Rozdział 5 - "Już dobrze, Kenan"

877 55 5
                                    

Kenan:

Zaczynam widzieć niewyraźnie, ale bez wątpienia ktoś nowy pojawił się na polu bitwy. Czarny płaszcz faluje wraz z osobą, która bez problemu rany przeciwników. Chcę wstać, ale nie mam siły. Moje ciuchy stają się mokre przez nadmiar krwi jaką trace. Nie wiem, czy ktoś coś do mnie mówi, czy to tylko szumy. Trwało to chwile, aż ostatnia osoba padła na ziemie. Pomimo ociężałych powiek dokładnie widzę jak krew kapie z wielkiego miecza. Postać zaczęła do mnie się zbliżać. Dopiero jak przykucnęła przy mnie i wyciągnięła rękę zobaczyłem ten uśmiech. Uśmiech, który sprawił, że zapomniałem o wszystkim.

- Już dobrze, Kenan. Już dobrze. - szepcze Larissa.

Z trudem wyciągnąłem do niej rękę. Moja zakrwowiona dłoń dotknęła jej odpowiedniczne, a wtedy poczułem zimno w całym ciele. Nastała ciemność. Przez chwile nie wiedziałem co się dzieje, ale jak ponownie otworzyłem oczy ujrzałem znajomy sufit. Zamrugałem kilka razy by widzeć lepiej.

- Obudziłeś się. Dobrze. - wzdycha Marcus siedząc na swoim łóżku.

Znajdujemy się w swoim pokoju. Jest to małe pomieszczenie z dwoma łóżkami i jedną komodą. Jedne drzwi prowadzą na zewnątrz, a drugie do łazienki.

- Co się stało? - pytam słabym tonem.

Czuje się jakbym nie mówił nic przez kilka lat.

- Zostałeś zaatakowany przez żołnierza Delii. Nie trafił w serce, ale był bardzo blisko. - tłumaczy.

- Co z bitwą? Kto wygrał? - dopytuje.

- Chyba my, ale ciężko stwierdzić. - mówi zapalając papierosa. - Krótko po twoim zemdleniu Delia zrobiła taktyczny odwrót. Zdaniem Andre chciała nas tylko zastraszyć. - informuje.

- Nie zmieni to faktu, że wojna się rozpoczęła. - szepcze.

- Dokładnie, stary. To tylko kwestia czasu, kiedy Delia wróci. Może sam Joseph się tutaj pokaże. W najgorszym wypadku sami ruszymy do kogoś z nich. - stwierdza ponownie się zaciągając dymem.

Jego słowa mnie nie zdziwiły. To było nieuniknione.

- To cię trapi? - pyta po chwili.

- Widziałem Larisse. Znalazła się na polu bitwy i... Przyszła po mnie. - opowiadam.

Dalej czuje jej rękę na swojej. Jak zamknę oczy mam tylko obraz jak się do mnie uśmiecha i mówi, że już jest dobrze.

- To już byłeś na haju. Larissa się nie pojawiła. Byliśmy tylko my, inni żołnierze, Andre i Delia. - zaznacza.

- Wiem, ale nie mam pojęcia dlaczego to widziałem. - oznajmiam z zamyśleniem.

- Stary, byłeś bliski śmierci. Miałeś wielkie szczęście, że Delia się wycofała. Od razu zabrałem cię do Lecznicy. - mówi.

- Na ciebie zawsze mogę liczyć. - prycham.

- A jak? Zrobiłbyś to samo na moim miejscu. - wstał by zgasić papierosa w popielniczne, która znajduje się na małym stoliczku obok drzwi. - Andre dał ci wolne dopóki nie odzyskasz sił. Dziewczyny z Lecznicy zrobiły swoje, ale twój organizm dalej przechodzi przez szok. - dodaje podając mi szklanke wody.

Przeszedłem do siadu z bólem w klatce piersiowej. Brunet ma racje. Muszę odpocząć. Napiłem się trunku i dzięki temu susza jaką miałem w gardle minęła. Połykając ostatnią zawartość szklanki dostrzegłem dodatkowe łóżko naprzeciwko mojego i Marcusa posłania.

- Po co te łóżko? - pytam.

Brunet odwrócił się by móc spojrzeć na mebel.

- Nie mam pojęcia. Jak wróciłem z bitwy już tutaj było. - wyznaje.

Dzierżycielka Diablo Wojna WładcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz