*BERLIN*
Muszę przyznać, moja narzeczona ma charakterek. Wszedłem do sali z aneksem kuchennym i zrobiłem sobie kawę.
Oprócz nagłego napadu feminizmu Diany wszystko toczyło się spokojnie.
Usiadłem przy stole i wykręciłem numer Profesora.
- Berlin?
- Tokio i Rio złamali zasady - powiedziałem prosto z mostu.
- Dasz mi Tokio?
Skinąłem głową na Helsinki, który po chwili przyprowadził kobietę.
- Profesor chce z tobą rozmawiać.
Wyrwała mi z ręki telefon. Po chwili do pokoju weszła Diana.
- Jak tam ustanawianie nowej hierarchii, skarbie? - zapytałem ze złośliwym uśmieszkiem.
- Świetnie. Lepiej powiedz, jak ci smakuje ta lura, którą pijesz - zaśmiała się sarkastycznie.
- Wolałem kawę, którą robiłaś mi rano, ale ujdzie w tłoku. Może zamiast napadać na banki zaczęłabyś pracę w kawiarni, co? Albo lepiej, zostaniesz moją sekretarką i będziesz mi codziennie przynosiła espresso do biura...
- Jesteś bezczelny - powiedziała, a ja wybuchnąłem śmiechem.
- Jestem realistą, kochanie.
Wyjęła broń zza pleców i we mnie wycelowała. Powoli odłożyłem kubek na stół i uśmiechnąłem się.
- Urocze, Paris. Czego ty właściwie chcesz?
- Podzielisz się ze mną dowodzeniem.
- Po co?
- Żeby udowodnić ci, że się mylisz.
- Rób co chcesz - wzruszyłem ramionami.
Uniosła brwi do góry.
- Naprawdę?
- Tak. Tylko pamiętaj, że jeżeli coś pójdzie nie tak, ukarzę cię tak samo jak normalną osobę. Żadnej taryfy ulgowej.
- W porządku.
- Nie zależy mi na romansie z dzieciakiem! - krzyknęła Tokio z drugiego końca pokoju i się rozłączyła.
- Wszystkie jesteście dzisiaj jakieś nerwowe - zacząłem. - Czyżby jakaś synchronizacja okresów?
- Słońce, mógłbyś chociaż przez chwilę milczeć? Dziękuję - odparła znudzona Diana.
Tokio wyszła z pokoju i zostawiła nas samych.
Schyliłem się i pocałowałem Paris w szyję.
- Moja mała szefowa...
- Nie podlizuj się, Berlin. Wracam do pracy - powiedziała, wstając.
- Mam nadzieję, że twój mały bunt nie wpłynie na naszą relację - rzuciłem.
- Mój mały bunt? - zdziwiła się. - Andrés, chcę tylko, żebyś we mnie uwierzył. Skończmy się kłócić o takie pierdoły i zajmijmy się napadem.
- Nie, widzę, że to dla ciebie ważne i nie odpuścisz. Chcesz się wykazać? To zrób coś przydatnego, do cholery! Na razie tylko przeżywasz to wszystko jak żaba okres!
Jednocześnie wybuchnęliśmy śmiechem. Po chwili spoważniała.
- To nie było śmieszne, nie patrz tak na mnie!
- Tak? Jakoś się zaśmiałaś - uśmiechnąłem się szeroko. - Chodź tu.
Kobieta podeszła do mnie.
- Skarbie, przepraszam, że poczułaś się niedoceniona. Naprawimy to, prawda?
Wtuliła się w mój tors.
- Jasne, że tak - powiedziała cicho.
Pocałowałem ją w czubek głowy.*PARIS*
Berlin był taką osobą, na którą nie można się długo gniewać. Przynajmniej ja nie mogłam. Za każdym razem, kiedy czułam jego dotyk, przechodził mnie przyjemny dreszcz.
- Przejdziemy przez to razem. To nasze wspólne piekło. Ale wiesz, co? Potem będzie raj. Plaża, wino i dużo, dużo seksu... - wymruczał mi do ucha.
Poczułam, jak nogi się pode mną ugięły.
- Powiedz mi... Jacques dałby ci to wszystko?
- Nie... - pokręciłam głową. - Tylko ty, Andrés...
- Ciii... - położył palec na moich ustach. - Tutaj jestem Berlinem. Ale już niedługo, skarbie.
- Muszę wracać do zakładników - jęknęłam, kiedy sięgnął ręką do suwaka mojego kombinezonu.
- Jestem pewny, że Denver i Nairobi świetnie sobie radzą - powiedział.
- Kazałeś mi się wykazać - odparłam.
- Możesz to zrobić w inny sposób...___________________________________________
Witam wszystkich ❤️
Kochani, dziękuję wam za wszystkie komentarze i gwiazdki! "bello e impossibile" ma już dwa tysiące wyświetleń i trzysta gwiazdek! Bardzo mnie to cieszy i motywuje do pisania 💕Do następnego,
frenchtimothee
CZYTASZ
bello e impossibile ✓
Fanfiction"Dewastuje mnie to uczucie i nie wiem dlaczego oprócz pocałunku tłumu widzę tylko Ciebie" Nieodwzajemniona miłość bywa trudna. Najgorsza jest jednak wtedy, gdy dwie osoby, którym ufałeś, wbiły ci nóż w plecy. Fanfiction o la casa de papel - Tylko p...