Liczymy się tylko my

1K 51 26
                                    

* * *

Nie wiem, jak długo trwamy w tej pozie, ciesząc się chwilą i tym, co ma nadejść. Całuje mój brzuch i szepcze, do rozwijającej się w nim istoty, że zrobi wszystko, by być najlepszym ojcem na świecie... i mężem.

Wracamy do Wielkiej Sali.

Powinnam być zaskoczona oklaskami, wiwatującym tłumem, jednak na ten wieczór mój limit zaskoczenia dawno się wyczerpał.

Trzymam za dłoń mężczyznę, który jest wszystkim, czego potrzebuję do życia.

Jest moim powietrzem.

Moim szczęściem.

Moim przeznaczeniem.

Nagle staje, pośrodku koła, które stworzyli wszyscy zebrani, łapie mnie w talii i całuje, czule, niespiesznie.

Tak, jakby to był nasz pierwszy pocałunek.

Otula moją twarz dłońmi, i patrzy w oczy tak głęboko, jakby chciał wniknąć w moją duszę i szepcze:

- Pamiętasz, jak obiecałem, że wywinę się ze ślubu z Greengrass i zrobię wszystko, by nikt nie stanął nam na drodze?

Kiwam głową, na znak, że pamiętam. Ale czemu teraz mnie o to pyta?

Przygryzam wargę, nie mogąc opanować rozprzestrzeniającego się w podbrzuszu żartu.

Pragnę go.

Pragnę go tu i teraz.

Mam ochotę nieustannie całować te miękkie usta, mając gdzieś, że jesteśmy obserwowani przez tłum naszych kolegów i nauczycieli.

- No to chyba dotrzymałem obietnicy? - Unosi jedną brew, a na wargi wchodzi ten dobrze znanymi leniwy, lekko drwiący uśmiech.

- Dotrzymałeś - śmieję się.

- Kocham cię, Granger - niemal niewyczuwalnie muska moje usta, by nagle chwycić jedną z moich dłoni, a drugą ręką złapać zaborczo w talii.

Drżę, gdy salę wypełnia dobrze znana mi muzyka. Ta sama, która setki lat temu poprowadziła nasze dusze ku zatraceniu.

- Pozwolisz poprowadzić? - pyta, a w chwili, gdy wypowiada ostatnie słowo, moja suknia zamienia się w dłuższą, bordową z subtelną koronką - tę sprzed wieków.

Nie pytam, jak to zrobił, jestem zbyt zatracona w srebrzystych tęczówkach, w jego bliskości i w zniewalającym zapachu.

- Zawsze to robisz - odpowiadam słowami, które obydwoje bardzo dobrze znamy. Jeszcze raz delikatnie mnie całuje, a potem ruszamy. Nie widzę ludzi, którzy obserwują nasz taniec, nie słyszę szeptów, ani zachwyconych spojrzeń.

Liczymy się tylko my.

Draco Malfoy

I ja.

* * *

- Czy kiedykolwiek go zobaczę? - pytam, wycierając łzy z policzków. Kładę dłoń na dość wypukłym brzuchu. Bezwiednie je głaszczę, jakbym dotykiem chciała uspokoić nie siebie, a rosnące we mnie istoty.

Wysoki, jasnowłosy mężczyzna obchodzi niewielkie biurko oświetlone promieniami słońca, po czym staje przede mną i kładzie dłonie na moich ramionach.

Zagubieni w czasie 2: Wierni przeznaczeniu // DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz