2.

197 9 2
                                    


Tydzień później, zostałam wypisana ze szpitala. Powiedziałam rodzicom, żeby nie przyjeżdżali. Miał mnie odwieść Kasjan. Właśnie czekał na mnie, aż wszystko spakuję.

- Już? - zapytał, stojąc koło drzwi od sali.

- Tak, chwilkę - rzekłam, dopinając torbę. Zapięłam ją i z przyzwyczajenia zarzuciłam sobie na ramię. Kasjan aż syknął i momentalnie zjawił się koło mnie. Zabrał ode mnie torbę i zarzucił ją sobie na ramię. Złapał mnie za rękę.

- Ile razy mam ci powtarzać? Hm? - szepnął mi do ucha.

- Przepraszam, zapomniałam - bąknęłam i zalałam się rumieńcem.

On pokręcił głową z konsternacją.

- Pamiętasz, co powiedział lekarz? - zapytał i zaraz odpowiedział sobie na pytanie. - Że masz nie nadwyrężać tego ramienia.

- Mhm - przytaknęłam.

- Pamiętasz? - naciskał Kasjan.

- Pamiętam - powiedziałam i wywróciłam oczami.

Szliśmy korytarzem, nagle Kasjan zatrzymał się i spojrzał mi w oczy.

- Alicjo - rzekł poważnym głosem, pieszcząc moje imię. - Nie wywracaj oczami.

- Szkoda, że nie pogroziłeś mi palcem - powiedziałam z ironią.

- Mogę to zrobić - rzekł i zaraz dodał. - Tak samo, jak mogę cię tu teraz złapać i zanieść albo potem przełożyć przez kolano - patrzył na mnie z lekkim uśmiechem, a ja znowu wywróciłam oczami.

- A...

Ale nie zdążył dokończyć, bo ruszyłam w stronę wyjścia. Kasjan kroczył koło mnie.

Nagle zauważyłam, że szłam sama. Zatrzymałam się i odwróciłam do tyłu.

Kasjan stał nieruchomo, patrząc na coś co działo się w sali, po prawej stronie. Wyglądał bardzo dziwnie, umysłem był gdzieś indziej. Patrzył na coś uważnie.

- Kasjan - powiedziałam do niego, ale nie zareagował.

Coś w jego zachowaniu się zmieniło. Ruchy miał powolniejsze, był jak zdrętwiały, nie reagował na moje wołania, zachowywał się jakby był myślami bardzo daleko. Nie było w nim nic z mojego Kasjana. Był całkiem obcy i taki niedostępny.

Podeszłam do niego bliżej i pociągnęłam go delikatnie, za rękaw marynarki. Nie zareagował. Patrzył tylko nieruchomo, na to co działo się w sali obok.

Spojrzałam w tamtym kierunku i zamarłam. Serce zaczęło mi walić, jak młot, a krew uderzyła mi do głowy.

Drzwi od sali były otwarte. Na białym, szpitalnym łóżku leżał mężczyzna, na oko czterdziestoletni. Rękawy błękitnej koszuli miał podwinięte do łokci. W ręce miał wczepione cienkie rurki, przez które przepływa ciemnoczerwona substancja. Rurki prowadziły do plastikowego woreczka wypełnionego krwią, a potem kolejnym wężykiem, gdzieś dalej, gdzie mój wzrok nie sięgał. Przetaczali mu krew. Tak, na pewno.

Zaschło mi w gardle. Spojrzałam na Kasjana, on patrząc cały czas w tym samym kierunku, przechylił głowę lekko w bok, przypatrując się uważnie mężczyźnie, który znajdował się w sali.

Czułam, że to nie skończy się dobrze, jeżeli nie zareaguję w porę. Złapałam go z całych sił za rękę i potrząsnęłam mocno.

- Kas! - rzekłam piskliwie, cały czas próbując nakłonić go, żeby do mnie wrócił. Żeby wrócił do teraźniejszości, tu i teraz. On nagle odwrócił głowę w moją stronę i spojrzał na mnie pustym wzrokiem. Zadrżałam i mimowolnie zrobiłam krok do tyłu.

Wysłannicy diabła: Karmazyn Tom II ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz