44

82 6 1
                                    

Jakiś czas później krzątałam się szybko po sklepie, rozpakowując nowo dostarczone obuwie i ustawiając je na półkach. Było ich tak dużo, że Oktawian zlecił te robotę nawet Filipowi. Mój kolega z pracy rozmawiał ze mną, cały czas wesoło. Opowiadał żarty i pewne historie ze swojego życia, a ja słuchałam i również dzieliłam się z nim swoimi.

Dzięki takim rozmowom i ludziom czas w pracy leciał mi szybciej i przyjemniej. Zapominałam choć na chwilę o gnębiących mnie problemach i zmartwieniach.

Wykładałam kolejne modele na półki, przy okazji przecierając drewno szmatką. Usłyszałam, jak drzwi otworzyły się, a na płytkach rozległy się miarowe kroki. Odwróciłam się w kierunku, gdzie dochodził do mnie odgłos.

Na chwilę zamarłam. Niedaleko wysokich półek stał czarnowłosy mężczyzna, ten sam, który przychodził wcześniej do sklepu i ten sam, który nie tak dawno pomógł mi wymienić koło. Uśmiechnął się do mnie zdawkowo.

- Dzień dobry – podszedł bliżej.

- Witam – odparłam, trzymając kartonowe pudełko. Filip popatrzył na nas uważnie.

- Piękny dzień, prawda? – zagaił spoglądając przez okno, gdzie na zewnątrz świeciło ciepłe słońce.

- Zgadza się. Mogę w czymś pomóc? Doradzić?

On przystąpił z nogi na nogę, widziałam że chwilę się zastanawiał. Po chwili odparł pewnie.

- Nie, nie będzie takiej potrzeby. Poradzę sobie. Dział męski jest tam? – wskazał ruchem brody, na miejsce, gdzie znajdował się Filip.

- Tak, jasne – zgodziłam się. – Gdyby pan potrzebował pomocy, to proszę wołać. Wyjmę z magazynu potrzebny model.

Mężczyzna zerknął na mnie szybko i ruszył w kierunku półek. Ja wróciłam do układania pozostałego asortymentu.

Po pracy, razem z Filipem zamknęłam sklep i wyszłam na zaplecze, żeby ubrać płaszcz. Już wychodziłam na parking, gdy w przejściu minęłam się z Oktawianem, który wracał z dworu. Owiał mnie paskudny zapach dymu papierosowego.

Mój szef spojrzał na mnie poważnie i odezwał się jedynie:

- Widzisz, można się nie spóźniać? – zadrwił.

- Daj mi spokój – odparłam i pewnym krokiem ruszyłam na parking, modląc się żeby nie poszedł za mną. Ale on tego nie zrobił, za to skierował się do swojego biura.

Założyłam szybko szalik i skierowałam się na ulicę, w kierunku uczelni Kasjana. Szłam z dobre dwadzieścia minut, zanim znalazłam się pod dużym gmachem uczelni. Budynek był stary, wysoki i sporych rozmiarów z pomarańczową dachówką, która dawała kontrast z szarym kolorem muru.

Sprawnie pokonałam zadbany trawnik dzielący mnie od małego dziedzińca i sporych rozmiarów, kamiennych schodów, gdzie dalej znajdowało się wejście. Usiadłam na ławce, znajdującej się niedaleko i zerknęłam na zegarek. Do zakończenia jego pracy miałam jeszcze kilka minut. Rozejrzałam się dookoła podziwiając dobrze zagospodarowaną przestrzeń wokół budynku. Masywne betonowe schody, zakończone ciężkimi balustradami z betonowymi zdobieniami. Dawały wrażenie majestatyczności i powagi całego miejsca.

Odchyliłam się delikatnie do tyłu, napawając się pierwszymi w tym roku wiosennymi promieniami słońca. Pozwoliłam, by ogrzały mi twarz, przymknęłam oczy i uśmiechnęłam się lekko. Nagle do mych uszu zaczęły docierać pierwsze rozmowy i głosy osób wychodzących z budynku.

Powoli wstałam z ławki i skierowałam się ku schodom. Stanęłam na dole, oparta o betonową, masywną poręcz. Obserwowałam grupki studentów, wychodzących z budynku, rozmawiali ze sobą wesoło, schodząc szybko po schodach, żeby na dole zapalić tak długo wyczekiwanego papierosa. Cały czas na dworze pojawiały się inne osoby, zazwyczaj młode – studenci i studentki. Ja rozglądałam się uważnie, żeby dostrzec Kasjana.

Wysłannicy diabła: Karmazyn Tom II ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz