23. Jesienny wiatr

869 87 39
                                    

Przygotujcie chusteczki i proponuję dla klimatu posłuchać sobie utworu w mediach.



Siedziała oparta o pień drzewa, z przymrużonymi oczami obserwując niezmąconą taflę jeziora. Jesienny wiatr powiewał co chwilę i zmuszał ją do ciaśniejszego się opatulenia płaszczem. W jednej ręce trzymała różdżkę, którą nie wiedziała nawet kiedy wyciągnęła. Była w takim miejscu, gdzie mało kto tu przychodził, ale jednak, gdy tylko słyszała jakiś najmniejszy dźwięk wyczulała swoje wszystkie zmysły.

Nie potrafiła się okłamywać. Słowa Feliksa w jakiś sposób zmieniły jej postrzeganie wszystkich w około. W szczególności Ślizgonów. Miała wrażenie, że gdy szła korytarzem w stronę wyjścia z zamku i mijała jakąś grupkę Ślizgonów, ci po cichu planowali w jaki sposób mogliby ją skrzywdzić. I choć Jo umiała się bronić, to jednak nieprzyjemne uczucie, że musiałaby to zrobić wciąż jej przeszkadzało.

- Widzę, że nie tylko ja tutaj przychodzę - podskoczyła słysząc znajomy głos. 

- Dobrze widzisz, Severusie - spojrzała na niego. Przez sekundę jej wzrok spoczął na jego przedramieniu, jakby pod rękawem płaszcza szukając Mrocznego Znaku, który tylko potwierdziłyby słowa Feliksa. Szybko odwróciła spojrzenie, nie chcąc po sobie dać znać, że coś podejrzewa. Przynajmniej nie teraz.

- Gdzie twój nowy kochaś? - Zapytał jadowicie. 

- Jeśli masz na myśli Feliksa, to on nie jest moim kochasiem, Severusie. Jest zaręczony z pewną Francuzką - odpowiedziała mu stanowczym głosem. - Jestem tutaj sama, bo chcę z tobą porozmawiać. W cztery oczy. 

Snape podniósł podbródek i zwęził niebezpiecznie oczy. 

- Nie mamy o czym. 

- Ależ oczywiście, że mamy o czym! - Podniosła lekko głos, jednak natychmiast się opanowała. - Coś się zmieniło pomiędzy nami. Te ostatnie kłótnie, ciche dni. Wcześniej przecież tak nie było. Sever, oddalamy się od siebie... Ja cię... tracę - wyszeptała bezsilnie zaciskając pięści. Opuściła głowę, nie chcąc by zauważył zgromadzone w kącikach jej oczu łzy. 

Chciała by w tym momencie podszedł do niej i ją przytulił, szeptał czułe słowa i obiecywał, że wszystko już będzie dobrze, ale... 

Nastąpiła głucha cisza, co chwilę tylko przerywana przez szum wiatru i oddalone krzyki uczniów, którzy zapewne bawili się w leżących na ziemi liściach, albo po prostu korzystali z świeżego powietrza. Ta cisza coraz bardziej niepokoiła ją, lecz nie odważyła się jej przerwać. Nie wiedziała nawet w jaki sposób powinna to zrobić.

- Może tak powinno być. 

Poczuła, jak jego zimny głos przebija się przez jej serce, niczym nabój wystrzelony z pistoletu, i przeszywa je na wylot, pozwalając by zaczęło krwawić. Spojrzała na niego oszołomiona tymi słowami. 

- Sev... co ty wygadujesz? - Wymamrotała myśląc, nie, mając nadzieję, że się przesłyszała, albo, że to był tylko żart. 

- Nie możemy być razem, Evans - powiedział chłodno. - Może wyrażę się jaśniej: Znudziłaś mi się - wzruszył ramionami, jakby to była normalna rzecz, a rozmowa dotyczyłaby na przykład dzisiejszej pogody.

- C...Co? - Wydukała zdzwiona. - Severusie, jeśli to jest żart, to jest on nieśmieszny - zaśmiała się speszona i wstała, starając się nie wywrócić  z powodu ciężkich emocji, które ją opanowały. 

- To nie jest żart, Evans - rzekł litościwie, a ona wstrzymała oddech. - Jesteś mi już niepotrzebna. Zabawiłem się tobą, a teraz skończyłem zabawę. Nic dla mnie nie znaczyłaś.

- Nie... przestań, kłamiesz.

- Czemu miałbym kłamać? - Podniósł brew i odsunął się od niej o kilka kroków, by potem odwrócić się i odejść. - Między nami koniec, Evans - dodał oznajmując tym samym, że wszystko między nimi skończone, a przynajmniej dla niego.

Czuła, jak po jej policzkach spływają gorzkie łzy, jednak szybko je otarła. Rozpacz zastąpił gniew. Zacisnęła mocno pięści, pozostawiając na dłoniach ciemnoczerwone półksiężyce.

Nikt nie mógł jej tak poniżać, nie ją i nikogo z jej najbliższych. Wszyscy o tym wiedzieli, a gdy ktoś o tym zapominał, to ona musiała temu komuś o tym przypomnieć.

- Ja jeszcze nie skończyłam, Snape! - Krzyknęła w szale złości, która coraz bardziej ją opanowywała. Chłopak, jednak zignorował ją i dalej szedł przed siebie, co jeszcze bardziej ją rozwścieczyło. Wyciągnęła w jego stronę różdżkę i już miała wypowiedzieć zaklęcie, gdy on gwałtownie, jakby wyczuwając jej zamiary, odwrócił się i jako pierwszy je rzucił. Josephine z małą trudnością je odbiła. - Czemu?! Czemu okłamujesz mnie mówiąc, że nic dla ciebie nie znaczyłam!? - Rzuciła w jego stronę zaklęcie, które on również odbił.

Nie wiedzieć kiedy ich pojedynek z prostych zaklęć przechodził na coraz to potężniejsze i mroczniejsze.

Dziewczynie coraz bardziej z trudem było je odbijać, a dopiero, gdy niebieska wiązka magii musnęła jej ramię, piekąc niemiłosiernie i rozcinając je, zdała sobie sprawę jaka była głupia. 

Severus był Śmierciożercą

Plugawym sługą Czarnego Pana.

Nie miała z nim szans. 

- Nie znaczyłaś dla mnie nic! Przestań wierzyć, że mogliśmy żyć, jak w jakiejś pieprzonej bajce, bo to tak nie działa! - Krzyknął równie wściekły co ona. - Mogłaś wybrać lepszą drogę, J E G O drogę, ale wolałaś bronić tych wszystkich Szlam! 

- On ci namieszał w głowie, błagam Severusie, otrząśnij się! Nie widzisz, że on cię wykorzystuje?! - Próbowała bezsilnie jakoś przemówić mu do rozsądku, ale on nie słuchał. - On cię zabije!

- Crucio! - To był krótki moment, gdy czerwony promień poleciał w jej stronę, a ona zbyt zaskoczona by się bronić poleciała na ziemię. 

Wrzasnęła czując, jak potworny ból opanowuje jej całe ciało, jednak to nie on był najgorszy. Uczucie wściekłości zastąpiło złamane serce, a ono bolało bardziej niż jakakolwiek klątwa. Łzy spływały po jej, ubrudzonej ziemią, błotem, liściami i krwią, twarzy.

Nie słyszała nic oprócz swojego krzyku, który przerodził się w okropny pisk. Czuła, że odpływa. Ból był zbyt silny by mogła go znieść. Miała wrażenie, że minęły godziny, gdy tam leżała zwijając się z bólu, że Severus już odszedł, ale była w błędzie.  

Nie wiedziała już nawet kiedy zaklęcie przestało działać. Wciąż leżała zwinięta w kłębek, pusta w środku, ze zdartym gardłem. Nie miała już nawet łez, by znowu zacząć płakać. Wypranym z emocji wzrokiem wpatrywała się w ziemię. 

Nie poruszyła się nawet, gdy usłyszała kroki. 

Severus podszedł do niej i spojrzał z góry wzrokiem przepełnionym pogardą i obrzydzeniem. A więc tym dla niego teraz była, zepsutą zabawką, którą wyrzucił. 

Dotknął butem jej twarzy po czym prychnął litościwie.

- Ja skończyłem, Evans - odparł bez emocji w głosie. - I ostrzegam cię, byś nie próbowała mnie ponownie atakować, bo skończy się to dla ciebie tylko w jeden sposób. Śmiercią - podniósł podbródek i już nic nie mówiąc odszedł. 

Odszedł zostawiając ją samą ze złamanym sercem i ciszą przerywaną przez szum jesiennego wiatru, który opłakiwał jej los...


:(

Too Much Cinnamon • S. Snape ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz