Obraz

514 42 12
                                    

*DIANA*
W końcu wszystko zaczęło się układać. Po tygodniu dołączył do nas Sergio, z którym opracowaliśmy niemal idealny plan. Zamieszkałam z Andrésem w jego domu.
- Nie tak, skarbie - mruknął Fonollosa, który siedział za moimi plecami. - Źle trzymasz pędzel.
- Czy to ważne? - jęknęłam, odwracając się i patrząc na niego. - Chyba liczy się efekt końcowy...
- Technika też jest ważna. Daj, pokażę ci - pokierował moją ręką po płótnie. - Musisz robić szybkie ruchy. O tak... - pokazał mi.
Jego ręka zaczęła lekko drżeć.
- Ty chyba też nie jesteś w najlepszej formie - zaśmiałam się.
Andrés spoważniał.

*ANDRÉS*
Diana i Martín nie wiedzą o mojej chorobie. Wiem, że kiedyś będę musiał im powiedzieć. Ale jeszcze nie teraz.
- Po prostu za bardzo muszę napinać mięśnie w takiej pozycji - odparłem i opuściłem dłoń.
- Chyba nie dasz rady mnie nauczyć malować - westchnęła. - Jestem artystycznym beztalenciem.
Spojrzała na płótno rozłożone na sztaludze.
- Spróbuj jeszcze raz - poprosiłem.
Wykonała parę ruchów pędzlem.
- Teraz dobrze? - spytała.
Malunek miał przedstawiać nasz ogród, ale w jej wydaniu przypomniał bardziej jakiś bohomaz. Popatrzyłem na nią. Uśmiechała się i dalej malowała swoje nierówne linie.
- Tak, jest świetnie - skłamałem.
Mimo, że był to chyba najbrzydszy obraz, jaki kiedykolwiek zagościł w moim domu, to i tak rozpierała mnie duma. Wiedziałem, że kiedy Diana go skończy, powieszę go na ścianie w przedpokoju. I będę się nim chwalił tak, jakby namalował go co najmniej Salvador Dalí.
- Nad czym się tak zastanawiasz, Andrés? - spytała, obracając się do mnie przodem.
- Nad niczym, ja tylko obserwuję - zaśmiałem się.
- Jesteś cierpliwy, nie każdy dałby radę tyle przy mnie siedzieć...
Uniosłem brwi do góry.
- Byłbyś wspaniałym ojcem...
- Myślisz już o przyszłości? - zapytałem, przeczesując włosy ręką. - Takiej odległej?
- Oczywiście, że tak.
- I co w niej widzisz?
- Ciebie - uśmiechnęła się i cmoknęła mnie w policzek.
Przykro mi, Diano. Nie będzie mnie tam, choć bardzo bym chciał. Zostały mi maksymalnie dwa lata życia. Nie chcę, żebyś się do mnie zbytnio przywiązywała, skoro później odejdę.
Ale nie mam serca ci tego powiedzieć. Może zginę w jakiejś strzelaninie, a ty nigdy nie dowiesz się, jaki los był mi naprawdę pisany?
Że byłem kłamcą, który świadomie skazał cię na żałobę?
- Skończyłam! - oznajmiła wesoło, odkładając pędzel na stół.
- Pięknie - odparłem, puszczając jej oczko.
- Mówisz tak tylko dlatego, że jesteś moim chłopakiem! - zaśmiała się.
- Nieprawda, ten bohom... Znaczy się dzieło sztuki powinno wylądować w muzeum!
Skrzyżowała ręce na piersiach. Po chwili odwróciła się i zaczęła zbierać farby.
- Pomogę ci - zaproponowałem.
Nagle pojemnik z farbą wyślizgnął mi się z rąk i wylała się prosto na sukienkę Diany.
- Ups... - zacząłem się śmiać, ale kiedy zobaczyłem jej mordercze spojrzenie, zamaskowałem to kaszlem.
- Ja ci dam ups! - wzięła niebieską farbę i wylała ją na mnie.
Po chwili rozpętała się wojna i byliśmy cali ubrudzeni.
- Wygrałam! - powiedziała, śmiejąc się i odkładając pusty pojemnik.
- Co wygrałaś?
- Naszą... Krótką wojnę, jeżeli można to tak nazwać.
- Myślałem, że konkurs, kto przepieprzy więcej dobrej farby - odparłem sarkastycznie.
Diana chwyciła swoimi dłońmi moją twarz i pocałowała mnie namiętnie.
- Wspominałam już, jak bardzo cię kocham?
- Niech ci będzie, wygrałaś.
Dla niej mogłem przegrywać za każdym razem.

___________________________________________

Witam wszystkich ❤️
Mam nadzieję, że wam się podobało. Oczywiście zachęcam do komentowania i gwiazdkowania.

Do następnego,
frenchtimothee

bello e impossibile ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz