Hermiona
Nie płaczę, bo wiem, że to i tak nie ma sensu.
Nie krzyczę ani nie błagam o wypuszczenie.
To też nie ma sensu.
Siedzę na łóżku i czuję, jakby ktoś wyprał mnie z jakichkolwiek emocji. To jest jakiś cholerny koszmar!
Chcę zająć czymś swoje myśli, więc rozglądam się po pomieszczeniu. Jest dość spore i zupełnie nie w moim stylu.
Ciemne, bogato zdobione meble pokrywał kurz. Siedzę na cuchnącej starocią zapewne, niegdyś szmaragdowej narzucie. Materiał jest ponadgryzany, a w niektórych miejscach, wydaje się nawet nadgniły. Szybko wstaję, czując idące po kręgosłupie dreszcze obrzydzenia.
Jakie stworzenia czekały na mnie w tej pościeli?
Stojąca przed sporym kominkiem kanapa, także była pożarta przez mole i inne robactwo.
Boję się czegokolwiek dotknąć.
Przed wielkim, sięgającym sufitu oknem, zasłoniętym wyblakłą zasłoną z ciężkiego, grubego materiału, stoi bogato zdobione biurko. Podchodzę, mając nadzieję, że znajdę na nim coś, co pozwoli mi oderwać myśli, od tej beznadziejnej sytuacji, w której się znalazłam.
Staję i spoglądam na liczne pergaminy, koperty i stare księgi. Nie jestem w stanie dostrzec, chociażby kilku liter tytułów. Niesamowicie mnie korci, ale nie dotykam liczących setek lat ksiąg, które wydają się rozsypać, gdy tylko przejadę po nich palcami.
Przyglądam się starannemu pismu, który widnieje na pergaminach. Pochylam się bardziej, próbując nie chuchać papier i widzę w rogach herb Salazara Slytherina. Tylko na dwóch widnieje całkowicie inny.
Godryka Gryffindora.
Zaciskam zęby i delikatnie łapię, jeden z listów z wyblakłym zielonoszarym herbem. Już pierwsze słowa, mówią mi, do kogo należy staranne, lekko pochyłe pismo i w czyim pokoju się znajduję.
24 marca 998
Najdroższa Elizabeth,
zjawię się, miłości mojego życia. Przybędę dwie godziny po zapadnięciu zmierzchu, by ostatni raz chwycić Cię w ramiona i poczuć słodycz Twoich ust.
Pani mego serca, proszę Cię! Zaklinam! Ucieknij ze mną!
Ucieknij i pozwól żyć naszemu uczuciu.
Zapewnię Ci wszystko, czego zapragniesz. Mam kilka posiadłości. Schowamy się, stworzymy rodzinę dla naszych dzieci, a Twój małżonek nigdy nas nie znajdzie i już nigdy nie rozdzieli.
Miałem nadzieję, odpowiedzieć Ci na list, poprzez marzenie senne, jednak coś blokuje mi tę możliwość.
Czy to sprawka przeklętego Valentine'a?
Czy to Ty, najdroższa, chcesz przede mną coś ukryć?
Zamartwiam się.
Nie mogę spać ani nie mogę żyć, wiedząc, że jesteś w łapskach tego chorego człowieka.
Ostatni raz Cię zaklinam – ucieknij ze mną!
Twój na zawsze,
Declan.
PS Thomas jest bezpieczny, cały i zdrowy.
Jak najdelikatniej umiem, odkładam list na biurko, po czym szybko wycieram spływające po policzkach łzy.
CZYTASZ
Zagubieni w czasie 2: Wierni przeznaczeniu // Dramione
Fanfic" - To nie ma sensu, Potter. Ona mi nie wybaczy. Widzisz, co z niej zrobiłem? -Wskazuję bezmyślnie na korytarz za jego plecami. - To jest dziewczyna, która powinna być noszona na rękach, czczona jak bogini a ja... - załamuję się - jedyne co umiem, t...