*ANDRÉS*
Zaśmiałem się głośno.
- Pomożesz mi czy nie? - zapytała.
- Gdzie jesteś?
- Przy jakimś gotyckim kościele. Po drugiej stronie parku.
- Będę za 20 minut - stwierdziłem.
- Do zobaczenia - westchnęła.
Założyłem płaszcz i zszedłem na dół na parking. Niebo było zachmurzone. Wsiadłem do samochodu i włączyłem radio. Potwornie lało. Przycisnąłem gaz, żeby Diana nie musiała długo czekać. Może i byłem dupkiem, ale przynajmniej z klasą. Tak jak przewidziałem, droga zajęła mi około 20 minut. Diana stała w bramie, opierając się o ścianę budynku. Zauważyła mnie i podeszła bliżej.
- Tym razem się nie spóźniłem - zaśmiałem się cicho.
Otworzyłem jej drzwi do samochodu.
Kiedy razem siedzieliśmy w aucie, zapięła pasy i skierowała swój wzrok na mnie.
- Naprawdę dziękuję i przepraszam za to co wcześniej powiedziałam - uśmiechnęła się przepraszająco. - Miałam dzisiaj okropny dzień.
- Zauważyłem - puściłem jej oczko.
- Włącz radio - poprosiła.
Włączyłem pierwszą lepszą stację. Z głośników poleciała jakaś skoczna melodia.
- Słyszę to już setny raz - mruknąłem i przełączyłem.
- Przyszedł pan maruda, niszczyciel dobrej zabawy i pogromca uśmiechów dzieci - prychnęła.
- Możesz wracać na piechotę - stwierdziłem, a ona skrzywiła się lekko.
- Tak myślałem. To kierowca wybiera, czego słucha reszta.
- Zapraszamy na wiadomości o 18.00. Zaczynamy od wydarzenia, które wstrząsnęło funkcjonariuszami: O godzinie 13.00 na granicy hiszpańsko - francuskiej Jacques C. próbował przemycić ponad 90 kilogramów kokainy...*DIANA*
Poczułam na sobie palące wręcz spojrzenie Andrésa. Sięgnęłam ręką do przycisku, aby wyłączyć radio, jednak mężczyzna chwycił mnie za nadgarstek i trzymał w żelaznym uścisku.
- To się zaczyna już robić nudne - ziewnął. - Ile razy mam ci powtarzać, że to ja decyduję, czego słuchamy?
- Mężczyzna wielokrotnie oskarżany był o handel narkotykami, jednak za każdym razem był oczyszczany z zarzutów...
Spokojnie, Diana... To już nie twój problem. Jacques musi w końcu ponieść konsekwencje swoich działań. Nawet nie zauważyłam, że zaczęłam szybko, płytko oddychać. Ale Andrés widział wszystko.
- To o nim, prawda? - spytał Fonollosa.
Pokiwałam głową. Już nie miałam siły się z nim dzisiaj kłócić.
W końcu wyłączył to pieprzone radio.
- Musisz odpocząć, Diano - pogładził mnie delikatnie po policzku. - Niepotrzebnie dzisiaj naciskałem na rozmowę z tobą - zatrzymał się na hotelowym parkingu. - Jutro ją dokończymy, dobrze?
Skinęłam głową.
- Jeszcze raz dziękuję.
- Cieszę się, że mogłem pomóc.
Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Po chwili chwyciłam za uchwyt drzwi.
- Zaczekaj, odprowadzę cię.
- Nie trzeba.
Skarcił mnie spojrzeniem.
- To nie była propozycja.
Westchnęłam tylko i pozwoliłam, żeby otworzył mi drzwi i odprowadził aż do pokoju.
- Skoro Martín wyjechał, to co będziesz teraz robił? - spytałam, opierając się o framugę.
- Wrócę do domu - wzruszył ramionami. - A potem spotkam się z twoim bratem.
Przygryzłam dolną wargę.
- Może chcesz zostać? - zaproponowałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Uniósł brwi.
- Myślałem, że mnie nienawidzisz - zaśmiał się ironicznie.
- Nienawidzić to mocne słowo... Powiedziałabym raczej, że za tobą nie przepadam.
- W takim razie awansowałem...
- Po prostu napijmy się wina - przerwałam mu. - Jak dwójka normalnych ludzi.___________________________________________
Witam wszystkich ❤️
Dzisiaj trochę krótszy rozdział, ale mam nadzieję, że wam się podobał. Jak zwykle zachęcam do komentowania.
Do następnego,
frenchtimothee
CZYTASZ
bello e impossibile ✓
Fanfiction"Dewastuje mnie to uczucie i nie wiem dlaczego oprócz pocałunku tłumu widzę tylko Ciebie" Nieodwzajemniona miłość bywa trudna. Najgorsza jest jednak wtedy, gdy dwie osoby, którym ufałeś, wbiły ci nóż w plecy. Fanfiction o la casa de papel - Tylko p...