- Josephine? - Evans poczuła jak coś muska delikatnie jej ramię.
- Hm?
- Josephine, czas wstawać - wyszeptał jej do ucha Remus.
- Jeszcze chwila, mamo - wymamrotała półprzytomna dziewczyna i przytuliła się do torsu wilkołaka myśląc, że jest jej poduszką. - Tata na pewno poczeka ze śniadaniem.
- Myślę, że twój tata przy twoim jakże szybkim wstawaniu musiałby czekać wieczność i pewnie zaczyna jedzenie bez ciebie - powiedział chichotając.
- Bardzo śmieszne - otworzyła oczy prychając. - Matko, jak mnie głowa boli - jęknęła kładąc twarz na nagim obojczyku Lupina, który lekko poczerwieniał czując, jak jej wargi muskają jego skórę przez co coraz bardziej jest mu gorąco.
- C...chcesz coś przeciwbólowego? - Zaproponował bawiąc się jej rudymi włosami po to by jeszcze bardziej się nie zaczerwienić i odgonić niestosowne myśli. - Jakąś tabletkę?
- A masz? - Podniosła się na łokciu, a on skinął głową. - Mój bohaterze - udała wzruszenie. - Co chcesz w podzięce?
- Nic - wzruszył spokojnie ramionami.
- Ale i tak coś dostaniesz - zbliżyła swoją twarz do jego i złączyła ich usta. Chłopak natychmiast odwzajemnił pocałunek, a ona chętnie wplotła swoją rękę w jego, przyjemne w dotyku, włosy.
- Właściwie... takie podzięki mogę dostawać - oznajmił zadowolony, gdy się od siebie oderwali lekko dysząc.
- Ja z chęcią mogę ci takie dawać, Remmy - uśmiechnęła się po czym przysunęła się do niego jeszcze bliżej. - Chyba, że chcesz coś lepszego - mruknęła mu ponętnie do ucha.
Jej ręka zaczęła powoli sunąć po jego nagiej klatce piersiowej na co Remus przełknął nerwowo ślinę i zarumienił się jeszcze mocniej.
- Wiesz... wiesz może poczekamy z "tym"? - Zapytał starając się brzmieć normalnie, ale Jo usłyszała w jego głosie nutę niepewności. - To znaczy...
Nie pozwoliła mu dokończyć bo ponownie go pocałowała. Wiedziała dobrze co Remus miał na myśli. Nie będzie naciskała na niego. Ona mogła chyba poczekać, a zresztą pierwszy raz musi być czymś wartym zapamiętania.
W jej przypadku nie za bardzo tak było, bowiem ona za dużo ze swojego pierwszego razu nie pamiętała. Zdarzyło się to na jednej z imprez u krukonów. Wszyscy wiedzieli, że Josephine Evans miała słabość do ślizgonów, a alkohol połącząny z tą słabością spowodował, że obudziła się następnego dnia w pokoju prefekta Slytherinu.
Do dziś pamięta, jak to potem oboje z tym chłopakiem stwierdzili, że nic z tego nie wyjdzie, więc po prostu nie wspominali o tym i żyli swoimi życiami, tak jakby nic się nie stało.
- Nie musimy się spieszyć, Remmy - uśmiechnęła się szczerze w jego stronę. Nie litościwie, czy może wyśmiewczo, po prostu szczerze. - Zrobimy "to", gdy będziesz pewien, że chcesz swój pierwszy raz przeżyć ze mną. Do tego czasu możemy się lepiej poznać, iść na lody, do kina. Przecież związki nie polegają tylko na "takich" rzeczach.
- Jose... - wymamrotał coraz bardziej się czerwieniąc. Opuścił głowę nie chcąc by ona zobaczyła go w tak wstydliwej sytuacji.
Różnił się bardzo od Syriusza, czy James'a, którzy na przykład byli dobrze obeznani z "takimi" rzeczami. Co prawda, on nie miał za bardzo czasu na tego typu sprawy, ale teraz trochę żałował, że go nie znalazł.
- Ej... nie jesteś niczego winny - powiedziała jakby odczytując jego myśli. Chłopak chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zamilkł, gdy wejście do namiotu rozsunęło się, a przez nie wyjrzała Lily.
- Josie, idziemy nad jezio... - zatrzymała się w połowie zdania widząc w jakiej sytuacji ich zastała. - O... widzę, że w czymś wam przerwałam. No nic, to my pójdziemy sami, a wy możecie się sobą rozkoszować gołąbeczki - zachichotała uśmiechając się znacząco. - Szczęścia wam życzę - dodała po czym wyszła z ich namiotu.
- Lilis, macie na nas czekać! - Zawołała za nią lekko czerwona Jo. Spojrzała na Remusa, który tylko westchnął i zaczął się ubierać. - Masz te tabletki? - Zapytała otwierając torbę z ubraniami w poszukiwaniu swojego stroju kąpielowego.
- Trzymaj.
- Dzięki - wzięła jedną po czym popiła wodą. Zakręciła butelkę, odstawiła ją obok torby, którą wciąż przeszukiwała. - Remusie?
- Hm? - Odwrocił się w jej stronę.
- Od jakiego czasu ci się podobam? - Zapytała spoglądając z zainteresowaniem na niego.
- Na prawdę chcesz wiedzieć? - Podniósł brew, a ona skinęła głową. - Od zeszłego roku, a dokładniej po tym incydencie z McGonagall przez, który straciłaś odznakę.
Josephine zamrugała kilkakrotnie oczami, jakby przypominała sobie tamtą feralną sobotę, gdy Huncwoci podrzucili łajnobomby do gabinetu McCnotki.
Starsza Evans, jako prefekt miała ich ukarać, ale zamiast tego zaczęła się tylko śmiać i puściła ich wolno zwalając winę na jakiś ślizgonów. Choć nie było to, ani sprawiedliwe, ani odpowiedzialne, bo potem McSztywna się dowiedziała o tym przez co Jo straciła odznakę prefekta, to jednak ona się tym nie przyjmowała. Nie potrzebowała stanowiska prefekta na ostatni rok nauki, gdzie nie miałaby czasu na jego obowiązki.
- Oh, to dosyć długo - mruknęła lekko zdziwiona. - Czemu tyle z tym czekałeś?
- Wiesz... wiesz jaki jestem słaby w sprawach sercowych - wydukał wymijająco po czym wstał. - Będę czekał na zewnątrz - dodał pośpiesznie wychodząc.
Dziewczyna zacisnęła usta w linię i położyła dłonie na kolanach, gdzie leżał już jej niebieski strój kąpielowy.
Zaczynała mieć pewne wrażenie, że wczorajsze oszustwo podczas gry było zaplanowane, ale nie po to by Syriusz się z nią przespał, a po to by poleciała nabuzowana emocjami do Remusa.
- A to świnie - warknęła wściekła pod nosem. - Więc myślicie, że jestem taka naiwna? - Podniosła brew i uśmiechnęła się litościwie. Z nią nie można było tak sobie pogrywać. Skoro chcieli się przekonać czemu, to proszę bardzo. Sami tego chcieli. Wyciągnęła z torby dwuczęściowy, biały, dużo odsłaniający strój, a niebieski włożyła z powrotem. - Dobrze, przekonajmy się.
Chcecie tutaj sceny 18+?
CZYTASZ
Too Much Cinnamon • S. Snape ✔
Fanfiction(Zakończone) Kuzynka Lily Evans, Josephine przyjeżdża do niej na okres wakacji, by je wspólnie spędzić i się dobrze bawić. Jednak pojawia się pewien problem. Mianowicie fakt, że Lily pokłóciła się ze swoim przyjacielem i się do siebie nie odzywają j...