Co robimy?

437 39 27
                                    

*PARIS*
Pół godziny później wrócił Denver.
- Co powiedział? - zapytałam, cały czas gładząc Monicę po plecach.
Denver pokręcił głową.
- Kazał ją zabić.
- Może ja powinnam spróbować? W końcu chyba mnie posłucha... - zaczęłam desperacko szukać jakiegoś sposobu.
- Powiedział, że jeżeli będziesz kombinować to zabije nie tylko ją... Paris, co my mamy zrobić? - jęknął.
Złapałam się za głowę.
- Źle się czuję - stęknęła kobieta. - Chce mi się wymiotować.
- Chodź, zabierzemy cię do toalety - Denver podtrzymywał ją z prawej strony, ja natomiast z lewej.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, Monica zamknęła się w kabinie.
- Co robimy? - syknęłam.
- Nie mam pojęcia - zaczął chodzić po pomieszczeniu.
- Nie mamy wiele czasu. Zastanów się, ok?
Zapukałam do Monici.
- Mogę wejść? - spytałam.
- Tak.
- Potrzymam ci włosy, dobrze?
Skinęła głową.
Kiedy skończyła, podeszła do umywalki.
- Może strzelimy jej w jakieś inne miejsce, tak, żeby nie umarła? Na przykład w brzuch?
- Chyba zwariowałeś, przecież ona jest w ciąży! Czasami twój geniusz mnie przeraża, Denver - dodałam sarkastycznie.
- No co? Nie znam się na tym wszystkim... Stresuję się, Paris!
Monica obmyła twarz wodą i spojrzała w lustro.
- Strzelcie mi w udo - powiedziała stanowczo.
- Ale... - zaczął Denver.
- Widziałam na filmach, że jest wtedy dużo krwi. Berlin się nie dowie.
- A co potem?
- Schowam się w sejfie. Tylko ja mam do niego dostęp.
Wymieniliśmy spojrzenia z Denverem.
- Dobrze - zgodził mężczyzna.
- Bądź silna. Pomożemy ci - dodałam.
- Zaraz strzelę, ale musimy być cicho. Możesz ugryźć mnie w rękę, jeżeli będzie ci łatwiej nie krzyczeć.
Monica od razu się zgodziła. Mężczyzna wyciągnął dłoń. Gdy strzelił, natychmiast zacisnęła na niej zęby, a jej oczy wypełniły się łzami bólu. Na podłodze zaczęła tworzyć się ogromna plama krwi.
- Było słychać strzały, więc pewnie zaraz przyjdzie Berlin... Połóż się na podłodze i odwróć tyłem do drzwi... No wiesz, udawaj trupa! - poprosił.
Ułożyła się na ziemi.
- Wygląda przekonująco? - zapytał mnie.
- Chyba tak - stwierdziłam.
Podeszłam do lustra i nachyliłam się nad umywalką. Moje ręce były poplamione krwią Monici, bo pomagałam jej w położeniu się.
- Słyszę kroki - mruknęłam cicho. - Teraz.
Do pomieszczenia wparował Andrés.
- I jak? - zapytał. - Długo się wahaliście...
- Nie jest łatwo, kiedy ktoś błaga cię o życie - wysyczał Denver.
- Kto ją zabił? Ty czy Paris? - spytał. - Słyszałem dwa strzały.
- My... Oboje - skłamałam.
- Denver, zanieś ją do piecyka w piwnicy - wskazał na "zwłoki" Monici.
Mężczyzna szybko ominął Fonollosę i rzucił się do wyjścia, zabierając ze sobą ciało kobiety, która udawała martwą. Całe szczęście Andrés nie przyglądał jej się, tylko podszedł bliżej do mnie.
- Skarbie, nie doceniłem cię... - cofnęłam się lekko. - Co się stało? Czemu uciekasz?
Chwycił moje zakrwawione ręce i położył je na swoich policzkach.
- Hej, nie martw się... - zaśmiał się cicho.
Krew do niego nie pasowała.
Krew nie pasuje do nikogo.
Spojrzał w lustro i przyjrzał się swojemu odbiciu.
- Pewnie zastanawiasz się, czemu kazałem ci to zrobić... Pomyślałem, że skoro pozwoliłaś umrzeć swojej matce, to nie będziesz miała problemu z pozbyciem się kogoś innego...
Tego było już za wiele.
- Tamta dziewczyna miała rację. Nie wiem, jak mogę spotykać się z takim potworem jak ty!!! - wybuchnęłam.
Nagle poczułam pulsujący ból policzka.
Andrés mnie uderzył.
- Szkoda, że twoja matka nie biła cię po twarzy, może wtedy byłabyś posłuszna!!! - krzyknął.
Złapałam się za czerwone miejsce.
- Nasze dzieci też byś bił? - zapytałam drżącym głosem i nie czekając na odpowiedź, wybiegłam z pomieszczenia.


___________________________________________

Witam wszystkich ❤️
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał. Oczywiście zachęcam do komentowania i gwiazdkowania.

Do następnego,
frenchtimothee

bello e impossibile ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz