Nadszedł dzień, którego bałam się najbardziej. Właśnie byłam odwożona do szkoły przez brata. Podjeżdżając pod budynek czułam jak skręca mnie w środku. Nagle samochód zatrzymał się.
— Mała? Jesteś pewna, że dasz radę? — Spytał patrząc na mnie z troską.
— Muszę ruszyć z miejsca, bo zwariuje dobrze wiesz o tym.
— W razie czego dzwoń i odrazu po ciebie przyjeżdżam.
Skinęłam głową, uśmiechnęłam się delikatnie i przytuliłam go. Chwilę później szłam w stronę wejścia do budynku. Czułam na sobie palące spojrzenia uczniów stojących na placu szkoły. Wzięłam głęboki wdech i olewając ich udałam się do swojej szafki. Idąc już z daleka widziałam, że na szafce Kaspra wiszą różne poprzyklejane rzeczy. Długo walczyliśmy o to, żeby mieć szafki obok siebie. A teraz? Najchętniej omijałabym tą szafkę szerokim łukiem.
Podeszłam niechętnie i czułam jak znów zaczynam się rozpadać. Spod palących powiek wypłynęła pojedyncza łza, którą szybko wytarłam dłonią. Zabrałam z szafki książkę od biologii. Zamykając ją spojrzałam na drzwi od szafki Kaspra. Wisiały na nich najróżniejsze zdjęcia, w tym jedno ze mną na którym trzyma mnie na rękach po wygranym meczu.
— Hej Lilka, wszystko okej? — Usłyszałam nagle zza swoich pleców.
Odwróciłam się i ujrzałam najlepszego przyjaciela mojego zmarłego chłopaka z kolegami z drużyny. Wszyscy stali i smutno patrzyli w moją stronę. Z przyzwyczajenia, wzrokiem próbowałam odszukać między nimi twarz mojej ulubionej osoby. Gdy opamiętałam się poczułam ukłucie w sercu. Chcąc otworzyć usta, aby cokolwiek powiedzieć zostałam uprzedzona przez Matta.
— Nic nie mów. — Powiedział i mocno mnie przytulił. — Chłopaki zaraz do was dołączę, chodź mała odprowadzę cię pod sale.
— Dziękuje, ale nie musisz. — Wyszeptałam.
Jednak chłopak mimo wszystko szedł ze mną krok w krok. Swoją upartością przypominał mi Kaspra. Obaj tacy byli. Zawsze kiedy tylko było między nimi jakieś spięcie żaden nie chciał wyciągnąć pierwszy ręki i zazwyczaj to ja ich godziłam. Siedzieliśmy właśnie na ławce obok sali od biologii.
— A co u ciebie? Radzisz sobie jakoś? — Spytałam niepewnie.
— Ja? Tak, spokojnie. Z początku było ciężko, ale jakkolwiek to brzmi to zaczynam dochodzić do siebie. — Spojrzał w moją stronę. — A u Ciebie?
— Oprócz tych wścibskich spojrzeń jakoś... Jakoś leci.
— Oni nie patrzą wścibsko. Wierz lub nie, ale mieliśmy sporo pogadanek na temat waszego wypadku. Wszyscy są bardzo przejęci.
Naszą rozmowę przerwał dzwonek. Chłopak wstał i wyciągnął dłoń w moim kierunku, w celu pomocy. Wstałam, a po chwili cała moja klasa znalazła się w pobliżu.
— Lecę, jakbyś czegoś potrzebowała to wal śmiało.
— Dziękuje. — Uśmiechnęłam się i weszłam do sali.
Cztery lekcje później nadszedł czas na wf, który okazał się być moją ostatnią lekcją. Przed wejściem do szatni postanowiłam udać się do łazienki. Stanęłam przed lustrem i zaczęłam przyglądać się swojej twarzy. Delikatnie opuszkami palców dotykałam blizn pozostałych po wypadku i odłamkach szkła. Wzięłam głęboki oddech i spuściłam głowę w dół. Czując lekkie zawroty postanowiłam usiąść pod ścianą.
— Hej wszystko okej? — Usłyszałam dobrze znany mi głos.
Delikatnie uniosłam głowę i zobaczyłam zmartwioną Kendall. Swojego czasu byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, nierozłączne. Jednak od czasu wypadku zbywałam ją, jak i innych zresztą.
Dziewczyna ukucnęła na przeciwko mnie a ja po prostu pękłam jak bańka mydlana i zaczęłam płakać. Na jej reakcje nie musiałam długo czekać. Chwilę później byłam w jej objęciach.— Wszystko mi o nim przypomina, to tak cholernie boli. Rozrywa mnie w środku. — Ledwo co wybełkotałam przez płacz.
Milczała, głaskała mnie tylko po głowie i nadal przytulała. Nie zadawała tych męczących mnie pytań. Nie powtarzała wciąż, że będzie dobrze czy innych oklepanych tekstów. Po prostu była i tego było mi trzeba.
Kilka minut później siedziałyśmy przed szkołą i czekałyśmy na Justina. Doszłam do wniosku, że nie dam rady wysiedzieć jeszcze godziny i zadzwoniłam do niego. Kendall w tym czasie nie opuściła mnie na krok. Na szczęście nie musiałam długo czekać.
Justin z piskiem opon zaparkował na parkingu i wybiegł z auta w moim kierunku.— I tak długo wytrzymałaś. Myślałem, że zaraz zadzwonisz i każesz mi wrócić. — Zaśmiał się lekko co trochę mnie rozluźniło.
— Dzielnie się trzymała. — Usłyszałam głos Kendall.
Justin wziął moją torbę i objął mnie ramieniem.
— Kendall masz może ochotę na obiad?-
— Wypaliłam całkiem od czapy.Oboje spojrzeli na mnie z lekko rozchylonymi ustami. Nie mogłam dłużej się od wszystkich izolować, więc pomyślałam że to dobry pomysł jak na początek. Dziewczyna skinęła głową na tak i za chwilę cała nasza trójka zmierzała w kierunku naszego domu.
Rodzice widząc, że nie przyjechaliśmy sami bardzo się ucieszyli a przy obiedzie w końcu nie było niezręcznej ciszy. Po zjedzonym posiłku udałam się z Kendall do mojego pokoju.
— Nic się tu nie zmieniło. — Powiedziała stojąc przy komodzie na której były zdjęcia.
— To prawda, w zaistniałej sytuacji to bardzo przytłaczające. — Zaśmiałam się nerwowo.
Usiadłyśmy z Kendall na łóżku i zaczęłyśmy rozmawiać, o wszystkim i o niczym. Brakowało mi tego. Poczułam się zupełnie jak kiedyś, jakby do pokoju zaraz miał wejść Kasper.
— Cieszę się, że do nas wróciłaś Lilka. Brakowało mi ciebie.
Spojrzałam na dziewczynę. Rozczuliła mnie. Wzięłam głęboki wdech i złapałam ją za rękę.
— Mi ciebie też, ale wróciło mnie tylko pół. Druga połowa odeszła razem z...
— Wiem. — Przerwała mi widząc smutny wyraz mojej twarzy. — Może coś obejrzymy?
Zgodziłam się. Kendall wzięła się za wybieranie filmu a ja zeszłam do kuchni zrobić popcorn. Czekając, oparłam się o blat i patrzyłam przez okno na dom, znajdujący się po drugiej stronie ulicy. Od dłuższego czasu stała przed nim tabliczka z napisem „na sprzedaż". A jeszcze zupełnie niedawno dom tętnił życiem. Widziałam siebie przebiegająca przez ulice, Kaspra idącego w moją stronę. Bierze mnie na ręce i kręcimy się dookoła. Byliśmy tacy szczęśliwi i stęsknieni. Właśnie wrócił z obozu piłkarskiego. Teraz już nie wróci, nie przytuli mnie, nie pocałuje. Nie będziemy wzajemnie usychać z tęsknoty za sobą i nie będziemy także wysyłać do siebie miliarda wiadomości. Już nic nie będzie takie samo. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk pikającej mikrofali. Przesypałam popcorn do miski i wróciłam do przyjaciółki. Resztę dnia spędziłyśmy na oglądaniu filmów. Byłam jej bardzo wdzięczna, że po prostu jest.
CZYTASZ
Forever in my heart.
Teen FictionCzy istnieje jakiś sprawdzony sposób by podnieść się z kolan, gdy życie zabiera nam cały nasz świat?