22. Złe przeczucia

872 84 16
                                    

Pierwsze tygodnie praktyk były dla Josephine ciężkie. Codziennie powtarzała te same czynności, jak w jakimś kole. Wstać, ogarnąć się, zjeść, uczyć się, zjeść, uczyć się z McGonagall, zjeść, ogarnąć się, iść spać. Jej życie towarzyskie szlag trafił, a jedyną osobą z którą czasem może zamieniała słowo był Feliks, jednak on nie miał się lepiej od niej. Wręcz przeciwnie, biedak musiał jeszcze, gdy ona spała zajmować się jakimiś specjalnymi roślinami, które były wyjątkowo aktywne w nocy. 

Przez praktyki nie miała dla nikogo czasu, w tym dla Severusa, który zaczął strzelać jakieś fochy o to. Na początku chciała go jakoś udobruchać, ale gdy parę razy jej się to udało, to i tak potem, gdy rzucała się w wir nauki, on znowu się obrażał. Jakby był jakąś rozpieszczoną księżniczką potrzebującą jej całej atencji. 

W taki właśnie sposób Josephine i Severus mieli tak zwane ciche dni, które jednak były tylko zwiastunem większej kłótni, jak to myśleli inni. I w sumie wszystko do tego zmierzało, jednak to miało się stać dopiero za dwa miesiące, a wcześniej Lily próbowała robić wszystko by do tej kłótni nie doszło. 

I przez jakiś czas jej się to udawało. 

Ale potem jej zachowanie stało się dla tej dwójki strasznie uciążliwie, dlatego jeśli wcześniej nie było mało, to potem oboje odsunęli się też od młodszej Evans, która zdziwiona tym obrotem spraw nie wiedziała co ma zrobić.

Kolejne dni mijały, a Josephine czuła, że coraz trudniej jest jej się skupić na nauce, a jej myśli lecą w stronę Snape'a. 

W pewnym momencie zauważyła, że coś było z nim nie tak. Nie chodziło o to, że wciąż był obrażony, ale o to, że obserwując go na posiłkach w Wielkiej Sali widziała w nim dziwną zmianę. Był strasznie blady, a pod oczami miał sińce. Wydawałoby się też, że był trochę wychudzony niż wcześniej. Ciągle zdenerwowany i zestresowany czymś. 

Szkoda, że ona nie wiedziała czym. Ile by dała by w tamtym momencie wiedzieć co się z nim w tamtym momencie działo. Być może wtedy jeszcze udałoby się jej powstrzymać, to wszystko przed posypaniem się.

*

Miesiąc listopad był krótkim odetchnięciem dla niej od wszystkiego. McGonagall dała jej trochę dni wolnych, bo według niej Evans była wykończona, a nie chciała mieć przypadku w którym jej ta dziewczyna zemdleje z wycieńczenia na zajęciach. Chwała Merilnowi za to. Bo było w tym trochę racji.

- Gdzie wychodzisz? - Zapytał siedzący w fotelu Feliks. Co chwilę, na zmianę, przewracał kartki opasłej książki i coś notował w skórzanym notatniku. Jego wzrok z książki, powędrował na kasztanowłosą dziewczynę, ubraną w wełniany płaszcz, w kratę. Na głowie miała czarny berecik, który dodawał jej uroku. 

Josephine przestała poprawiać czerwony szalik i spojrzała na niego.

- Na dwór, może przejdę się na błonia. Świeże powietrze dobrze mi zrobi - odparła uśmiechając się lekko. - Chcesz iść ze mną?

- Chętnie, ale innym razem - posłał jej przepraszający wyraz twarzy. - Idź. Może w końcu uda ci się na spokojnie porozmawiać z Snape'em. Mam wrażenie, że w przez ostatnie dni zachowywał się dziwnie - zmarszczył lekko brwi, a jego głos wydawał się być zmartwiony. - Mam złe przeczucia.

- A ja mam nadzieję, że w końcu sobie wszystko wyjaśnimy - westchnęła ciężko. Zaczynało ją już to wkurzać, że nie potrafili się przekonać do wspólnej rozmowy, a przecież szczere rozmowy i zaufanie są podstawami na utworzenie związku. Tylko czemu Severus tego nie rozumiał?

- Na wszelki wypadek, gdyby coś się działo, wyślij mi patronusa - powiedział opiekuńczym tonem.

- A co mogłoby się dziać? Przecież chyba się nie zabijemy tam - zachichotała pod nosem, ale szybko przestała widząc poważny wyraz twarzy Hopens'a. - Co?

- Josephine... posłuchaj - odetchnął głęboko i wstał. Podszedł do niej powoli po czym położył ręce na ramionach. - Miałem ci to powiedzieć wcześniej, ale i tak byłaś zbyt zajęta - spojrzał jej głęboko w oczy.

- O co chodzi?

- Nie powinnaś się zadawać z takimi osobnikami, jak Severus. Zwłaszcza teraz, gdy nadciągnęły mroczne czasy...

- Nie sugerujesz mi tutaj chyba, że on... - nie potrafiła dokończyć zdania, ale mężczyzna i tak zrozumiał co chciała powiedzieć.

- Chcę byś uważała. Jeśli nie on, to równie dobrze jakiś jego znajomy z tego samego roku. Choć moja rodzina na razie się nie wplątuje w takie rzeczy, to mamy pojęcie o tym co oni robią. Wiesz dobrze, że Severusa ciągnie do Czarnej Magii, a gdzie najlepiej by się jej nauczył? Może ujmę to inaczej. Od kogo najlepiej by się jej nauczył? - Dziewczyna wstrzymała oddech słysząc tą wypowiedź.

On właśnie sugerował jej, że Severus, jej Severus, był Śmierciożercą. Plugawym sługą Czarnego Pana, tego który zabija mugoli i burdnokrwistych czarodzieji. Takich, jak Lily...

Pokręciła szybko głową, chcąc odpędzić te złe myśli. To nie mogło być prawdą. On by się do tego nie posunął. Nie mógłby jej tego zrobić. On taki nie był i nie będzie. Niby czemu miałby się taki stać? Co mogłoby go skłonić do wstąpienia w szeregi tego mordercy?

A więc czemu w jej sercu pojawiło się uczucie niepewności co do wybranej przez Severusa strony?

- Nie, nie, nie - zaprzeczyła szybko. Zdjęła ze swoim ramion jego ręce i odsunęła się o parę kroków do tyłu. - On taki nie jest - dodała pewniej, ale nie wiedziała, czy chciała tymi słowami zapewnić siebie, czy Feliksa. 

- Josephine, każdy z nas zakłada różne maski. Mogłaś pokochać jego maskę, ale nie prawdziwą twarz - powiedział poważnie. - Nie zabronię ci związku z nim, ale obiecaj mi, że będziesz uważać - poprosił. - Tylko tyle.

Dziewczyna przełknęła z trudem ślinę po czym skinęła powoli głową. Czuła, jak jakieś dziwne uczucie niepewności i strachu zagnieżdża się w jej sercu i nie będzie jej łatwo się go pozbyć.  


Too Much Cinnamon • S. Snape ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz