Rozdział 48

2.7K 154 15
                                    

Camila p.o.v.

Obudziłam się niewyspana i zestresowana, co było związane z dzisiejszym spotkaniem z kuratorem oraz wczorajszą propozycję Lauren.

W porze lunchu pojawiła się u mnie Lauren, miałyśmy razem pojechać do sądu.

— Gotowa? — zapytała.

— Już bardziej gotowa nie będę — stwierdziłam, zbierając swoje rzeczy z biurka.

— Nie masz się czym przejmować — próbowała mnie uspokoić.

— To dla mnie bardzo ważne, nie umiem się nie stresować.

— Rozumiem cię, ale wiesz, że będę cały czas obok.

Gdy dojechałyśmy na miejsce, na szczęście nie zostało zbyt wiele czasu do umówionej godziny. Nim zdążyłyśmy porządnie się rozsiąść, aby zaczekać na swoją kolej, zostałyśmy poproszone do gabinetu. Poczułam jak moje serce wybija szybki rytm, chcą wyskoczyć z klatki piersiowej.

— Dzień dobry — powiedziałam wchodząc jako pierwsza, gdy zielonooka przepuściła mnie w drzwiach. Mężczyzna odpowiedział mi tym samym.

— Dzień dobry Ted, dobrze cię widzieć.

— Witaj Lauren, więc co to za ważna sprawa? — zapytał mężczyzna w momencie, gdy usiadłyśmy na fotelach.

— Moja partnerka stara się o opiekę nad młodszą siostrą — powiedziała Lauren.

— Co z rodzicami?

— Zginęli w wypadku, obecnie Sofi znajduje się pod opieką dziadków — wytłumaczyłam.

W między czasie Lauren zdążyła przygotować dokumenty, które podała swojemu znajomemu.

— Rozumiem — powiedział, studiując dokumenty.

— Obecnie rozważamy, aby dziewczynka zamieszkała razem z nami — dodała Lauren.

— Czy to ułatwiło by sprawę? — zapytałam.

— Zdecydowanie tak, jeśli Sofia będzie miała swój własny pokój.

— Tak, na pewno.

— W dokumentach musicie podać jeden adres zamieszkania dziecka. W najbliższych dniach powinien do was przyjść urzędnik, który oceni warunki, w których będzie wychowywać się dziecko. To standardowa procedura — wytłumaczył.

— Rozumiem — przytaknęłam.

Spotkanie przebiegało pomyślnie i szybko. Ted był konkretnym i spokojnym człowiekiem. Bez pośpiechu wytłumaczył mi wszystkie procedury.

— Lauren miałbym do ciebie jeszcze małą prośbę — powiedział mężczyzna, gdy chciałyśmy zbierać się do wyjścia.

— Jasne. Camila, poczekasz na mnie? — zapytała.

— Oczywiście — zgodziłam się, wychodząc. — Dziękuję za pomoc, do widzenia.

— Do widzenia — odpowiedział.

— Co od ciebie chciał? — zapytałam Lauren, gdy około dziesięć minut później wyszła z gabinetu.

— Porady prawnej w pewnej sprawie. To tylko mała przysługa, za to że zajmie się naszą sprawą.

— No tak, dzisiaj nic nie załatwisz bez odpowiednich kontaktów — stwierdziłam.

— Na pewno to nieco przyśpieszy proces — zapewniła zielonooka, co nie ukrywam mnie cieszyło.

— Camila, mogę cię o coś spytać? — zapytała po chwili Jauregui.

— Tak?

— Myślałaś jeszcze o mojej propozycji?

Ocean eyes - Camren ff Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz