- Kam? Dlaczego, jakie dobro? Mówiłeś, że mnie nigdy nie zostawisz, a pozwolisz, żeby obcy ludzie zabrali mnie? - Do moich oczy zaczęły napływać łzy. Patrzyłam na niego błagająco, ale on na mnie nie spojrzał. Wzrok miał utkwiony w panelach i tylko pochylił głowę niżej.
- Chodź dziewczyno, dosyć na dzisiaj - szarpnął mnie za rękę Cassian, aż poczułam ból, który odmalował się na mojej twarzy.
- Cassian. - Kam spojrzał na niego groźnym spojrzeniem.
- Co?
- Delikatniej. - powiedział zaciskając mocno zęby.
Cassian odwrócił się plecami do pozostałych i zaczął prowadzić mnie do wyjścia.
Szarpałam się i próbowałam się uwolnić, ale bez skutecznie. Wepchnął mnie do auta i zamknął moje drzwi tak, żebym nie mogła ich ponownie otworzyć. Poczekaliśmy na Colina oraz kierowcę i pojechaliśmy przez las przed siebie.
Obejrzałam się i przez tylnie okno dostrzegłam stojącego na środku drogi Kama. Żadnych oznak, tylko stał i patrzył jak odjeżdżałam.Kam
Patrzyłem jak odjeżdża i chciałem pobiec za nią. Opiekowałem się nią i bardzo mnie zabolało, że mogę już jej nie zobaczyć. Cassian miał rację, nie ważne co bym zrobił i tak by ją zabrali, a robić sobie z króla wroga, jak i z całego mojego gatunku nie miało sensu.
Była dla mnie jak siostra. Jedyną rodziną jaką miałem.
Stałem jeszcze chwilę na drodze i już nie widziałem już pojazdu w którym odjechała.- Mówiłem - W jego głosie usłyszałem zadowolenie. Nie odwróciłem się, żeby wiedzieć do kogo on należy. Nadal patrzyłem przed siebie.
- Zamknij się - kącik ust Lautaro poruszył się, kiedy spojrzałem na niego przez ramię.
- I co beczysz, nie miałeś na to wpływu - usiadł na pniu drzewa i rozejrzał się dookoła - ehhh nie powinieneś był się tak do niej przywiązywać.
- Nie masz nic innego do roboty? - spytałem opryskliwie.
Lautaro był rozluźniony i tylko prychnoł na moje słowa. Wyglądał jakby całe zajście go bawiło.
- Tak się składa że nie, więc spędzę ten czas ze starym przyjacielem.
No pewnie bo najlepiej "staremu przyjacielowi" zawracać głowę głupotami.
- Nie licz na to - odwróciłem się i przeszedłem obok niego jak gdyby nigdy nic.
Siedział na pniu i przewracał w dłoni pierścień, po czym zaczął go podrzucać na wysokości nosa.
- Dobrze że nie jesteś taki głupi, jak myślałem - szepnoł Lautaro cięgle wbijając wzrok w pierścień.
- Co? - zatrzymałem się i spojrzałem na niego przez ramię.
- Mówię że...
- Słyszałem to - przerwałem mu
Pewnie widział całą sytuację w domku letniskowym. No Ba, pewnie że tak. Znam go dość długo i wiem, że nie odpuściłby sobie podsuchiwania rozmów, które i tak nie miały z nim związku.
- Sądziłem, że rzucisz się na Cassiana - wstał i podchodził do mnie - woow robiłeś takie straszne miny, że prawie Cordelia zauważyłaby twoją drugą nature. Brawo.
W tym momencie chciałem go z całej siły walnąć prosto w jego wykrzywioną w uśmiech buźkę, ale się powstrzymałem.
- Wybacz Durniu, że cię zawiodłem.
- pffff, może kiedyś to zobaczę - uśmiechnął się szeroko odsłaniając swoje białe kły - wtedy będę Ci kibicował.
- Szczerze wątpię - szybko bez pożegnania, oraz nie zagłębiania się w rozmowę dobiegłem do domu.
Cordelia
Droga powrotna mijała w ciszy, i nikt z nas nie chciał jej przerywać. Jak tylko wsiadłam do auta, Cassian na zmianę z Colinem dawali mi replemendy :
" Jeszcze raz uciekniesz a spotkają Cię poważne konsekwencje, przysięgam"
I
"Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak irytująca jest twoja obecność, którą muszę znosić "
oraz
" Przed nami, nigdy nie uciekniesz"Oczywiście było tego więcej, ale po jakimś czasie przestałam ich słuchać.
Mogą myśleć o mnie co chcą, teraz nie obchodzi mnie to. Dokądkolwiek mnie zabierają, nie polubię tego miejsca, zdala od Kama i Lydii.
Słyszę tylko " to dla twojego bezpieczeństwa". Pfff nie powiedzieli mi nawet przd jakim niebezpieczeństwem chcą mnie "ochronić"
Denerwuje mnie to, że tak mało wiem.
Boję się, ale pewnie będę miała dużo więcej powodów do leków.
Moje powieki stawały się coraz cięższe, oparłam głowę o zagłówki samochodu i zasnęłam.-Już dojeżdżamy - szturchnoł mnie Colin, gdy przekraczaliśmy wysoką czarną bramę z dwoma po obu stronach gargulcami. Wszystko było mroczne, a w powietrzu opadała i podnosiła się mgła, ale wydawało się to piękne, gdy posągi oplatywały ciernie krwisto-czerwonych róż. Wychyliłam się przez szybę, żeby spojrzeć na to raz jeszcze.
- Czym się tak ekscytujesz, I tak prawie wszystko po za wnętrzem zamku jest pokryte mgłą.
- Czekaj "zamek" - o czy on mówi, wiozą mnie do zamku?
I wtedy samochód się zatrzymał. Otworzyłam szeroko buzię i wyszczerzłam oczy. Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam.
- Jesteśmy - Cassian otworzył drzwi ze swojej strony samochodu i spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami - wychodź, nie jesteś księżniczką, żebym Ci miał otwierać drzwi. Poradzisz sobie sama.
- Dla Kama byłam - otworzyłam swoje i wyszłam z pojazdu. Cassian stał obok mnie, złapał mnie za prawy nadgarstek i pociągnął do przodu.
- Szybciej, masz ruchy niemiłosiernie wolne - stałam już blisko niego, kiedy pociągnął mnie tak, że znalazłam się za jego plecami i zamknął pojazd. Wtedy mnie póścił. - Może dla niego byłaś, ale nikt tutaj nie będzie cię traktował wyjątkowo i radzę przyzwyczaić się do tego.
- Niczego nie żądam, no może tylko jednego - pocierałam ręka prawy nadgarstek - chcę wrócić do domu.
Parskał śmiechem i zaczął kręcić głową. Spojrzał na mnie po czym na ziemię i zaczął się śmiać.
- Co w tym takiego zabawnego? - spojrzałam na niego ze skwaszoną miną.
- To twój dom - i wskazał ruchem dłoni na zamek.
CZYTASZ
Należysz do mnie KOCHANIE
VampireCordelia żyła w przeświadczeniu, że jest zwyczają dziewczyną z trudną przeszłością. Nawiedzały ją w nocy koszmary o śmierci kobiety, a ona sama była jeszcze dzieckiem. Nagle zostaje porwana i zmuszona do życia w obcym dla niej miejscu. Życie Cordel...