Rozdział 1 - "Jak co roku..."

991 59 2
                                    

3 lata później...

Kenan:

3 lata. 36 miesięcy. Tyle czasu minęło. Mam wrażenie, że trwało to tylko kilka sekund. Dosłownie w jednej chwili wszystko się zepsuło. Dziś mijają trzy lata od kiedy Limbo w 100% połączyło się z naszym światem. Przez to świat demonów wkroczył na ziemie i tym sposobem rozpoczął się Koniec Świata. Każdego dnia wspominam tę samą scene. Ucieczka. Strach. Znajome krzyki. Towarzyszą mi każdej nocy. Przerażone twarze moich przyjaciół sprawiają, że budze się z krzykiem w gardle. Nie pozbędę się tych obrazów. To jest już część mnie.

- Co się dzieje, Kenan? - usłyszałem znajomy głos za sobą.

- Nic takiego. - odpowiadam szybko nawet się nie odwracając.

Już po chwili poczułem dłoń na ramieniu.

- Wiem, że jest ci ciężko. Żyłeś podczas Zarazy, więc normalnym jest, że nękają cię tamte chwile. - mówi Andre siadając obok mnie.

Zgadza się. Drugi Władca siedzi obok mnie i razem ze mną patrzy w te czerwone niebo. Wszystko schrzaniło się od momentu kiedy czerwone niebo zasłoniło białe chmury. Na początku wraz ze wszystkimi moimi przyjaciółmi próbowaliśmy przetrwać. Jednak było zbyt ciężko. Jak wcześniej radziliśmy sobie podczas Zarazy to Koniec Świata nas zniszczył. Mieliśmy plan. Czekaliśmy na Larisse. Jedyną osobe, która mogła nam pomóc. Tylko będąc obok Władcy normalny człowiek może przetrwać. Ale blondynka nie przychodziła. Czekaliśmy będąc schowani w jakimś budynku. Nie wychodziliśmy bo było zbyt niebezpiecznie. Na dodatek większość z nas nie czuła się za dobrze. Było to spowodowane zmianą klimatu i naszych organizmów. Koniec końców zostaliśmy zmuszeni wyjść z ukrycia. To był wielki błąd. To sprawiło, że zanim się obejrzałem, zostałem sam.

- Próbuj o tym nie myśleć. Najwidoczniej takie było wasze przeznaczenie. - oznajmia Andre.

- Wiem, Andre. Dzięki za dodanie otuchy. - wymusiłem z siebie uśmiech.

Wiem co on zrobił. Zdaje sobie sprawe jaki jest z niego człowiek. Mimo wszystko to on podał mi rękę kiedy jej najbardziej potrzebowałem. Błąkałem się po ruinach ledwo wiążac koniec z końcem. Na początku nie było mi łatwo, ale z czasem zrozumiałem, że Andre traktuje mnie jak przyjaciela. Możliwe, że też odwaliło mi po tym wszystkim.

- Co się dzieje? - kolejny znajomy głos.

Tym razem odwróciłem się i ujrzałem Marcusa. Tylko on ze mną został. Trafił do imperium dwa dni po mnie. Mamy tylko siebie.

- Zostawie was. Dzisiaj jest wam ciężko. - wzdycha Andre wstając.

- Jak co roku w ten dzień. - wymamrotał brunet.

- Możecie dzisiaj odpocząć. W razie czego jestem u siebie. - informuje i odchodzi.

Ponownie spojrzałem na czerwone niebo. Teren Andre, czyli Drugiego Władcy mieści się w zachodniej części Limbo. Teren tutaj jest taki sam jak w każdej części. Ruiny, dość nierówna powierzchnia, czarna woda i czerwone niebo. Wiem, że Pierwszy Władca, Delia ma teren na południu. Joseph, Trzeci Władca znajduje się w północno-wschodniej części. Nie wiem co z Larissą. Andre nic nie wie na ten temat. Poczułem jak Marcus usiadł obok mnie. Znajdujemy się na dachu. Imperium jest bardzo duże i znajduje się tutaj ogromna liczna ludzi jak i stworów z Limbo. Jednak, oprócz Marcusa nie ma tutaj nikogo kogo znam. Mur imperium wygląda jak wielgachny zamek. Usłyszałem jak mój kumpel głośno westchnął.

- Tak bardzo chciałbym ich zobaczyć. - szepcze z wyczuwalnym załamaniem.

- Myślisz, że żyją? - pytam ledwo słyszalnie.

- Co roku o to pytasz, a ja co roku odpowiadam tak samo. - wzdycha. - Są trzy opcje. Albo Larissa do nich dostarła i są z nią, albo tak samo jak my znajdują się na terenie u innego Władcy, albo nie żyją. - ostatnie słowa powiedział bardzo cicho.

Jego słowa są prawdziwe. Tylko takie opcje wchodzą w gre. Nie da się żyć poza murami imperium. Tylko Władcy mogą tego dokonać. W między czasie przyjrzałem się kumplowi. Dalej na jego twarzy mieści się lekki zarost i opaska na oku. Niestety Limbo nie przywróciło mu oka. Była taka możliwość, tak samo jak śmierć. Ubrany jest w czarną koszulke z długim rękawem, ciemno niebieskie poszarpane spodnie i ciężkie buty. Na nodze jest umieszczony pistolet. Jeśli o mnie chodzi to ubrany jestem bardzo podobnie. Tylko kolor koszulki mnie wyróżnia bo jest w barwach szarości. Katany mam na swoich miejscach, czyli na biodrach.

- 28 lat... Mamy 28 lat i wszystko straciliśmy! - syczy przez zęby.

- Nie tak do końca wszystko. Znajdujemy się na terenie Władcy. Mamy dach nad głową i w każdej chwili możemy zjeść coś ciepłego. - mówię bez uczucie.

- Nawet jeśli, to nie potrafie zapomnieć o tym wszystkim. - wzdycha.

- Andre zrobił co zrobił, ale... Po tym czasie traktuje nas bardzo dobrze. Jesteśmy wysoko ustawieni i możemy z nim pogadać o wszystkim. - zaznaczam.

Taka jest prawda. I tak nie potrafie puścić w niepamięć to co zrobił Larissie. Andre mógł nas zabić od razu jak nas zobaczył. Byliśmy słabi i niezdatni do walki. Ale on nam pomógł. Dał nam dom i miejsce gdzie możmy być bezpieczni.

- Cieżko się z tobą nie zgodzić. - wyznaje.

Mamy tylko siebie. Oboje nie wiemy co się dzieje z resztą. Minęły 3 lata. Naprawdę wiele mogło się wydarzyć.

- Najważniejsze to być dobrym wsparciem dla Andre. - stwierdza Marcus.

Imperium funkcjonuje dzięki ludziom i stworą. Istoty z Zarazy już nie istnieją. Ja i Marcus jesteśmy dość wysoko ułożeni. To władca rządzi Armią, a my i inni jesteśmy jego żołnierzami. Ani ja, ani Marcus nie utrzymujemy kontaktów z współpracownikami. Nie mamy ochoty. Poza tym dostaliśmy ksywki "rozdrapujący rany". Wszystko nawiązuje do naszych smutnych natrojów przez utrate przyjaciół. Oboje nie potrafimy zapomnieć. Na własne oczy widzieliśmy jak schron się zapada pod ziemią. Chciałbym wiedzieć co z resztą. Nadia, Samuel, Neil... wszyscy! Co z nimi? Żyją? Nie wiem. Nikt nie wie.

- Głowa zaczyna mnie boleć. - sapie łapiąc się za głowe.

- Mnie od samego rana boli. - wyznaje. - Jak co roku. - dodaje cicho.

- Jak co roku. - powtarzam jakby do siebie.

Walczyliśmy kilka razy z jakimiś stworami. Istoty w Limbo są różne. Od dużych po bardzo małe. Nie zmiania to faktu, że od czasu do czas atakują imperium. Wtedy armia wkracza do gry. Miałem okazje zawalczyć z ludźmi od innych władców, ale danego Władcy nie widziałem w ogóle. Znam ich tylko z opowiadać Andre. Jednak chłopak jest przekonany, że kiedyś zaatakują. To niemożliwe by Władcy zawarli sojusz. Zakopanie toporu wojennego też nie wchodzi w gre. Jak narazie wojna nie została ogłoszona. Tylko kilka sprzeczek między ludźmi od nich. Nie mam pojęcią co będzie dalej. Mimo wszystko jestem ciekawy. Ponownie spojrzałem na czerwone niebo. Czarne chmury powoli do nas się zbliżają.

- Chyba będzie padać. - stwierdza Marcus.

Dawno nie padało. Bardzo rzadko występuje taka pogoda. Chyba te część Limbo jest bardziej sucha, że tak powiem. W sumie to pogoda codziennie jest taka sama. Trzyma się pokojowej temperatury, a noc to po prostu ciemny czerwień na niebie.

- Przesiedzimy tutaj cały dzień? - pyta Marcus tym samym wyciągając mnie z rozmyśleń.

- Jak co roku... - szepcze.

3 lata. Tyle czasu żyjemy z niepewnością o naszych bliskich. Te same pytania krążą w mojej głowie. Czy żyją? Są zdrowi? Gdzie są? Westchnąłem głośno, a już po sekundzie brunet zrobił to samo. Nie wiem czy znajdziemy odpowiedź na te pytania. Możliwe, że do końca życia będziemy skazani na wyżeranie od środka z niepewności.

Dzierżycielka Diablo Wojna WładcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz