2.

9.5K 217 30
                                    

Nadszedł dzień, którego bałam się najbardziej. Właśnie byłam odwożona do szkoły przez brata. Podjeżdżając pod budynek czułam jak skręca mnie w środku. Nagle samochód zatrzymał się.

— Mała? Jesteś pewna, że dasz radę? — Spytał patrząc na mnie z troską.

— Muszę ruszyć z miejsca, bo zwariuje dobrze wiesz o tym.

— W razie czego dzwoń i odrazu po ciebie przyjeżdżam.

Skinęłam głową, uśmiechnęłam się delikatnie i przytuliłam go. Chwilę później szłam w stronę wejścia do budynku. Czułam na sobie palące spojrzenia uczniów stojących na placu szkoły. Wzięłam głęboki wdech i olewając ich udałam się do swojej szafki. Idąc już z daleka widziałam, że na szafce Kaspra wiszą różne poprzyklejane rzeczy. Długo walczyliśmy o to, żeby mieć szafki obok siebie. A teraz? Najchętniej omijałabym tą szafkę szerokim łukiem.

Podeszłam niechętnie i czułam jak znów zaczynam się rozpadać. Spod palących powiek wypłynęła pojedyncza łza, którą szybko wytarłam dłonią. Zabrałam z szafki książkę od biologii. Zamykając ją spojrzałam na drzwi od szafki Kaspra. Wisiały na nich najróżniejsze zdjęcia, w tym jedno ze mną na którym trzyma mnie na rękach po wygranym meczu.

— Hej Lilka, wszystko okej? — Usłyszałam nagle zza swoich pleców.

Odwróciłam się i ujrzałam najlepszego przyjaciela mojego zmarłego chłopaka z kolegami z drużyny. Wszyscy stali i smutno patrzyli w moją stronę. Z przyzwyczajenia, wzrokiem próbowałam odszukać między nimi twarz mojej ulubionej osoby. Gdy opamiętałam się poczułam ukłucie w sercu. Chcąc otworzyć usta, aby cokolwiek powiedzieć zostałam uprzedzona przez Matta.

— Nic nie mów. — Powiedział i mocno mnie przytulił. — Chłopaki zaraz do was dołączę, chodź mała odprowadzę cię pod sale.

— Dziękuje, ale nie musisz. — Wyszeptałam.

Jednak chłopak mimo wszystko szedł ze mną krok w krok. Swoją upartością przypominał mi Kaspra. Obaj tacy byli. Zawsze kiedy tylko było między nimi jakieś spięcie żaden nie chciał wyciągnąć pierwszy ręki i zazwyczaj to ja ich godziłam. Siedzieliśmy właśnie na ławce obok sali od biologii.

— A co u ciebie? Radzisz sobie jakoś? — Spytałam niepewnie.

— Ja? Tak, spokojnie. Z początku było ciężko, ale jakkolwiek to brzmi to zaczynam dochodzić do siebie. — Spojrzał w moją stronę. — A u Ciebie?

— Oprócz tych wścibskich spojrzeń jakoś... Jakoś leci.

— Oni nie patrzą wścibsko. Wierz lub nie, ale mieliśmy sporo pogadanek na temat waszego wypadku. Wszyscy są bardzo przejęci.

Naszą rozmowę przerwał dzwonek. Chłopak wstał i wyciągnął dłoń w moim kierunku, w celu pomocy. Wstałam, a po chwili cała moja klasa znalazła się w pobliżu.

— Lecę, jakbyś czegoś potrzebowała to wal śmiało.

— Dziękuje. — Uśmiechnęłam się i weszłam do sali.

Cztery lekcje później nadszedł czas na wf, który okazał się być moją ostatnią lekcją. Przed wejściem do szatni postanowiłam udać się do łazienki. Stanęłam przed lustrem i zaczęłam przyglądać się swojej twarzy. Delikatnie opuszkami palców dotykałam blizn pozostałych po wypadku i odłamkach szkła. Wzięłam głęboki oddech i spuściłam głowę w dół. Czując lekkie zawroty postanowiłam usiąść pod ścianą.

— Hej wszystko okej? — Usłyszałam dobrze znany mi głos.

Delikatnie uniosłam głowę i zobaczyłam zmartwioną Kendall. Swojego czasu byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, nierozłączne. Jednak od czasu wypadku zbywałam ją, jak i innych zresztą.
Dziewczyna ukucnęła na przeciwko mnie a ja po prostu pękłam jak bańka mydlana i zaczęłam płakać. Na jej reakcje nie musiałam długo czekać. Chwilę później byłam w jej objęciach.

— Wszystko mi o nim przypomina, to tak cholernie boli. Rozrywa mnie w środku. — Ledwo co wybełkotałam przez płacz.

Milczała, głaskała mnie tylko po głowie i nadal przytulała. Nie zadawała tych męczących mnie pytań. Nie powtarzała wciąż, że będzie dobrze czy innych oklepanych tekstów. Po prostu była i tego było mi trzeba.

Kilka minut później siedziałyśmy przed szkołą i czekałyśmy na Justina. Doszłam do wniosku, że nie dam rady wysiedzieć jeszcze godziny i zadzwoniłam do niego. Kendall w tym czasie nie opuściła mnie na krok. Na szczęście nie musiałam długo czekać.
Justin z piskiem opon zaparkował na parkingu i wybiegł z auta w moim kierunku.

— I tak długo wytrzymałaś. Myślałem, że zaraz zadzwonisz i każesz mi wrócić. — Zaśmiał się lekko co trochę mnie rozluźniło.

— Dzielnie się trzymała. — Usłyszałam głos Kendall.

Justin wziął moją torbę i objął mnie ramieniem.

— Kendall masz może ochotę na obiad?-
— Wypaliłam całkiem od czapy.

Oboje spojrzeli na mnie z lekko rozchylonymi ustami. Nie mogłam dłużej się od wszystkich izolować, więc pomyślałam że to dobry pomysł jak na początek. Dziewczyna skinęła głową na tak i za chwilę cała nasza trójka zmierzała w kierunku naszego domu.

Rodzice widząc, że nie przyjechaliśmy sami bardzo się ucieszyli a przy obiedzie w końcu nie było niezręcznej ciszy. Po zjedzonym posiłku udałam się z Kendall do mojego pokoju.

— Nic się tu nie zmieniło. — Powiedziała stojąc przy komodzie na której były zdjęcia.

— To prawda, w zaistniałej sytuacji to bardzo przytłaczające. — Zaśmiałam się nerwowo.

Usiadłyśmy z Kendall na łóżku i zaczęłyśmy rozmawiać, o wszystkim i o niczym. Brakowało mi tego. Poczułam się zupełnie jak kiedyś, jakby do pokoju zaraz miał wejść Kasper.

— Cieszę się, że do nas wróciłaś Lilka. Brakowało mi ciebie.

Spojrzałam na dziewczynę. Rozczuliła mnie. Wzięłam głęboki wdech i złapałam ją za rękę.

— Mi ciebie też, ale wróciło mnie tylko pół. Druga połowa odeszła razem z...

— Wiem. — Przerwała mi widząc smutny wyraz mojej twarzy. — Może coś obejrzymy?

Zgodziłam się. Kendall wzięła się za wybieranie filmu a ja zeszłam do kuchni zrobić popcorn. Czekając, oparłam się o blat i patrzyłam przez okno na dom, znajdujący się po drugiej stronie ulicy. Od dłuższego czasu stała przed nim tabliczka z napisem „na sprzedaż". A jeszcze zupełnie niedawno dom tętnił życiem. Widziałam siebie przebiegająca przez ulice, Kaspra idącego w moją stronę. Bierze mnie na ręce i kręcimy się dookoła. Byliśmy tacy szczęśliwi i stęsknieni. Właśnie wrócił z obozu piłkarskiego. Teraz już nie wróci, nie przytuli mnie, nie pocałuje. Nie będziemy wzajemnie usychać z tęsknoty za sobą i nie będziemy także wysyłać do siebie miliarda wiadomości. Już nic nie będzie takie samo. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk pikającej mikrofali. Przesypałam popcorn do miski i wróciłam do przyjaciółki. Resztę dnia spędziłyśmy na oglądaniu filmów. Byłam jej bardzo wdzięczna, że po prostu jest.

Forever in my heart.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz