17. Okropna atmosfera

947 92 10
                                    

Jedyną rzeczą, która mogłaby trochę rozluźnić panującą atmosferę w domku z numerem sześć, był alkohol. I to najlepiej bardzo mocny. Tylko szkoda, że akurat takowego nigdzie nie było za co Josephine klnęła co chwilę pod nosem na tych tam u góry za to, że wylądowała w takiej niezbyt miłej sytuacji. 

Właściwie to słowo: "niezbyt miła" można było spokojnie zamienić na słowo: "okropna", bowiem, jak inaczej można by nazwać nieprzyjemne milczenie oraz co chwilę rzucane w swoją stronę dziwne spojrzenia nasączone czymś w rodzaju podejrzliwością? 

Evans wstała w celu odłożenia do szafy szczotki do włosów. Robiąc duże susy przez rozłożoną walizkę i leżące ubrania doskoczyła do otwartej szafy, która była już nieco podrapana i w niektórych miejscach podpisana markerami.

Zmarszczyła brwi i przejechała palcami po czarnym napisie "S + J".  To było nieco... podejrzane. Co prawda to mógłby być każdy, na przykład: "Sebastian + Jane", albo "Sophie + Jack", tylko najgorsze było to uczucie, które towarzyszyło jej przy patrzeniu na te głupie inicjały wypisane ładnym pochyłym pismem, które było trochę podobne do pisma Snape'a.

Miała wrażenie, że jej żołądek wywinął koziołka, gdy zerknęła w stronę patrzącego przez okno Severusa. Wydawał się być dziwnie spokojny, ale ona wiedziała, że to była tylko maska, a wewnątrz niego najpewniej panował huragan.

- Sev, co jest? - Zapytała mimowolnie, lecz od razu pożałowała tych słów. Bowiem, jak bardzo głupio i niedorzecznie to brzmiało, to samo spojrzenie chłopaka to potwierdzało. - Dobra, nie było pytania - zacisnęła wargi w wąską linię i odwróciła wzrok. Jej policzki zaczęły się rumienić, ale zignorowała to.

Wciąż czując na sobie palące spojrzenie czarnych tęczówek skoczyła do przodu z powrotem omijając porozrzucane ubrania. 

Los ją chyba jednak nienawidził, bo, gdy miała już po raz ostatni skoczyć, jej lewa noga zaplątała się w jej koszulkę. W cholerną koszulkę, która wydawała się być taka niewinna. Pisnęła czując, jak leci na twarz i zamknęła oczy szykując się na zderzenie z zimną podłogą. 

To jednak nie nastąpiło. Poczuła, jak ramiona Snape'a chwytają ją mocno i ratują przed upadkiem. Teraz tylko nie wiedziała co było lepsze. Czy spektakularny upadek na twarz i najpewniej coś złamane, lub stanie tak blisko Severusa, którego woda kolońska była po prostu boska.

Zamrugała zdziwiona oczami i spojrzała na niego. Czarnowłosy w małym osłupieniu wpatrywał się w nią z szeroko otwartymi oczami, jakby był sam zdziwiony tym, że ją złapał. Pewnie też uważał, że jej upadek byłby lepszy od tego co się teraz działo. Oj zdecydowanie tak uważał.

Czas w około nich jakby dziwnie zwolnił. Oboje mimowolnie zaciągali się swoimi zapachami i rozkoszowali. On cynamonem, a ona jego perfumami. Oboje czuli się rozdarci pomiędzy przerwaniem tego momentu, a kontynuowaniem. Oboje mieli wrażenie, że mogą żałować kontynuacji, ale mogą też się nią cieszyć. 

Rozkoszować.

Im dłużej tak się w niego wpatrywała, tym ciężej  jej się oddychało, a gdy jego chuda dłoń odgarnęła jej kręcone kosmyki włosów miała wrażenie, że zapomniała o powietrzu. Ich twarze znajdowały się niebezpiecznie blisko siebie, a Josephine niemo zapragnęła by Severus skrócił ten dystans. 

- To nie przyzwoite - rzekł cicho czarnowłosy, ale wciąż trzymał ten sam krótki dystans. Jo zamrugała szybko oczami jakby nie wiedząc o co mu chodziło. - Josephine, masz chłopaka, Lupina - dodał widząc, jak dziewczyna go nie za bardzo słucha. Wciąż wpatrywała się w niego, jak w jakimś pięknym transie. Merlinie, czemu jego oczy były takie piękne i hipnotyzujące?

Ale to nie trwało długo. Gdy tylko trochę Severus się od niej odsunął ona zrozumiała znaczenie jego słów. Przełknęła nerwowo ślinę. Musiała podjąć szybką decyzję, która zadecyduje o jej przyszłości w jakimś ważniejszym, bądź nie stopniu. Teraz, albo może i nigdy. 

Otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, ale żaden dźwięk się z nich nie wydobył. Słowa ugrzęzły jej w gardle, gdy chciała mu wyznać, że... że...

Ale było już za późno. O parę sekund za późno, bowiem on odsunął się od niej powoli o kilka kroków, uważając przy tym by nie zaplątać się w jej zdradzieckie ubrania. 

Patrzyła w ciszy, jak poprawia swoją koszulkę i wyciąga z tylnej kieszeni spodni pudełko papierosów. Zerknął na nią krótko po czym skierował się w stronę wyjścia na nocny dwór by zapalić i poukładać swoje myśli, które stały się jeszcze większym huraganem niż poprzednio. 

Josephine została sama ze swoimi przytłaczającymi myślami, które zachowywały się podobnie co te od Severusa. Mogła szczerze stwierdzić, że spieprzyła sprawę. Może nawet nie była taka mądrzejsza od kuzynki, a może nawet i była głupsza. 

Zagryzła wargę nieco za mocno i ściągnęła brwi. Nie. Ona nie byłą taka głupia, jak jej młodsza kuzynka. Była w końcu Josephine Evans, a nie Lily, która nie znała się za bardzo na ludziach. To ona była tą starszą kuzynką, prawie, że starszą siostrą, która miała być mądrzejsza i dawać przykład, a nie nie umieć zdecydować się pomiędzy dwoma chłopakami, jak w tandetnym romansidle. 

Dlatego ona już zdecydowała i Remus musiał to zrozumieć. Zresztą, był już dużym chłopcem na pewno da sobie radę, a poza tym... miała dziwne wrażenie, że ta cała Marlena i on się dogadają.

Nie czekając ani chwili dłużej chwyciła leżącą na ziemi bluzę i na szybko założyła sobie ją nie bawiąc się w jej zapianie. Przeskoczyła porozrzucane ubrania i pokierowała się w stronę wyjścia modląc się do tych na górze by znowu nie spieprzyła sprawy.

Too Much Cinnamon • S. Snape ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz