Rozdział 21

155 14 7
                                    

Było jej przeraźliwie zimno. Coś twardego gniotło ją w łopatki i kręgosłup. Otwierając oczy, spanikowana zaczerpnęła oddechu. Oślepiło ją białe światło, uniemożliwiając jej zorientowanie się, gdzie właściwie się znajdowała. Usiłowała się podnieść, ale czyjeś ręce przytrzymały ją w miejscu. 
- Spokojnie, panno Ren - odezwał się obcy głos gdzieś zza jej głowy. - Proszę powoli oddychać. 
Zamrugała powoli, starając się przypomnieć sobie, gdzie się znajdowała i jak tu trafiła. W międzyczasie wodziła zmrużonymi oczyma po pomieszczeniu, które zdawało się być pokojem zabiegowym. Obserwowały ją dwie osoby w białych uniformach - starszy mężczyzna, który mówił do niej wcześniej i kobieta niewiele starsza od niej. 
Chciała coś powiedzieć, ale struny głosowe odmówiły jej posłuszeństwa i wydała z siebie tylko cichy skrzek. 
- Najwyższy Wódz czeka na korytarzu - odezwał się ponownie mężczyzna. - Lax pomoże pannie się ubrać. 
W końcu przypomniała sobie Mustafar i prawa dłoń odruchowo powędrowała do lewego ramienia. Dalej było obolałe, wyczuwała pod palcami coś metalowego, układającego się w skomplikowany kształt. Obróciła głowę, ale nie udało jej się zobaczyć za wiele, więc zdecydowała w zamian sprawdzić, czy ręka jest sprawna. Palce poruszyły się posłusznie, ale niemrawo. 
- Panno Ren, spróbujemy usiąść - zasugerowała łagodnie kobieta.
- Enyo - wyszeptała w odpowiedzi.
- Tak, wiem panno...
- Enyo - przerwała, tym razem z większym naciskiem.
O ile dało się szeptać z naciskiem.
- Dobrze, Enyo, teraz pomogę ci usiąść. Pamiętaj, żeby powoli i spokojnie oddychać. Jak już będziesz siedzieć stabilnie, ubierzemy cię, w porządku? - mówiła Lax.
Skinęła głową w odpowiedzi. 
Zdała sobie sprawę, że ma na sobie tylko opaskę na piersi i luźne spodenki - obie części garderoby były przemoknięte czymś, co zidentyfikowała jako bactę. Nic dziwnego, że było jej zimno. 
Lax delikatnie pomogła jej się obrócić na prawy bok, powoli spuścić nogi z blatu i w końcu podnieść się do pozycji siedzącej. Nie czuła się zbyt pewnie, wiedząc, że w razie utraty równowagi może się oprzeć tylko na jednej ręce. 
- I jak się czujesz? - zapytała medyczka.
- Okej - wyszeptała w odpowiedzi. 
- Pooddychaj sobie chwilę w takim razie - rzekła, odchodząc do stolika stojącego w głębi pomieszczenia i wracając po chwili z naręczem ubrań. - Pomogę ci to zdjąć, powycieramy cię, a potem się ubierzesz. Najwyższy Wódz zapewne się niecierpliwi.
Nie protestowała. Lax wiedziała co robi - jej ruchy były sprawne i przećwiczone tysiące razy. 
- Mogę się potem wykąpać? - zapytała Padme chrapliwie. 
Jej warkocze po wyschnięciu stały się sztywne od bacty, a na reszcie ciała pozostawała nieprzyjemna, błoniasta warstwa. 
- Oczywiście. Tylko niech cię ktoś pilnuje - odpowiedziała Lax. - Chodź, przejdziesz sobie na kozetkę, będzie ci wygodniej. 
Z jej pomocą Padme zsunęła się ostrożnie ze stołu i przeszła chwiejnie kilka kroków, ciapiąc niezdarnie na kozetkę. Przynajmniej teraz nic ją nie uwierało.
- Czujesz się dobrze? 
- Tak.
- W takim razie pozwolisz, że zawołam Najwyższego Wodza. W razie czego, tutaj jest dzwonek - oświadczyła medyczka, kierując się w stronę drzwi. 
Chwilę po jej wyjściu, w drzwiach pojawił się Kylo. Nie miał maski, co ją zdziwiło.
Nie zdążyła się odezwać, bo w kilku susach dopadł do niej, porywając ją w miażdżący uścisk. Czuła się dziwnie, niezbyt wiedząc co ze sobą zrobić. W końcu skrępowana poklepała go po plecach. To musiało go przywołać z powrotem do porządku, bo odsunął się i kucnął naprzeciw niej.
- Jak się czujesz? - zapytał, marszcząc brwi. 
- Niezręcznie - odparła, zanim zdążyła się powstrzymać.
Spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Widzę, że już w formie - stwierdził. 
Zachichotała w odpowiedzi, ale szybko spoważniała.
- Tak poważnie, to sama nie wiem. Słabo jakoś. Nieswojo. Klejąco - wzruszyła zdrowym ramieniem. - Boję się nim ruszać. Jakby miało odpaść. Trochę boli.
Na początku nie miała ochoty mówić, ale kiedy już zaczęła, słowa pojawiały się jedno po drugim.
- Masz nowy obojczyk. Podobno wyhodowali ci spory kawałek nowej skóry. Zużyłaś połowę naszych zasobów krwi - rzekł, uciszając ją uniesieniem palca, zanim zdążyła się odezwać. - Wszystko w porządku, powiedzieli mi, że ręka będzie sprawna. Będziesz musiała ją trochę poćwiczyć. W każdym razie, masz prawo czuć się nieswojo, prawie umarłaś, a potem spędziłaś tydzień w zbiorniku. 
- Skoro tak... - westchnęła. - Dzięki, że mnie tu z powrotem ściągnąłeś. 
Mina mu się wydłużyła i spojrzał gdzieś w bok.
- Co jest? - zapytała podejrzliwie.
- Właściwie, to nie dzięki mnie jeszcze żyjesz - odpowiedział z wahaniem.
- Co?
Nie do końca rozumiała, co Kylo miał na myśli.
- Rey... Rey nas znalazła. Przylecieli razem z Chewbaccą. Gdyby nie oni, nie przeżyłabyś lotu - urwał, wbijając wzrok w ziemię. - Nie jestem najlepszy w pierwszej pomocy. Nie miałem nawet wystarczająco opatrunków dla ciebie. Zabrali cię na statek naszego ojca i zaopatrzyli. To wystarczyło, żeby udało mi się ściągnąć cię tutaj. Przykro mi. Zawiodłem cię. 
Przyglądała mu się przez chwilę zdumiona, zastanawiając się co odpowiedzieć. W międzyczasie poklepała go pocieszająco po głowie. 
- Ej, nic się nie stało. Nie gniewam się.
- A powinnaś. O mało nie zginęłaś przeze mnie. Zostawiłem cię z tyłu, potem usłuchałem, kiedy kazałaś mi iść dalej. Zostawiłem cię samą z tym wielkim pająkiem. Prawie się wykrwawiłaś. Nie umiałem nawet ci pomóc. Jestem dobry tylko w niszczeniu. W zabijaniu. Szczególnie swojej rodziny. 
W jego głosie brzmiały tony, których nie słyszała nigdy wcześniej.
- Zdarza się. Nie zrobiłeś tego celowo. Wiedziałam na co się piszę. Wszystko jest w porządku. 
Podniósł w końcu głowę. 
- Powiedziałem Rey o naszych planach. Mam nadzieję, że się nie gniewasz - powiedział skruszonym tonem.
Poczuła jak mimowolnie wyszczerza zęby w wielkim uśmiechu. 
- Poważnie? - zapytała z niedowierzaniem.
- Tak. Swoją drogą, pierwszy raz w życiu widzę cię tak uśmiechniętą.
- Tak, znaczy jak?
 - Szczerze, a nie półgębkiem - odpowiedział krótko. - Wracasz do normy. Sto pytań na minutę. 
Padme uniosła brwi.
- Wiesz, zazwyczaj jak widziałeś mnie bez maski, to akurat jadłam. Trudno uśmiechać się szeroko z pełną buzią - wyjaśniła urażonym głosem.
- Właśnie! Dwie sprawy. Po pierwsze, jedzenie. Jesteś tak chuda, że można ci policzyć żebra. Rozmawiałem z lekarzem i na początek będziesz dostawać małe porcje normalnego jedzenia, do tego kroplówki, żeby nie wysiadł ci żołądek. Po drugie, przyniosłem ci maskę - rzekł, wyciągając z kieszeni dobrze znajomy jej przedmiot. 
Wyciągnęła rękę po maskę i odruchowo sięgnęła za głowę obiema rękami, aby ją zapiąć.  Kylo skrzywił się, a ona ułamek sekundy po nim, czując, jak zwiotczałe lewego ramienia pracują. Zrobiło jej się słabo.
- Może nie powinnaś... - zaczął ostrożnie.
- Już czuję, że nie powinnam. Chcę spać - powiedziała tonem marudnego dziecka. 
Chciała do mamy. Do cioci. Do domu. Przypomniała sobie, że od jakiegoś czasu tutaj jest dom, a jej brat raczej nie ucieszy się na wieść, że Padme chce do mamy. Na tą myśl po jej policzkach spłynęły łzy, a dolna warga zaczęła drżeć. Na ten widok Kylo zrobił wielkie oczy. 
- Co jest? Boli cię? Zawołać lekarza? - pytał z przerażeniem.
Pokręciła głową w odpowiedzi, nadal zalewając się łzami.
- Co się stało? Dlaczego płaczesz? - dociekał dalej, zdumiony jej reakcją na... właściwie nic konkretnego. - Ej, naprawdę nie wiem co robić, kiedy ktoś płacze w mojej obecności. 
To sprawiło, że zachichotała. Był to dziwny, bulgoczący dźwięk i wcale nie sprawił, że Kylo się mniej przejął. Pociągnęła nosem i odezwała się.
- Chcę do pokoju. Spać. Jestem zmęczona. Boli mnie. Do tego cała się kleję i jest mi niefajnie.
- Rozumiem. Zabiorę cię do pokoju i pomogę ci wziąć prysznic, potem pójdziesz spać - oświadczył uspokajającym głosem. - Widzisz, musisz mi mówić co się dzieje, a nie od razu się rozklejać. Wtedy wiem co zrobić. Kogo zamordować...
Zachichotała ponownie.
- Nie musisz nikogo mordować. Pomóż mi zdjąć maskę, muszę się wysmarkać.

Dziesięć minut później była już pod prysznicem. Kylo czekał, siedząc na desce klozetowej, odwrócony w kierunku drzwi. Nie dał się przekonać, że naprawdę może poczekać na zewnątrz. Jedną ręką wymyła z włosów resztki bacty. Pierwszy raz skorzystała z wbudowanego w prysznicu agregatu suszącego - na co dzień preferowała ręczniki, ale nie bardzo chciało jej się wyginać w celu powycierania się do sucha. 
- Wszystko okej? - odezwał się Kylo spod drzwi. 
- Tak, okej. 
Wyglądał śmiesznie. Najwyższy Wódz Najwyższego Porządku siedzący na zamkniętym kiblu, opierając łokcie na kolanach. 
Wciągnęła na siebie opaskę na piersi, zakładając ją od strony nóg. Dzięki temu nie musiała podnosić rąk. Po założeniu spodenek powiedziała:
- Jestem gotowa. Pomóż mi ubrać koszulkę, bo zmarznę.
Na te słowa podszedł do niej i niezdarnie pomógł jej włożyć koszulkę. 
- Musisz poćwiczyć - oświadczyła. - Jak będziesz ubierać dzieci?
Cofnął się o krok, patrząc na nią podejrzliwie.
- Jakie dzieci?
- No jakie, twoje - odparła, jakby to było oczywiste. - Mógłbyś mi proszę pomóc zrobić coś z włosami? Będę je miała całe splątane.
O dziwo, nie zaprotestował. Kazał jej usiąść i szybko zaczął splatać pojedyncze kosmyki. Robił to delikatnie i bez zawahania. Musiał mieć doświadczenie, ale zanim zdążyła zapytać, sam się odezwał. Widocznie za głośno pomyślała. 
- Warkocze i sposób ich upięcia miały na Aldeeranie wiele znaczeń. Nasza matka nauczyła mnie podstawowych fryzur - wyjaśnił. - Kiedy byłem mały, lubiłem ją czesać. Zobacz, czy tak może być - dodał, wyciągając rękę by pomóc jej wstać.
Warkocz oplatał jej głowę, układając się w koronę nad czołem. 
- Bardzo ładnie, dziękuję. Co ta fryzura oznacza? - zapytała, przesuwając zdrową ręką po kosmykach.
- To fryzura dla osób wolnego stanu. Oznacza, że nie masz partnera. I nie szukasz - wzruszył ramionami. - Ale w zasadzie, to zdecydowałem, że tak będą ci najmniej przeszkadzać, więc nie musisz przywiązywać do tego wielkiej wagi. Gdybym zostawił dwa pasemka, o tu i tu - wskazał na boki jej twarzy. - To oznaczałoby, że nie masz i szukasz. No, ale nie bierz tego do siebie.
- Dzięki Ben - odparła, kiwając głową.
Zgarnął ją ramieniem i poprowadził w stronę drzwi. 
- Idziesz spać. Puść mi wiadomość jak wstaniesz - nakazał, kierując się do wyjścia. - A, i zabrałem holokron. Może będziesz miała lepszy humor. Śpij dobrze.

~~~~~~~~~~~~~~~~
Ben Solo jako tatuś bobasów - jestem absolutnie za. Kocham ten typ fanfików.
Przy okazji - został mi jeszcze jeden egzamin, ale miałam wyrzuty sumienia, więc oto jestem.

SiostraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz