Draco
Stoję pośrodku wielkiej sali.
Z lekkim znudzeniem obserwuję przewijających się arystokratów, pracowników Ministerstwa i inne znane osobistości świata czarodziejów. Gdzieś kątem oka zauważam nawet Kruma z żoną.
Przez drzwi, co chwila, wchodzą nowi goście. Kobiety ubrane w lśniące suknie i mężczyźni w eleganckich garniturach i szatach.
Przed chwilą skończyłem krótką, ale treściwą rozmowę z Potterem.
Przypomniał mi, co mam robić i nakazał nie rzucać się za bardzo w oczy.
No jasne.
Nie jestem tu zbyt mile widziany.
Jest już piętnaście po dwudziestej.
Z trudem powstrzymuję się przed zerkaniem na zegarek. Obracam kieliszek z białym winem, upijając małe łyki. Nie mam ochoty na alkohol. Coraz bardziej denerwuje mnie nieobecność Granger i tego...
Po raz kolejny patrzę w stronę galerii i zamieram. W drzwiach pojawia się Valentine, a u jego boku najpiękniejsza kobieta, jaka istnieje na całym tym pieprzonym świecie.
Elizabeth i Granger w jednym.
Potrząsam głową.
Czemu akurat pomyślałem o Elizabeth?
Po chwili zrozumiałem.
Uczesanie i granat sukni.
Idzie z niezwykłą gracją, sunąc szczupłą dłonią po poręczy. Odpowiada na uśmiechy i przywitania.
Jak Elizabeth setki lat temu.
Otrząsam się z chorych myśli.
To jest Granger, moja misja na dzisiejszy wieczór. Muszę trzeźwo i szybko myśleć.
Misja. Zadanie. Priorytet.
Dzisiaj muszę to doprowadzić do końca.
Nie ważne jak.
Muszę.
Odstawiam kieliszek na tacę przechodzącego kelnera i wtapiam się w tłum gości, dyskretnie obserwując przybyłą parę.
Kurwa, jak oni dobrze razem wyglądają.
Jakby byli stworzeni do bycia ze sobą przez wieki.
Przesuwam się za plecami jakiegoś starego grubego faceta. Valentine prowadzi Granger w stronę pudła, gdzie wrzucane są czeki. Przystają przy stoliku, na którym stało, wyciąga z wewnętrznej kieszeni marynarki czek i szybkim ruchem wrzuca do środka.
Ciekawe, ile niby dał ze swoich demonicznych pieniędzy.
Swoją drogą zastanawiam się, skąd miał tyle odwagi pojawić się w takim miejscu, wśród tych ludzi?
Misja samobójcza, czy był tak cholernie pewny, że nikt go nie rozpozna?
Z mdłościami patrzę, jak pochyla się nad Granger i muska ustami jej skroń.
Dziewczyna gwałtownie się rumieni.
Ile bym dał, żeby być na jego miejscu.
Ale to jeszcze nie ten moment.
Jeszcze nie.
Krążę wokół sali, obserwując ich, jak sęp swoje ofiary. Hermiona przystaje co rusz przy kimś, by zamienić parę słów. Rozpoznaję jej współpracownika, Thomasa i tego pieprzonego Kruma.
W końcu nastaje czas posiłku.
Siedzę w najdalszym kącie z idealnym widokiem na moją słodką ofiarę. Klnę w myślach, zauważając, że Valentine wydaje się nie mieć zamiaru zostawić jej nawet na moment. Dotyka, całuje, pieści słowami, rozgląda się, jakby szukał zagrożenia. Jednak jestem zbyt daleko, by mnie zauważył.
Nagle rozbrzmiewają pierwsze takty muzyki zapraszające do tańca. Sygnał, że się zaczyna. Patrzę, jak Potter nachyla się do Valentine'a i szepcze mu coś na ucho, na co ten kiwa głową, a po chwili wstają i się oddalają, by w końcu wyjść zupełnie z Sali.
No to kurtyna w górę, kochanie.
Pewnym krokiem kieruję się ku stolikowi, przy którym Granger rozprawia z rudą dziewczyną Pottera. Wiewióra także jest wtajemniczona, więc nie jest zdziwiona moim przybyciem.
– Mogę prosić do tańca – szepczę tuż przy uchu Granger, która podskakuje z piskiem i się odwraca.
– Chyba po moim trupie, Malfoy – odpowiada w końcu, obrzucając mnie wściekłym spojrzeniem. – Mówiłam ci, że masz się do mnie nie zbliżać.
Kręcę głową rozbawiony.
– Myślisz, że będę słuchać twoich rozkazów, mała?
Z ostatnim słowem, chwytam ją za dłoń i ciągnę do góry.
– Zatańcz – syczę wprost do uchylonych szokiem ust.
Już kilkanaście par wiruje w rytm pięknej muzyki. Ciągnę zszokowaną dziewczynę między tańczących i obracam się w jej stronę, by mocno przyciągnąć jej ciało do swojego. Znów piszczy, zirytowana moją zuchwałością.
– Jak ja cię nienawidzę, ty dupku! – Próbuje się wyrwać, ale trzymam zbyt mocno.
Od tego zależy nasze życie.
Jej życie.
Nie mogę pozwolić jej znowu uciec.
Nie tym razem.
– Poddaj się w końcu, kochanie – mruczę, okręcając nas, aż świat zaczyna wirować.
Nawet nie zauważa, gdy zsuwam z jej palca przeklęty srebrny krążek.
– Nie jestem twoim... – przerywa, gdy do naszych uszu docierają pierwsze takty walca.
Walca, który połączył nasze serca i dusze na zawsze.
Widzę w jej oczach niezrozumienie, szok i ból. Patrzy na mnie, nie mogąc pojąć, co się dzieje, ale ja nie zamierzam jej puszczać. Prowadzę nas tak, jak prowadziłem setki lat temu. Patrząc w oczy, które kocham, czując pod dłonią ciało, które posiadłem już tyle razy.
To właśnie dla niej żyłem i oddychałem.
– Co się dzieje? – jęczy, a ja nadal okręcam nas w rytm namiętnej muzyki. Muzyki pełnej żądzy i niewypowiedzianego uczucia. W oczach zauważam łzy.
– Ratuję cię, skarbie – mruczę, by na chwilę odsunąć ją od siebie. Gdy wraca w moje ramiona, cała drży. Oparta o mnie plecami, pozwala mi robić ze sobą, co chcę.
– Draco?
– To ja – szepczę, muskając oddechem jej ucho. – A teraz wróć do nas, kochanie – obracam ją jednym ruchem. Lekko przechylam, podziwiając delikatność skóry i te niesamowite kuszące usta.
Zauważam ruch w drzwiach.
Valentine.
Staje w przejściu. Błękitne oczy zaczynają płonąć żywym ogniem. Wrzeszczy wściekle, a ja niemal z uśmiechem, przybliżam wargi do wyczekujących, uchylonych ust Granger i całuję, przenosząc nasze ciała daleko stąd.
CZYTASZ
Zagubieni w czasie 2: Wierni przeznaczeniu // Dramione
Fanfiction" - To nie ma sensu, Potter. Ona mi nie wybaczy. Widzisz, co z niej zrobiłem? -Wskazuję bezmyślnie na korytarz za jego plecami. - To jest dziewczyna, która powinna być noszona na rękach, czczona jak bogini a ja... - załamuję się - jedyne co umiem, t...