37.

2.7K 88 1
                                    

Nie zawiozłam go do jego mieszkania. Wszyscy byliśmy zdania, że nie jest tam bezpiecznie skoro chłopaki nie znaleźli jeszcze ludzi, którzy na nich napadli. Alex z początku upierał się, że może wrócić do siebie i że przecież się ich nie boi. Jednakże koniec końców stanęło na moim i wprowadził się do mnie i Justina. Nadszedł ostatni weekend ferii, po którym miałam rozpocząć naukę na tej samej uczelni co Kendall. Rodzice wyjechali na weekend tym samym zostawiając nam wolny dom.

— Co tak pięknie pachnie? — Zapytał Alex zachodząc mnie od tylu i składając pocałunek na moim ramieniu.

— Kolacja. Musisz coś zjeść zanim pojedziesz na wyścig. — Odpowiedziałam zgodnie z prawdą kończąc kroić warzywa. Przełożyłam je do szklanej miski i odwróciłam się przodem do niego.

— Nie jadę na żaden wyścig.

— Jak to? — Zmarszczyłam brwi i z niedowierzaniem zaczęłam mu się przyglądać. Byłam naprawdę zdziwiona. Alex odkąd zaczął jeździć na wyścigi nie opuścił ani jednego.

— Tak to. Rezygnuje z tego wszystkiego. Ostatnie wydarzenia dały mi dużo do myślenia. —  Kontynuował zaczesując moje włosy za ucho, a następnie podniósł mnie lekko do góry i posadził na blacie, przy czym oplotłam go nogami w pasie. — Spotkało nas już tyle złego w życiu. Wystarczy nam wrażeń. Teraz chce się skupić tylko i wyłącznie na swojej dziewczynie.

—Okej, kto cię podmienił? — Zaśmiał się Justin wchodząc do kuchni a za nim Khloe. Nawet nie usłyszeliśmy jak wchodzili.

— Ty to wiesz jak zepsuć moment. — Parsknęła jego dziewczyna kręcąc głową na boki. Wraz z Alexem lekko zaśmialiśmy się. Złączyliśmy usta w pocałunku, a następnie zeszłam z blatu i ruszyłam do małego stolika przy którym usiadła. — To co dziś robimy?

— No jak to co? Imprezę na cześć tego ancymona, że wrócił do nas!

Po tych słowach mojego brata wiedziałam co się święci. Kiedy ja sprzątałam po zjedzonej kolacji Justin z Mattem pojechali zrobić zakupy a Khloe i Alex szykowali dom. Szykowali w takim sensie, że chowali wszystkie kosztowne rzeczy do pokoju gościnnego który miał być zamknięty na klucz. Było to koniecznością, ponieważ impreza zapowiadała się na naprawdę dość dużą, zważając na to że mieli przyjechać wszyscy koledzy Alexa i mojego brata. Szczerze mówiąc byłam trochę przestraszona z tego powodu, ponieważ zdążyłam już być świadkiem nie jednej ich imprezy.

Około godziny dwudziestej trzeciej w domu było już dość sporo osób. Wpadło też trochę znajomych z liceum. Niestety brakowało tylko Kendall i Ralpha, którzy nie dali rady przyjść. Siedzieliśmy w salonie wraz z Khloe, Justinem, Alexem i kilkoma ich kolegami. Alex pierwszy raz widział się z nimi od wyjścia ze szpitala. Nie trudno było zauważyć, że cieszy się z ich obecności. Ogólnie miałam wrażenie, że odkąd przyszli uśmiech nie schodził z ust chłopaka, co było jak miód na moje serce. Siedząc z drinkiem w ręce i rozglądając się po moich najbliższych modliłam się o to, żeby los dał nam odpocząć od tych wszystkich przygód.

— A co z tym autem? — Wyrwała się Khloe przez co rozmowy między chłopakami ucichły, a ja poczułam jak wielka gula rośnie mi w gardle.

— Z jakim autem? — Alex zmarszczył brwi i zaczął mi się przeglądać. Z lekkim przerażeniem spojrzałam na niego a później znów na dziewczynę mojego brata. Do tej pory nie powiedziałam Alexowi o tym, że ktoś mnie śledził. Nie chciałam go denerwować. — No więc?

— No bo...

— Coś tam jej w radiu nie styka. — Wtrącił Justin przerywając mi. Przeniosłam swój zaskoczony wzrok na niego, ponieważ nawet on o tym nie wiedział a Khloe zarzekała się wraz z Kendall, że nikomu o tym nie powiedzą. Jednak w tamtej chwili byłam wdzięczna mu za pomoc, po tym jak Alex łyknął co powiedział i zaśmiał się z kolegami.

Półtorej godziny później dość pijane wraz z Khloe tańczyłyśmy na salonowym parkiecie podobnie jak kilka innych osób. Wszyscy mieli już ten piękny stan i po prostu dobrze się bawili zapominając o całym bożym świecie. Naszej małej ekipie zdecydowanie potrzebny był taki wieczór, w końcu mogliśmy się wyluzować i nie przejmować niczym. Tańczyłam z dziewczyną mojego brata nie przerywając kontaktu wzrokowego z Alexem. Z moim chłopakiem. Nadal nie potrafiłam pojąć tego jak czas wszystko pomiędzy nami pozmieniał. Kilka miesięcy wcześniej jakby ktoś zapytał mnie czy mogłabym być z Alexem z prędkością światła powiedziałabym, że nie. Jednakże w tamtym momencie, tańcząc na imprezie i mogąc patrzeć mu w oczy, przez moje ciało przepływała przyjemna fala ciepła. Cieszyłam się z tego jak to wszystko pomiędzy nami się potoczyło. Tak, potoczyło. Nie chciałam planować naszej dalszej wspólnej przyszłości, bo z tym chłopakiem to byłoby bardzo ciężkie. Chciałam żyć chwilą obecną i cieszyć się nią.

— Wiedziałam, że tak to się skończy. — Słysząc głos Khloe delikatnie wzdrygnęłam się i przeniosłam na nią swój pytający wzrok. — No, że ty i Alex. Wiedziałam to już w momencie, kiedy zabrał cię do swojego mieszkania. Trzymamy z Justinem za was kciuki. — Rozczuliła mnie na tyle, że musiałam ją po prostu przytulić. Cieszyłam się, że mój brat ma taką wspaniałą i wartościową dziewczynę, a nie jakąś pustą lalę, które kręciły się dookoła niego na wyścigach.

— Czy ja mam być zadrosny? — Odchrząknął Alex. Obie wybuchnęłyśmy śmiechem i oderwałyśmy się od siebie. Khloe zostawiła nas mówiąc, że idzie znaleźć mojego brata. Zawiesiłam swoje ręce na karku chłopaka, a on swoimi objął mnie w pasie przysuwając bliżej siebie.

— Cieszę się, że wróciłam do LA. — Powiedziałam z lekkim uśmiechem na ustach, wpatrując się przy tym w moje ukochane ciemne oczy.

— Ja też się bardzo cieszę i że zapytałaś mnie wtedy czy chcę się czegoś napić jak pomagałem ci z kartonem. Gdybyś nie zapytała pewnie bym zwiał stamtąd. — Odwzajemnił uśmiech i złożył pocałunek na moim czole, a następnie nachylił się lekko do mojego ucha. — O tym samochodzie sobie jutro porozmawiamy. — I wtedy wiedziałam, że mam przechlapane. Musnął ustami moją szyję, przyprawiając mnie przy tym o gęsią skórkę i ze swoim standardowym, cwaniackim uśmieszkiem uniósł głowę do góry. — Kocham Cię mała.

— Ja Ciebie też duży.

Na całe szczęście impreza przebiegała bez żadnych przygód i przede wszystkim szkód. Nie obyło się oczywiście bez dwóch małych spięć, jak to mawiała moja babcia „walki kogutów". Aczkolwiek Justin i Alex szybko zapanowali nad sytuacjami. Nie mieli wyjścia skoro oni byli głównymi organizatorami tej imprezy. Koło godziny trzeciej, a może i nawet już czwartej, któryś z kolegów mojego brata wpadł na pomysł gry w butelkę. Patrząc na nasz ciężki już wtedy stan, wszyscy ochoczo podeszliśmy do tego pomysłu i po kilku minutach siedzieliśmy już w kółku. Siedziałam naprzeciwko Alexa, standardowo nie mogliśmy oderwać od siebie wzroku. Butelka kręciła się, a ludzie co rusz całowali się z kimś innym. Kiedy zakręcona przez kolegę Alexa zatrzymała się na mnie, wszyscy patrzyli na nas z uwagą.

— Nie zgadzam się. — Zerwał się Alex w ostatniej chwili, wstając z podłogi i łapiąc mnie za rękę.

— Spoko, tego się właśnie spodziewaliśmy. — Zaśmiał się ktoś, a później ja i reszta również dołączyliśmy do tej osoby.

— Powiedz grzecznie dobranoc, bo idziemy już spać.

— Do... — Nie zdążyłam dokończyć, bo Alex przerzucił mnie przez ramię. Rozbawiona pomachałam do znajomych, zanim zniknęliśmy na schodach. Postawił mnie dopiero kiedy byliśmy już w naszym pokoju. — Zazdrośnik.

— Gdybyś przestała choć na kilka minut przygryzać tą pieprzoną dolną wargę posiedzielibyśmy tam dłużej. — I dopiero po tych słowach zrozumiałam, że faktycznie tak było. Nawet w tamtym momencie stojąc w pokoju tak robiłam. Alex tylko spojrzał na moje usta, zrzucił z siebie swoją koszulkę. Pocałował mnie niezwykle namiętnie i wziął mnie na ręce, a następnie położył na łóżku.

Forever in my heart.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz