Zabij mnie

780 46 14
                                    

Hermiona

Black nie pozwala mi nic więcej powiedzieć.

Łapie mnie za ramiona i po chwili znajdujemy się całkowicie w innym miejscu. Z dala od Londynu i klubu. Pcha mnie do przodu, jakby była śmieciem, a nie człowiekiem. 

Upadam na kolana. 

Próbuję nie płakać, ale to silniejsze ode mnie.

Gdybym tylko nie była taka beznadziejnie głupia.

Odwracam się, masując dłonie, które otarłam o szorstki, zielony dywan.

Stoi nade mną i patrzy z wyższością i lekkim rozbawieniem.

– To jeszcze nie pora na klękanie – drwi i omija moją osobę, podchodząc do kominka, w którym bucha ogień. Unoszę wzrok nad gzyms.

Biorę głęboki wdech, zdając sobie sprawę, kto tkwi na olbrzymim portrecie. Platynowe włosy, lekki uśmiech i tak dobrze znana mi szarość oczu.

Declan Slytherin.

Black zauważa, na co patrzę.

– Chyba powinienem go stąd usunąć – mówi z lekką drwiną.

– Gdzie jesteśmy? – Zdobywam się na odwagę i wstaję, nie chcąc, by widział we mnie słabość.

– To akurat powinno cię najmniej obchodzić. – Siada w starym, obitym szmaragdowym atłasem fotelu. Opiera nogę na kolanie drugiej i patrzy na mnie z tym samym błyskiem, który widziałam pierwszego dnia, gdy się poznaliśmy. – Jednak wiem, że jesteś dość ciekawską i głodną wiedzy kobietą, więc ci odpowiem. Jesteśmy w posiadłości Salazara Slytherina – odwraca spojrzenie w stronę portretu – i jego syna, ale jak już wiesz, nie pożył za długo – parska wymuszonym śmiechem.

Odwracam wzrok, próbując powstrzymać łzy. Nie mogę zapomnieć szoku w srebrzysto–błękitnych oczach Draco, gdy wypowiedziałam te dwa upiorne słowa.

– Przestań ryczeć, Hermiono. Żyjesz, twój pożal się Merlinie, facet, też więc nie masz powodu do płaczu.

– Mam – syczę przez zaciśnięte zęby. – Porwałeś mnie!

Wstaje i podchodzi w trzech krokach. Łapie moją twarz i patrzy głęboko w oczy.

– Oboje bardzo dobrze wiemy, że nie jesteś zbyt posłuszną dziewczynką. Muszę trzymać cię na smyczy, póki nie dasz mi tego, czego pragnę.

– Możesz mnie już zabić. Nie spełnię twojego chorego marzenia! – Próbuję się wyrwać, ale jeszcze mocniej ściska.

– To nie jest moje marzenie – warczy, zbliżając usta do moich. – To jest zapisane w historii od wieków.

– Nie prawda! To nie o mnie chodzi. Nie ja! – Wciskam dłonie między nas, chcąc go odepchnąć. – Masz Greengrass, nie jestem ci potrzebna!

Puszcza mnie i robi krok do tyłu.

– Przypomnieć ci, o czym mowa w przepowiedni?

Wycieram twarz z łez.

– Nie. Chodzi o dziecko potomków Declana i Hanny. O dziecko Astorii i Draco.

Wybucha śmiechem.

– Myślisz zupełnie jak mój ojciec.

Mrugam nerwowo, co ma z tym wspólnego Pan Ciemności?

Znów łapie mnie za ramię, boleśnie ściskając i patrząc mi głęboko w oczy.

Przeraża mnie ta czerń.

Zagubieni w czasie 2: Wierni przeznaczeniu // DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz