Rozdział 25

133 13 2
                                    

Maz pod jej nieobecność przygotowała im pokoje. Potem złapała Bena za rękaw i odciągnęła go w stronę kuchni, nakazując Padme iść spać, bo "wyglądasz jak śmierć, dziecko". 
To brzmiało jak dobry plan.
Jej pokój był ciemny, urządzony skromnie. Łóżko, kufer na rzeczy, stolik z miską do mycia i krzesło. Za okno służył otwór strzelniczy, na tyle mały, że nie byłaby w stanie wystawić głowy na zewnątrz. Na krześle leżały ręcznik i kupka ubrań. Przejrzała je - bielizna, kilka koszulek w ciemnych kolorach, narzutka z kapturem, spodnie, skórzana kurtka i ciemnozielona sukienka. Nic ekstrawaganckiego, ale materiały były przyjemne w dotyku. Pod krzesłem stała para sznurowanych butów za kostkę wykonanych z brązowej skóry. 
Zastanawiała się przez chwilę, skąd Maz wiedziała, czy będą na nią pasować, ale uznała, że najwyżej spyta. To mogło poczekać aż się wyśpi. Rozebrała się do bielizny i wczołgała się pod koc, zapadając od razu w ciężki sen.

Obudziła się, nie wiedząc ile czasu minęło. Czuła się brudna i lepka, więc zdecydowała się umyć. Była w trakcie zaplatania włosów, kiedy drzwi otwarły się i do sypialni bezceremonialnie wkroczyła Maz, nie zwracając uwagi na to, że Padme miała na sobie tylko majtki. 
- Nie patrz na mnie z takim wyrzutem, dziecko. Tyle już żyję, że widziałam wszystko, nie masz się czego wstydzić - urwała, zauważając metalowe spinki w jej ramieniu. - Na to chyba ktoś powinien rzucić okiem. 
- Chyba tak. 
Kosmitka mierzyła ją wzrokiem.
- Co się stało? - zapytała w końcu, wskazując na bliznowaciejącą powoli ranę.
- Za dużo przeciwników, za mało treningu - odparła Padme. - Nie jestem tak dobra w operowaniu mieczem świetlnym jak Ben. 
- Wygląda całkiem świeżo - skomentowała Maz,  pomijając ostatnią uwagę.
- Bo jest - odparła dziewczyna, siadając na łóżku. - Nie miałam ostatnio ani chwili spokoju. Czasem żałuję, że w ogóle opuściłam Naboo. 
- Więc to tam cię schowali... Sprytne - skwitowała.
- Wiedziałaś?
Maz zarechotała. 
- Oczywiście. Ale ty tam nie usiedziałaś. Czego szukasz? 
Padme zamarła, odpowiadając dopiero po chwili.
- Nie wiem. Chcę gdzieś pasować. Nie pasowałam do pałacu, nie pasowałam do Ruchu Oporu, ani do Najwyższego Porządku. Nie jestem Jedi, nie jestem Sithem, nie wiem kim jestem. Nie mów Benowi, on dalej myśli, że zostałam porwana.
Kosmitka nie odpowiedziała, kiwając głową. 
- Jeśli dalej chcesz mi pomagać, to ubierz się i zejdź na dół. 

____________

I Padme pomagała. Głównie sprzątając stoły. Starała się nie rzucać w oczy. Ben też pomagał, dłubał w statkach nie wyściubiając nosa poza hangary.
Dalej żyli w stresie, że ich ktoś rozpozna. Zastanawiali się, co dalej ze sobą zrobić. Każde na własną rękę, bo przyszłość była tematem mocno stresującym dla obojga. Może oboje doszli do wniosku, że nie poruszając go, odwleką to, co nieuniknione. Zresztą, rzadko spędzali ze sobą na tyle czasu, żeby móc porządnie to omówić.
Padme po raz kolejny zastanawiała się nad namówieniem Bena do dołączenia do Ruchu Oporu, polerując szklankę. Jedną i tą samą od ładnych paru minut.
- Raczej już jest czysta - odezwał się chłopak, oparty nonszalancko o bar.
Spłoszona drgnęła, o mało nie wypuszczając naczynia z rąk i obrzuciła obcego badawczym spojrzeniem. Miał najwyżej dwadzieścia kilka lat, ciemnobrązowe włosy sterczace zawadiacko nad czołem i krzywy uśmiech. Nie wyczuwała od niego nic specjalnie niepokojącego.
- O, przepraszam. Już wołam koleżankę, zaraz pana obsłuży - odezwała się, cofając się w stronę zaplecza.
- Nie trzeba. Raczej o ciebie mi chodzi - odparł.
Poczuła, że żołądek opada jej do kolan i robi jej się gorąco. Ktoś ją rozpoznał?
- Nie do końca rozumiem... - powiedziała tak spokojnie, jak tylko była w stanie.
- Nie denerwuj się. Po prostu nigdy wcześniej cię tu nie widywałem, a od pewnego czasu jesteś tu codziennie. Miła odmiana, zwykle obsada się nie zmienia. Skąd znasz Maz? - zapytał, jakby próbował nawiązać koleżeńską konwersacje. Nie wydawał się szkodliwy, ani podejrzany. Nie była pewna co o tym myśleć.
Padme skrzywiła się lekko i po chwili namysłu odparła:
- Stara znajoma mojej rodziny. Pomagam jej... - urwała, nie chcąc wyjawić za dużo.
- A ona pomaga tobie - dokończył nieznajomy. - Jak się nazywasz?
No tak, powinna była się spodziewać tego pytania.
- Ja... nie mogę ci powiedzieć jak się nazywam - wydukała w końcu.
- Kłopoty? - zapytał tonem, który sugerował, że z góry zna odpowiedź. - W takim razie powiedz mi, jak mam się do ciebie zwracać.
Padme zamrugała kilka razy zaskoczona.
- Ee... P-Perse. Mów mi Perse.
- Perse - powtórzył. - W takim razie, miło mi cię poznać, jestem Kix - dodał, wyciagając do niej rękę.
Po sekundzie wahania uścisnęła ją.
- Masz uścisk jak facet - skomentował, uśmiechając się pod nosem.
Padme dostrzegła, że miał jasne oczy. Nie umiała z tej odległości rozróżnić koloru.
- To źle? - odburknęła, nagle urażona.
- Nie, skąd. Idę, bo widzę, że nie czujesz się zbyt komfortowo. Wpadnę jeszcze, Perse. Mam nadzieję, że się zobaczymy - powiedział, wstając powoli.
- Może. Miłego dnia, Kix.
Podniósł rękę w pożegnalnym geście i zniknął w korytarzu prowadzącym do przedsionka.
A Padme zrobiło się trochę żal, że już poszedł.

~~~~~~~~~~~~
Aaa, przepraszam Was strasznie, naprawdę! Miałam trochę urwanie głowy, a potem się rozchorowałam i średnio miałam siłę na cokolwiek. Zwłaszcza na pisanie. Ten rozdział to tak raczej żeby przypomnieć o swoim istnieniu.
Obiecuję, że w następnych będzie się więcej dziać!

SiostraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz