33

83 5 1
                                    

  W końcu nadszedł dzień mojej przeprowadzki. Od rana biegałam po całym domu, zbierając swoje rzeczy. Część spakowałam już poprzedniego dnia, lecz większość leżała jeszcze nietknięta w szafkach.
 
Kilka kartonów stało na dole, koło schodów. Przesunęłam je ostrożnie nogą, by nie tamowały ruchu na górę. Sprawnie przemierzyłam schody i dotarłam do swojego pokoju.
 
Stojąc w przejściu, rozejrzałam się po całym pomieszczeniu. Westchnęłam, a w mojej głowie kłębiła się masa myśli.
 
W tym pokoju, dorastałam, uczyłam się, odpoczywałam przez przeszło dwadzieścia pięć lat. Z ciężkim sercem myślałam o tym, że będę musiała go dzisiaj opuścić.
 
Ogarnęła mnie swego rodzaju nostalgia, można powiedzieć, że byłam rozdarta. Z jednej strony bardzo chciałam w końcu wprowadzić się do Kasjana, czekałam już jakiś czas na ten moment. Z drugiej jednak musiałam przyznać, że bardzo związałam się z tym miejscem i wywoływało u mnie ono różne emocje.
 
Odgarnęłam grzywkę do tyłu i zajęłam się przeglądaniem szafek. Do pierwszego kartonu trafiła moja bielizna, piżamy i bawełniane koszulki. Do następnego sweterki, bluzy i kurtki. Ten karton był dość obszerny, więc przesunęłam go w drugi koniec pokoju.
 
W kolejne pudła trafiły moje starannie zapakowane kosmetyki, spodnie i spodenki oraz letnie bluzeczki. W następnym kartonie znalazły się moje buty, także starannie zapakowane w swoich pudełkach. Wzięłam także kilka ulubionych sukienek, które zakładałam od czasu do czasu.
 
Cała przeprowadzka była znakomitą możliwością przejrzenia mojej garderoby. Wstępnie posegregowałam rzeczy, na te, w których postanowiłam już nie chodzić i na te, które miałam zabrać ze sobą. Tym sposobem pozbyłam się niepotrzebnych ubrań i dodatków.
 
Rodzice ukradkiem tylko patrzyli, jak znosiłam kolejne, wypakowane pudła na dół. Nie odzywali się do mnie wcale, no chyba, że już naprawdę musieli to zrobić.
 
Zaraz po powrocie od Kasjana, chciałam z nimi porozmawiać, lecz jak mogłam się spodziewać nie było ich w domu. Trochę zawiedziona doszłam do wniosku, że nie będę prosiła ich o chwilę uwagi. Zajęłam się swoimi sprawami.

Po zapakowaniu ubrań, na które złożyło się pięć kartonów, załadowałam też kilka ulubionych książek oraz płyt. Reszta, w tym książki z czasów studiów nadal leżały nietknięte na dnie biurka.
Przejrzałam je z grubsza i doszłam do wniosku, że w wolnej chwili będę musiała się ich pozbyć. Teraz jednak nie miałam na to czasu.
 
Wraz z nadejściem popołudniowej pory, uporałam się ze wszystkimi rzeczami. Zeszłam na dół i ogarnęłam wzrokiem pudła, stojące w wejściu do salonu. Osiem średnich kartonów, to był cały mój dobytek. Na koniec zapakowałam laptopa do torby i zabrałam swoje dokumenty, zeszłam na dobre na dół. Teraz tylko czekałam już na Kasjana.
 
Miał przyjechać po mnie za jakiś czas. Umówiliśmy się, że pomoże mi pozwozić pudła, skoro rodzice nie wykazywali chęci.
 
Rozejrzałam się powoli po całym domu. Możliwe że ostatni raz, przyglądałam się z taką uwagą, tym ścianom, pomieszczeniom i meblom w nich ustawionych.
 
Siedziałam przy stole, znajdującym się w salonie z telefonem w ręce. Z nudów przeglądałam strony internetowe, co jakiś czas sprawdzając godzinę. Wcześniej zjadłam obiad, przyrządzony przez mamę i teraz odpoczywałam w spokoju.
 
Niespodziewanie do salonu wkroczyła mama. Jak gdyby nigdy nic usiadła naprzeciwko i spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem. Zamrugała szybko i splotła dłonie położone na blacie.

Cały czas obserwowałam jej ruchy.
 
- Ala - zaczęła, charakterystycznym dla niej tonem - masz już wszystko?
 
- Raczej tak - mruknęłam i przechyliłam się na krześle, by spojrzeć przez okno.
 
- Dobrze - bąknęła spokojnym głosem. Zaraz też dodała. - Wiesz, żebyś niczego nie zapomniała.
 
- Nie zapomnę - urwałam i wlepiłam wzrok w ekran telefonu.
 
Usłyszałam jej westchnienie, a po chwili odgłos odsuwanego krzesła. Kątem oka zauważyłam, że wyszła do pokoju obok. Tylko na tyle było ją stać, minuta rozmowy.
 
Ukryłam twarz w dłoniach, a potem zerknęłam w bok. Nie wiem czemu, ale nie zdziwiła mnie swoim zachowaniem. Spodziewałam się tego po niej. Nigdy, rozmawiając ze mną nie należała do wylewnych osób. Z wiekiem, po prostu traciła umiejętność rozmowy ze mną i dotarcia do mnie.
 
Z głębokich przemyśleń wyrwał mnie odgłos silnika samochodowego. Ktoś zaparkował przed domem. Nie poznawałam auta.
 
Zastanawiając się kim był kierowca, wyszłam przed dom.
 
Z dużego, ciemno szarego Volvo typu SUV wysiadł Kasjan. Poklepał dach dłonią i uśmiechnął się szeroko.
 
- Fajny, nie? - spytał, patrząc na mnie zza okularów przeciwsłonecznych.
 
Patrzyłam na niego bez wyrazu. Zastanawiałam się tylko skąd, do cholery wziął pieniądze na taki samochód. Wyglądał, jak spod igły.
 
- Jest nowy? - wydusiłam z siebie, po chwili ciszy.
 
- Tak - odparł z zachwytem. - Planuję go kupić, na razie mam jazdy próbne.
 
Moją reakcją, na jego zachwyt, było jedynie uniesienie brwi.
 
- Super - skwitowałam krótko.
 
Kasjan od razu stracił z twarzy uśmiech i radość, zmarszczył brwi. Zamknął drzwi samochodu i podszedł do mnie.
 
- Coś się stało? - spytał łagodnie.
 
Westchnęłam głośno i odwróciłam wzrok, od jego przenikliwego spojrzenia.
 
Kasjan od razu odnalazł mój wzrok.
 
- Mów co się dzieje - nakazał.
 
- Nic - urwałam nagle, całą rozmowę i zaraz potem dodałam. - Chodź do środka. Pomożesz mi przy kartonach, trochę tego jest.
 
Odwróciłam się na pięcie i skierowałam na korytarz. Kasjan kroczył za mną. Zatrzymałam się na korytarzu, przy kartonach.
 
- To wszystko? - spytał.
 
- Tak - odparłam, zabierając się za pierwsze pudło z brzegu.
 
Wampir zabrał ze sobą od razu dwa kartony i wyszedł na zewnątrz. Postawiliśmy je koło samochodu. Zerknęłam szybko na Kasjana, jak otworzył bagażnik i załadował tam moje rzeczy. Mój chłopak ubrany był w białą, obcisłą koszulkę z krótkim rękawem, przez którą odznaczały się mięśnie, do tego miał na sobie granatowe spodnie do kolan i zgrabne półbuty.
 
Razem z Kasjanem, sprawnie przenieśliśmy wszystkie moje rzeczy do bagażnika.
 
- To już koniec? - spytał wampir, gdy umieścił w samochodzie ostatnie z pudeł.
 
- Tak, tak - odezwałam się, zadzierając głowę do góry. W oknie na piętrze, ujrzałam sylwetkę taty. Zmarszczyłam brwi od słońca i ponownie skupiłam się na postaci ojca, lecz po chwili już go nie było. Westchnęłam, opuszczając z rezygnacją ramiona.
 
Zauważyłam, że Kasjan bacznie mnie obserwował. Miał zatroskaną minę. Dobrze wiedział o co chodzi, jednak nic nie powiedział, a jedynie objął mnie pokrzepiająco. Spojrzałam na niego.           

- Wrócę jeszcze po laptopa, okej? - spytałam.

- Nie ma sprawy - rzucił do mnie, a potem skierował się do samochodu.

Szybko wskoczyłam po małych schodkach, do domu. Tam z krzesła w saloniezabrałam torbę i pobiegłam na górę.
       
Jeszcze raz rozejrzałam się po pokoju, patrząc, czy czegoś nie pominęłam przy pakowaniu. Po kolei zajrzałam do szafek. W jednej z szuflad, podnieużywanymi ubraniami natrafiłam na płaskie, czerwone pudełko.                                                                                                                               Poczułam dziwny ucisk w żołądku. Spojrzałam przez okno, Kasjan siedział nadal w aucie. Podeszłam z powrotem do szuflady i ostrożnie wyjęłam z niej pudełko. Na samą myśl o nim, czułam drżenie rąk.

Powoli otworzyłam wieczko, a mym oczom ukazał się znajomy naszyjnik ikolczyki. Przełknęłam nerwowo ślinę.

Bardzo dobrze go pamiętałam. To był ten sam zestaw, który Oktawian podarował mi na bankiecie. Po wszystkim, nie chciał przyjąć go z powrotem. A ja, czując uraz do szefa, ukryłam go na samym dnie i nigdy już nie otwierałam, aż do teraz.                                                                          Stałam wpatrzona w bogato zdobiony, małymi cyrkoniami naszyjnik. Nagle wszystkie wspomnienia wróciły. Te dobre i te złe. Dotknęłam delikatnie, swojej nagiej szyi, czując jak puls mi przyśpieszył.

Przez chwilę nie wiedziałam, co zrobić. W końcu zamknęłam szybko pudełko i nie patrząc na nic wrzuciłam je do torebki. W drugą rękę złapałam torbę z laptopem i zeszłam na dół.

Wysłannicy diabła: Karmazyn Tom II ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz