Draco
Nie wiem, ile dni minęło.
A może tygodni?
Patrzę na krzątających się po moim domu aurorów. Spokojne paryskie mieszkanie zamieniło się w centrum dowodzenia.
Wszędzie walają się mapy Wielkiej Brytanii, Ameryki i Albanii. Niedopite kawy w ogromnych ilościach kubków, zawalają niemal każdy centymetr salonu. Szafki, stoły, a nawet podłoga usłana jest szklanymi i ceramicznymi naczyniami. Gdzieś przy drzwiach tkwi stos kartonowych pudeł po mugolskiej pizzy.
– Jak się trzymasz? – Z otumanienia wyrywa mnie głos Pottera. Patrzy na mnie ze zmarszczonymi brwiami, trzymając kolejny kubek z parująca cieczą.
– A jak mam się trzymać, gdy wiem, że ktoś krzywdzi kobietę, którą kocham? – warczę, wstając z fotela, na którym tkwiłem przez kilka ostatnich godzin. Pocieram twarz i szczękę. Wyczuwam kilkudniowy zarost. Mam gdzieś, że wyglądam gorzej od menela. Nie mam czasu na takie głupoty jak golenie.
W ogóle, kiedy ostatnio się goliłem?
Podchodzę do jednego z luster i lekko się wzdrygam, gdy widzę swoje odbicie.
Tragedia w piętnastu aktach. Włosy wydają się trzaśnięte piorunem. Brudne i w nieładzie opadają na zapadnięte oczy. Cera, która i tak zawsze wyglądała, jakbym był chodzącym zombie, teraz przybrała szarawy odcień, nie mówiąc o zaroście, który pokrywał moje policzki i brodę.
– Kurwa.
Zamykam oczy, chowając twarz w dłoniach.
Zaczynam się śmiać, a śmiech w końcu przechodzi w pieprzony szloch.
Czuję uścisk na ramieniu, jednak stojąca za mną osoba się nie odzywa. Odsuwam dłonie i znów patrzę w lustro. Zielone oczy przyjaciela Granger wpatrują się we mnie z troską. Też nie wygląda najlepiej.
Też ją kocha.
– Ile to już trwa? – pytam głucho.
Pogubiłem się.
Nie śpię, a jak śpię, to budzę się z krzykiem. Nawet Whisky nie pomaga mi odetchnąć.
– Malfoy – zaczyna, ale widzę, że jest zmęczony moimi pytaniami. – Musisz odpocząć – mówi w końcu, odsuwając ode mnie rękę. – Możemy potrzebować cię w każdej chwili. Rozumiesz? Pełnego sił. – Wskazuje na mnie dłonią – Teraz to nie wziąłbym cię nawet do karmienia Kła.
– Kogo?
Kręci głową i upija łyk kawy.
– Nieważne. Idź się wykąpać. Zjedz coś i wróć do nas.
Może ma rację.
W każdej chwili ktoś może wpaść na jakiś trop, a wtedy nikt mnie nie zatrzyma.
Rozniosę tego skurwiela na kawałki.
Wychodzę z salonu, czując na sobie spojrzenia Aurorów. Idę dziwnie cichym korytarzem, w górę po szklanych schodach, a na szczycie niemal zsuwam się do tyłu, gdy widzę moją matkę.
Wychodzi ze swojego pokoju, zatrzymuje się i uśmiecha smutno. Nie mogę znieść tego żalu w jej oczach, poczucia winy. Chcę się odwrócić i odejść, ale słyszę, jak wypowiada moje imię.
Nie mogę jej ciągle unikać.
Podchodzę i staję patrząc kobiecie prosto w oczy. Wzdycha, jakby zbierała się na odwagę.
– Synku...
Unoszę rękę, zatrzymując jej wypowiedź.
– Jeśli znów chcesz mnie przepraszać, to nawet nie zaczynaj.
– Kochanie... – jej głos niebezpiecznie drży.
Jest niesamowicie krucha. Nie odzyskała jeszcze sił ani ciała sprzed śpiączki, w którą sama się wprowadziła, by ukryć przede mną pieprzony fakt, że mam brata.
Brata, którego ojcem jest Czarny Pan.
Ukryła przede mną prawdę.
Prawdę, że w przepowiedni wcale nie chodziło o mnie.
To nie moje dziecko miała nosić dziewczyna, którą kocham.
– Nie chcę słuchać twoich przeprosin, jasne? – syczę wściekle. Cofa się o krok, a ciemne oczy otwierają się w zdumieniu. – To wszystko przez ciebie. Przez ciebie Hermiona jest w niebezpieczeństwie. To przez ciebie cierpię bardziej niż kiedykolwiek.
Każde słowo, które wypowiadam, uderza w jej serce. Widzę łzy płynące po bladych policzkach, ale wcale mnie to nie rusza. Jej ból jest niczym w porównaniu z tym, co dzieje się w mojej duszy.
W końcu opuszcza wzrok.
– Zawsze myślałam, że będziesz taki jak Lucjusz.
Zaciskam szczęki. Nie wiem, po cholerę wspomina ojca, ale pozwalam mówić jej dalej.
– Myliłam się. Oprócz wyglądu nie masz z nim nic wspólnego.
– Ach tak? – Unoszę drwiąco brew. – Przez jakieś szesnaście lat, robiłaś wszystko, bym był taki, jak on.
– Nie, nie synku, ja... To nie ja. On cię takiego chciał.
– A ty byłaś posłuszną kobietą, wykonującą każdy jego rozkaz, więc tresowałaś mnie jak zwierzę w cyrku.
Przełyka łzy, ale naprawdę mnie to nie rusza.
– Draco, proszę. – Robi dziwny ruch rękami, jakby chciała je oprzeć na moim torsie, jednak zaraz je opuszcza – Nawet nie wiesz, jaka jestem z ciebie dumna, że chociaż byliśmy dla ciebie tacy okropni, wyrosłeś na takiego mężczyznę.
– O co ci chodzi? – warczę zirytowany.
– Chcę tylko powiedzieć, że jestem dumna, bo nie jesteś tym, kim ojciec chciał, byś był. Jesteś sobą, a tego chciałam zawsze z całego serca. Chciałam, byś umiał kochać.
Śmieję się drwiąco.
– Myślisz, że to twoja zasługa? Jeśli tak, to przestań śnić, matko. Nie ty nauczyłaś mnie miłości. Nie ty pokazałaś, czym jest życie, którego każda godzina wypełniona jest szczęściem i strachem o kogoś, kogo się kocha. Nie ty, tylko Granger. Szlama, której nienawidziliście.
Kończę i nie czekam na jej odpowiedź.
Omijam ją i wchodzę do swojego pokoju. Zatrzaskuję drzwi i opadam na kolana, a moim ciałem wstrząsają dreszcze. Jest mi niedobrze. Próbuję powstrzymać łzy, lecz bezskutecznie. Opieram czoło o podłogę i wyję niczym zranione zwierzę.
Kładę się i obracam na plecy, patrząc bezmyślnie w sufit.
Otacza mnie pieprzona szarość. Wszystko jest szare jak moja cholerna dusza.
Płaczę, póki nie kończą mi się łzy.
Wycieram wilgotne oczy i obracam się na bok, a wtedy mój wzrok napotyka coś, czego nie powinno tu być.
Mały skrawek materiału wciśnięty pod łóżko.
Podciągam się na czworaka i podchodzę. Łapię za wystający fragment i ciągnę, a po chwili moim oczom ukazuje się błękitna koszulka.
Kobieca i pachnąca perfumami.
Jej perfumami.
Wtulam twarz w materiał, wciągając zapach. Moje oczy na nowo wypełniają się łzami
– Granger, do cholery – wyję w materiał. – Błagam cię, daj mi jakiś pieprzony znak, gdzie jesteś. Jedną cholerną wskazówkę.
Podciągam się na łóżko i opadam w pościel, przyciskając do siebie ubranie dziewczyny.
– Jedną wskazówkę. Jedną... – szepczę, wykończony tymi wszystkimi godzinami, dniami i tygodniami, by po chwili zapaść w zbawczy sen.
CZYTASZ
Zagubieni w czasie 2: Wierni przeznaczeniu // Dramione
Fanfiction" - To nie ma sensu, Potter. Ona mi nie wybaczy. Widzisz, co z niej zrobiłem? -Wskazuję bezmyślnie na korytarz za jego plecami. - To jest dziewczyna, która powinna być noszona na rękach, czczona jak bogini a ja... - załamuję się - jedyne co umiem, t...