10.

4.4K 116 31
                                    

Po wczorajszym pikniku pod domem wpadłam na Justina rozmawiającego z bratem Kaspra. Postałam z nimi trochę zanim mój brat ruszył do znajomych. Rozmawiając z samym Jackobem doszło od słowa do słowa i udało mu się zaprosić mnie na obiad następnego dnia.

Kończąc właśnie ogarniać moje czarne włosy zaczynały dopadać mnie wątpliwości. Czy aby na pewno powinnam tam iść? Nie byłam w tym domu od śmierci Kaspra. Stresowała mnie myśl przebywania w tamtym miejscu w dodatku z bratem mojego zmarłego chłopaka. Jednak szybko przypomniałam sobie słowa mamy i starałam się wziąć w garść. Stanęłam przed lustrem i skanowałam swój strój. Założyłam białą bluzkę, jeansowe spodenki i beżowe kozaki za kolano.
Stojąc przed drzwiami wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam dzwonek. Niedługo później w drzwiach ukazał się Jackob ubrany w czarną dopasowaną koszulę, która idealnie opinała jego mięśnie. Czy on zawsze był taki przystojny?

Weszłam niepewnie do środka skanując każdy jego milimetr. Dom nie wyglądał już jak kiedyś. W powietrzu nie unosił się zapach szczęśliwej i kochającej rodziny. Meble były teraz nowoczesne, a na ścianach zamiast przytulnych, pastelowych kolorów górowała biel i szarość.

— Proszę to dla ciebie. — spojrzałam na Jackoba, który trzymał w dłoni kilka białych róż. — Dobrze pamiętam? Lubisz białe róże prawda?

— T-tak dziękuje. — Lekko zaskoczona odebrałam kwiaty i ruszyłam za chłopakiem w głąb domu.

Na stole w jadalni wszystko było już przygotowane. Zajęłam swoje miejsce, podczas gdy Jackob nalewał nam wina. Od dziecka spędzałam z Kasprem każdą wolną chwilę. Siedzieliśmy u mnie, u niego w domu. Nasze rodziny doskonale się znały, jednak nigdy jakoś nie miałam okazji poznać Jackoba bardziej. On zazwyczaj trzymał się z Justinem a my mówiliśmy sobie tylko cześć.

— Co u ciebie słychać? Radzisz sobie jakoś? — Zapytał przeżuwając kawałek mięsa i patrząc w moją stronę.

— Teraz już jest coraz lepiej, przez siedem miesięcy chodziłam na terapię, rehabilitacje. — Westchnęłam odkładając widelec i nóż. — Było mi strasznie ciężko, wszędzie go czułam, widziałam. Nie było ani minuty w której nie pojawiałaby się myśl o nim. Dalej tak jest, ale teraz... Musiałam ruszyć z miejsca. Nie zapomniałam o nim, ale moi najbliżsi uświadomili mi, że najwyższy czas pomyśleć o sobie.

— I mają racje. — Położył swoją dłoń na mojej i skrzyżował nasze spojrzenia.— I tak już dużo wycierpiałaś Liliano, a Kasper nie chciałby żebyś się załamywała. Na pewno jest teraz z ciebie bardzo dumny. — Uśmiechnął się i cofnął rękę zajmując się obiadem.

— A co u ciebie? Jak rodzice? — Odbiłam piłeczkę również powracając do posiłku.

— Z rodzicami mało co rozmawiamy, w zasadzie tylko w ważnych sprawach, takich jak sprzedaż domu. A u mnie hmm... — Kontynuował przeczesując palcami włosy. — Wyjechałem na studia do San Francisco, niby tylko prawie sześć godzin drogi stąd, ale zawsze jakieś odcięcie od tego miasta. Po wakacjach zaczynam drugi rok, poznałem wspaniałych ludzi...

— A jak ty sobie radzisz? — Przerwałam nieśmiało. Zauważyłam jak Jackob przymyka oczy i przełyka ślinę.

— Daje radę. Wpadłem w mały ciąg alkoholowy jak po pogrzebie wyjechałem, ale kumple na szczęście mnie z tego wyciągnęli.

Uśmiechnęliśmy się delikatnie do siebie i wróciliśmy do jedzenia. Po zjedzonym posiłku przenieśliśmy się do salonu nadal popijając wino. Atmosfera rozluźniła się, rozmawialiśmy na najróżniejsze tematy. Wspominaliśmy, przypominając sobie zabawne historię z dzieciństwa. Jackob okazał się wspaniałym facetem, zrozumiałam dlaczego mój brat tak bardzo go lubił. Momentami tak strasznie przypominał mi Kaspra. Mową i gestami. Nie mogłam oderwać wzroku od jego pełnych, uśmiechających się do mnie ust. Siedziałam z nogami wyciągniętymi na nogach chłopaka, wcześniej ściągając kozaki.

— A pamiętasz jak z Justin'em paliliście papierosy za naszym domem, a nad wami na balkonie stała moja mama z twoją?

— Oj nie da się tego zapomnieć. — Zaśmiał się podając mi kieliszek z winem.

Sięgając po niego przypadkowo złapałam za rękę Jackoba. Śmiechy ucichły, a my oboje spojrzeliśmy na swoje dłonie po czym przenieśliśmy wzrok na swoje oczy. Odległość między nami coraz bardziej zmniejszała się. Delikatnie zabrał kieliszek z mojej ręki i odstawił go na stolik, powracając dłonią ujął mój policzek. Nie wiem od czego bardziej mi huczało w głowie. Od tego, że wypiliśmy prawie dwie butelki wina czy od coraz bardziej rozgrzewającej się atmosfery. Nie wiem nawet w którym momencie wpił się w moje usta. Delikatnie składał na nich pocałunki, jakby były najkruchsze na świecie i jakby bał się, że je uszkodzi.

Jego usta były tak podobne do moich ulubionych ust.  Z przymkniętymi oczami złapałam za jego dłoń przyciskając ją mocniej do swojego policzka, chcąc poczuć jego ciepło. Oddając pocałunki poczułam, że robi się coraz gorącej. Jednym, zdecydowanym ruchem przeciągnął mnie tak, że siedziałam na nim okrakiem. Powolnymi ruchami gładził moje nogi przejeżdżając po nich dłońmi. Kiedy zaczęło brakować nam tchu odsunęłam głowę. Z nadal przymkniętymi oczami wzięłam głęboki wdech. Dopiero w tym momencie doszło do mnie, że pachnie zupełnie jak Kasper. Zapach, dotyk, mowa, gesty. Wszystkim przypominał mi mojego ukochanego, którego tak cholernie mi brakowało.

— Hej wszystko w porządku? — Zapytał czułym tonem podnosząc palcem mój podbródek.

Otworzyłam oczy i delikatnie uśmiechnęłam się do niego a on odwzajemnił uśmiech. Opuszkami palców przejeżdżałam po jego twarzy badając ją. Nic nie mówił, nie robił, przyglądał mi się. W jego oczach pojawiły się małe iskierki, które nadawały mu swojego rodzaju uroku. Nawet oczy mieli takie same. A później.. Później wszystko działo się bardzo szybko. Na rękach zaniósł mnie na górę. Gorące pocałunki. Rozrzucone ubrania. Pot i jęki.

Leżąc naga w jego ramionach nie czułam się z tym źle. Wręcz przeciwnie. Czując jego zapach i ciepło, poczułam się bezpiecznie. Od dawna tego nie zaznałam. Gładził kciukiem moje ramie, co jakiś czas całując mnie w głowę. Zastanawiałam się o czym myśli, czy czuje się źle, czy żałuje. Tego wieczoru dużo pytań przepływało przez moją głowę, jednak nie chciałam psuć tej chwili. Napawałam się każdą wspólnie spędzoną minutą.

— Wszystko okej Lilka? — Usłyszałam zakładając kozaki.

— Tak. — Odpowiedziałam zgodnie z prawdą stając naprzeciwko niego z kwiatami w ręce. Zaczesał włosy za moje ucho i delikatnie pocałował mnie w czoło.

— Miło było cię spotkać. — Kontynuował przytulając mnie. — I miło było zrobić to co chciałem zrobić już od bardzo dawna. — Wyszeptał wprost do mojego ucha, przygryzając je a po moim ciele przeszedł przyjemny prąd.

Nie ukrywałam zdziwienia słysząc te słowa. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek je usłyszę od brata swojego zmarłego chłopaka. Lekko zakłopotana pożegnałam się z Jackobem i ruszyłam do swojego domu.

— Piękne kwiaty. Widzę, że Jackob pamiętał jakie lubisz. Daj wstawię do wazonu a ty uciekaj spać, bo jutro szkoła. — Powiedziała mama witając mnie w holu, po czym zabrała kwiaty i zniknęła w kuchni.

Udałam się na górę. Po gorącym prysznicu nie marzyłam o niczym innym jak o swoim łóżku. Zmęczona minionymi zdarzeniami i przepływającymi przez moje ciało emocjami lada moment odpłynęłam.

Forever in my heart.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz