałam odpytana.
Zaciekawiona nachyliłam się do Kama i wyszeptałam mu do ucha:

- Coś ty jej powiedział?

- Nic takiego-nie patrząc na mnie zaczął gryzmolić w zeszycie.

Przypomniało mi się, że po lekcjach umówiłam się z Lydią do kina. Może Kam będzie chciał iść z nami. Troszczy się o mnie i dobrze się czuję w jego towarzystwie.

- Może chcesz iść ze mną i z Lydią do kina? – zaproponowałam z nadzieją, że się zgodzi... chociaż dla mnie.

- A na co? – słuchał mnie, ale i tak nie spojrzał w moim kierunku.

- yyyy na Dracule-powiedziałam najciszej jak się dało.

- Zakładam, że na ten wspaniałomyślny pomysł wpadła blondi-uśmiechnął się łobuziarsko – Ale że ten film jej się jeszcze nie znudził? Ja to oglądałem raz i tyle mi wystarczy.

Rozumiałam go, też to oglądałam, ale nic innego fajnego w kinach nie leciało. A chciałam spędzić trochę czasu w ich towarzystwie.

- Czyli nie chcesz iść?

- Pójdę – spojrzał na mnie znudzoną miną – chociaż wolałbym iść na coś innego.

- Ja cię nie zmuszam żebyś szedł.

- Wolę być z tobą i nawet blondi, niż sam siedzieć w domu, nawet jeśli to oznacza iść kolejny raz na Dracule.

Resztę lekcji przesiedzieliśmy w ciszy, nie często się to zdarza, ale mi to odpowiadało.
Po lekcji poszliśmy do Lydii, która już wychodziła z klasy.

- Kam a ty nie idziesz do domu? – spytała zdziwiona.

- Sorki, ale będziesz na mnie skazana przez resztę tego dnia. – A na jego twarzy znowu pojawił się uśmieszek.

- Czyli już wiesz – odetchnęła
Głęboko i spojrzała jeszcze raz na niego – Ale przecież ty nie lubisz filmów o wampirach.

- Nigdy nie mówiłem że nie lubię, tylko przy tobie wszystkie już obejrzałem maniaczko i obejrzenie tego samego znowu nie jest dla mnie frajdą.

- ja je uwielbiam, więc na nie chodzę, i nie obchodzi mnie to, że już je widziałam. Bo jednak mam jakieś hobby, nawet jeśli wiąże się to z wampirami nic Ci do tego.

- Jak chcesz – powiedział i nie zaczynał dalszej rozmowy, tylko odszedł trochę dalej.

- Aż nie mogę uwierzyć, że serio Kam idzie. Cordelia nigdy nie umiesz trzymać swojej pięknej buźki na kłódkę, zawsze musisz go ze sobą zabierać, jakby był twoim prywatnym ochroniarzem a nawet niańką.

- Nie przesadzaj.

Popatrzyłam na przyjaciela, który odwrócił się w naszą stronę. Nie był smutny czy rozgniewany, ale zamyślony.

- Nad czym tak myślisz?  - Oderwałam go na chwilę z zadumania, ale i tak nie chciał mi powiedzieć.

- Słuchaj Cordelio, muszę na chwilę wyjść, wrócę za 15 minut. – po czym odwrócił się do mnie plecami i poszedł.

Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Nadal byłam w szkole. Siedziałam chwilę oparta o ścianę niedaleko klasy Lydii i czekałam na Kama.
Zaczęło już się ściemniać a czas jakby się zatrzymał w miejscu. Patrzyłam na pomarańczowy zegar przede mną na ścianie, aż w końcu wstałam i stromymi schodami poszłam na dach budynku. Szłam przed siebie patrząc uważnie pod nogi. Większość uczniów tu przychodzi, żeby mieć trochę spokoju i nikomu się nic nie stało. Mimo że mam lek wysokości i  boję się spojrzeć w dół,  to miejsce jest uspokajające. Zamknęłam oczy i głęboko wdychałam powietrze.

Nagle na moim karku zawiał zimny wiatr. Odwróciłam się i zobaczyłam trzech mężczyzn ubranych na czarno. Byli elegantko ubrani, ale do ich stroi każdy z nich miał przyszyty kaptur, którym zasłaniali swoje twarze. Moją uwagę przykuł mężczyzna stojący pomiędzy dwójką innych. Stali na początku dachu, gdy ja byłam na końcu. Było w ich coś co mnie zaniepokoiło, kiedy zaczęli iść w moim kierunku. Mężczyzna stojący pomiędzy zdjął kaptur i pustymi oczami wpatrywał się we mnie. Był brunetem o krótkich włosach i brązowych oczach. Zdałam sobie sprawę po jego ubiorze i postury, że to ten sam człowiek, którego wiedziałam dzisiaj rano przez okno. Znieruchomiałam. Chciałam odejść jak naj szybciej, ale moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Podszedł do mnie, dzieliły nas jedynie 6 metrów.

- Idziesz z nami, czy Ci to się podoba czy nie – Oznajmił nieznany – Nie stój tak, tylko rusz się i złaź z tego dachu z własnej woli, albo zrobimy to po mojemu.

Stałam i przyglądałam się im z rozszerzonymi oczami. Co się tu dzieje?

- Kim wy jesteście? – powiedziałam zdenerwowana

- Jestem Cassian, a ty marnujesz mój czas. Powiedziałem naj łatwiej dla twojej świadomości jak mogłem a ty stoisz tu jeszcze, i nie wydaje mi się żebyś chciała iść z własnej woli.

- O czym wy do cholery mówicie? Niby gdzie ja mam z wami iść?! – wykrzyczałam z takim przerażeniem w głosie jakbym zaraz miała się rozpłakać. Jednak nie miałam takiego zamiaru.
Niespodziewanie w sekundę pojawił się przede mną Cassian i przyłożył mi do twarzy chustę z jakimś nieprzyjemnym zapachem. Próbowałam się wyrwać ale straciłam przytomność. Słyszałam tylko :

- Za głośno.

Należysz do mnie KOCHANIE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz