Hermiona
Mam wrażenie, jakbym była w innej rzeczywistości. Wszystko jest tak cholernie popieprzone, że ledwo daję radę to ogarnąć.
- Chyba śnisz! - warczę, patrząc Blackowi prosto w twarz.
Uśmiecha się sztucznie, jakby chciał mi dać znać, że mój upór jest głupi i daremny.
Nie zamierzam się poddać.
- Nie zrobię tego - dodaję ostrzej.
- Jesteś pewna? - Znów unosi tę cholerną brew, boleśnie przypominając mi o Malfoyu.
- Nawet nie mam różdżki, więc jak mam się dostać do gabinetu Dumbledora, co? - przypominam mu o takim małym, nic nieznaczącym szczególe. - Zniszczyłeś ją, pamiętasz?
- Nie będzie ci potrzebna - mruczy w odpowiedzi. Oddala się ode mnie powolnym krokiem i znów staje przy Danielu. Kładzie mu rękę na ramieniu i lekko poklepuje. - Pójdzie z tobą mój najlepszy pracownik.
Prycham drwiąco.
- Sam nie może iść? Jestem bezużyteczna bez różdżki.
- Nie, nie może. Przypominam ci, że... - przerywa i robi krok w moim kierunku, po czym kończy przyciszonym głosem: - Dwa razy zabił tym pieprzonym sztyletem i nie jest w stanie wziąć go po raz trzeci do rąk.
- Niby czemu? - pytam zdziwiona.
Przekrzywia głowę i wsuwa dłonie do kieszeni.
- Pewien archanioł postanowił rzucić dość nietypowy czar, by uchronić... swojego syna przed popełnieniem po raz trzeci tej samej zbrodni.
- Czar?
- Sztyletu nie może dotknąć demon, a jak wiesz, Valentine jest nim w połowie. On tylko wprowadzi cię do gabinetu.
- A co z Dumbledorem? - Zrywam się. - Nie pokona go!
- Masz rację, nie pokona, ale jest w stanie na chwilę go... unieszkodliwić. Da ci kilka minut, byś znalazła sztylet i przyniosła go do mnie.
- Nie zrobię tego. - Znów siadam na kanapie i splatam ramiona na piersi. - Nie zrobię - powtarzam.
Prycha śmiechem.
- Nie masz wyjścia, skarbie.
Zaciskam szczęki, by po chwili zadać jeszcze jedno z nurtujących mnie pytań:
- Czemu sam po niego nie pójdziesz? Przecież twoim ojcem był Tom Riddle, a nie Pan Ciemności. Nie jesteś demonem.
- Spędziłem osiemnaście lat w piekle. Myślisz, że nadal jestem stuprocentowym człowiekiem? - Przy ostatnim słowie, czarne oczy rozbłyskują ogniem, co przeraża mnie do takiego stopnia, że wciskam się w oparcie kanapy.
Uśmiecha się triumfująco, po czym znów staje się poważny:
- Koniec tego pieprzenia. Wracaj do swojej sypialni. Pojutrze wyruszamy.
Posłusznie wstaję i omijając go szerokim łukiem, kieruję się do drzwi. Przystaję i obracam się przez ramię. Daniel stoi z rękami splecionymi za plecami i patrzy na mnie z całkowitą obojętnością, po czym szybko odwraca wzrok w stronę Blacka.
Jest mu całkowicie oddany.
Całym sobą.
Straciłam go.
Straciłam go na zawsze.
Cały wieczór poświęcam na zgłębianiu nauki wchodzenia w sny. Jestem roztrzęsiona i rozgoryczona, co nie pozwala mi na całkowite skupienie. Udaje mi się tylko wdarcie w śpiący umysł jakiejś myszy. Budzę się ze łzami w oczach. Mam coraz mniej czasu, a postępów brak.
CZYTASZ
Zagubieni w czasie 2: Wierni przeznaczeniu // Dramione
Fanfiction" - To nie ma sensu, Potter. Ona mi nie wybaczy. Widzisz, co z niej zrobiłem? -Wskazuję bezmyślnie na korytarz za jego plecami. - To jest dziewczyna, która powinna być noszona na rękach, czczona jak bogini a ja... - załamuję się - jedyne co umiem, t...