*MARTÍN*
Po południu poszedłem na zakupy. Mierzenie koszul w przymierzalni przerwał mi dźwięk powiadomienia.
Nieznany:
Dzień dobry, Martín Berrote?
Ja:
Tak.
Nieznany:
Znalazłam twój numer na kartce w domu i postanowiłam napisać... Andrés nie odbiera moich telefonów... Nie wiem, czy ci o mnie mówił, ale jestem jego byłą żoną. Mógłbyś przekazać mu, że Tatiana chce z nim rozmawiać? Dupek zostawił mnie dla jakiejś zdziry z pracy...
Czy jej chodzi o Dianę? Nie, przecież nie zgodziłaby się na coś takiego... Zawsze starała się być w porządku w stosunku do innych.
Wygasiłem ekran telefonu i schowałem go do kieszeni.
Nie chcę o tym teraz myśleć...*ANDRÉS*
- Nie musisz już udawać - powiedziała Diana, patrząc mi w oczy.
Zaśmiałem się cicho i już miałem odpowiedzieć, ale przerwał mi dźwięk wiadomości.
- Podaj mi telefon.
Diana popatrzyła na mnie wymownie.
- A gdzie proszę? - spytała.
- Ty nie powiedziałaś proszę, kiedy kazałaś mi udawać twojego chłopaka - zauważyłem.
Przewróciła oczami i podała mi komórkę.
Martín:
Musimy porozmawiać, wiem o Tatianie.
Skąd? Przecież mu nie mówiłem...
Ja:
Później. Teraz jestem zajęty.
Martín:
Andrés, nie wykręcisz się.Westchnąłem ciężko.
- Andrés, skup się na drodze. Dzisiaj wyjątkowo nie mam ochoty umierać - oznajmiła Diana.
- Nie denerwuj się, kochanie - położyłem rękę na jej udzie.
- Nie dotykaj mnie - zdjęła moją dłoń i ułożyła ją z powrotem na kierownicy.
Po chwili wyjęła z torebki paczkę papierosów.
- Nie będziesz tu paliła - powiedziałem spokojnie.
- Muszę, już dłużej nie wytrzymam.
- Nie, skarbie. Żadnego palenia w moim aucie.
- Możesz się przynajmniej zatrzymać?
- Nie.
Kobieta zmarszczyła brwi.*DIANA*
Cholernie potrzebowałam papierosa... Po paru sekundach wpadłam na pewien pomysł.
- Andrés... Proszę cię, skarbie - wplotłam rękę w jego lekko kręcone włosy.
Uniósł brwi do góry.
- Pocałuj mnie, to porozmawiamy inaczej - odparł z uśmieszkiem.
Dałam mu krótkiego buziaka w policzek.
- Otwórz okno - odparł, przykładając zapalniczkę do trzymanego przeze mnie papierosa.
Zaciągnęłam się dymem.
- Dziękuję...
- Musisz rzucić - stwierdził.
- Przestań, brzmisz jak mój brat.
- Nie, po prostu o ciebie dbam, Diano. Daj mi szansę...
Zawahałam się.
- Andrés, nie dam się nabrać na to drugi raz. Może i jesteś przystojny i czarujący, ale...
- Ale? - zaczął się uśmiechać.
- Oj, przestań - jęknęłam. - Jesteś ode mnie starszy o dziesięć lat, masz żonę...*ANDRÉS*
- Właściwie to już nie. Zostawiła mnie dla kochanka - skłamałem, udając rozbitego.
- Och... Nie wiedziałam, przepraszam - odwróciła wzrok.
- Skąd miałabyś wiedzieć - wzruszyłem ramionami. - Jesteśmy.
Zaparkowałem samochód w garażu.
- Andrés...
Wyjąłem kluczyki ze stacyjki.
- Zależy ci na mnie? - spytała Diana.
- Jasne, że tak. Od momentu, w którym się poznaliśmy.
- Skoro tak, to tym razem ja mogę ci pomóc zapomnieć...
Uśmiechnąłem się szeroko i wziąłem ją na ręce.
Ta noc była długa, piękna i pełna namiętności.
Zupełnie inna niż wszystkie.
O 4.00 byliśmy już wyczerpani i Diana zasnęła wtulona w moje ramię. Pogłaskałem ją po policzku.
W ten sposób zostaliśmy parą. Brzmi jak jedna z tych beznadziejnych historii z komedii romantycznych, prawda? Właśnie to mnie cieszyło, bo takie filmy najczęściej kończą się happy endem.___________________________________________
Witam wszystkich ❤️
Dzisiejszy rozdział jest trochę krótszy, ale mam nadzieję, że wam się spodobał.
Oczywiście zachęcam do komentowania i gwiazdkowania.Do następnego,
frenchtimothee
CZYTASZ
bello e impossibile ✓
Fanfiction"Dewastuje mnie to uczucie i nie wiem dlaczego oprócz pocałunku tłumu widzę tylko Ciebie" Nieodwzajemniona miłość bywa trudna. Najgorsza jest jednak wtedy, gdy dwie osoby, którym ufałeś, wbiły ci nóż w plecy. Fanfiction o la casa de papel - Tylko p...