Złapałem się za bolący policzek i spojrzałem na niego z przerażeniem i zdziwieniem. Starszy spojrzał tak samo na swoją rękę, to na mnie. Oboje byliśmy zaskoczeni.- J-ja... - zaczął.
- Nienawidzę Cię! - przerwałem mu.
Wyrwałem się, wziąłem po drodze telefon, ubrałem buty jak najszybciej mogłem i wybiegłem z jego mieszkania, nie oglądając się za siebie. Co w tej chwili czułem? Trudno stwierdzić. Czułem ból. Nie ten fizyczny od uderzenia, choć troszkę też, ale bardziej chodzi o ten psychiczny. Nie mogłem uwierzyć, że podniósł na mnie rękę. Czym się tak właściwie zdenerwował, że do tego doszło? Mówiąc mu prawdę?
To on może mi rozkazywać, krzyczeć na mnie, traktować jak śmiecia i swoją własność, a ja jak raz powiem o swoich uczuciach i tego, czego nie lubię względem jego to już dostaję z liścia i opieprz? Nie, tak nie będzie.
Tak naprawdę dotarło do mnie, że po dawnym Jeno już nie ma śladu.
Wyszedłem na zimne powietrze. Spojrzałem na zegarek; trzecia dwanaście nad ranem i trzy nieodebrane połączenia od Jaemina. Oddzwoniłem natychmiast zapominając, która jest godzina i że chłopak może już dawno spać. Jednak odebrał po pierwszym sygnale.
- Renjun...
- Ja zacznę. Przepraszam, że nie zadzwoniłem wcześniej. Muszę Ci o czymś opowiedzieć.
Opowiedziałem mu wszystko co do szczegółu. Gdy dotarłem do wydarzeń sprzed kilku minut, rozpłakałem się. Chłopak był w wyraźnym szoku i zaczął mnie pocieszać. Zaproponował, abym przyszedł do niego teraz, ale odmówiłem. Nie dlatego, że nie mam pojęcia gdzie jestem. Nie chciałem po prostu robić mu problemów. Po rozmowie odłożyłem telefon do kieszeni i za wszelką cenę próbowałem znaleźć jakąś wskazówkę gdzie mogę dotrzeć do domu.
Podszedłem do przystanku i zobaczyłem, że tramwaje zaczynają jeździć o szóstej rano. Wychodzi na to, że będę musiał tu się włóczyć jeszcze przez dwie i pół godziny. Uświadomiłem sobie coś jeszcze. Nie mam portfela i jeśli chcę wrócić do domu, to bez biletu. Pacnąłem się mentalnie w głowę. Mógłbym też zadzwonić do Donghyucka lub Marka, ale to są przyjaciele Jeno a po drugie nie mam z nimi za dobrych kontaktów.
Pozostało mi tylko czekać.
Szedłem w kierunku dużych nowoczesnych budynków, które w świetle nocy wyglądały zjawiskowo. Pomyślałem też, że jeszcze lepiej by wyglądały patrząc na nie z góry.
- Hej piękny. - usłyszałem jakiś obcy głos.
Przestraszyłem się i nie chciałem odwracać. Było też słychać kilka kroków. Zapewne nie była to jedna osoba. Musiałem to sprawdzić. Odwróciłem się w ich stronę i spostrzegłem grupę ludzi. Było ich z pięciu i wszyscy trochę starsi odemnie. Jeden z nich trzymał trzy butelki w rękach. Pili. Chciałem się cofnąć, ale na moje nieszczęście, obiłem się plecami o czyjąś klatkę piersiową.
To po mnie.
Zostałem otoczony przez kilku obcych mężczyzn bez drogi ucieczki, którzy patrzyli się na mnie dziwnym wzrokiem i coraz bardziej zbliżali. Tak, to właśnie nazywa się pech. I to zawsze musi spotykać mnie.
- Chcesz się pobawić?
Podszedł do mnie jeden z nich i dotknął moich włosów. Wzdrygnąłem się i znów zabrałem się do ucieczki. Zamiast tego, jakiś inny mnie objął i przytrzymał, abym nie uciekł i żeby jego kolega dokończył co chciał zrobić.
- A co ty tu robisz w środku nocy, co? - zaśmiał się. - Zgubiłeś się?
Nic nie odpowiedziałem.
- Ej co tu się dzieje?! Puśćcie go!
Spojrzałem w stronę, z której dochodził głos i wydawało mi się, że gram w jakimś pieprzonym filmie. Po raz trzeci. W moją stronę szedł Jeno, wraz z Markiem. Co tu do cholery robi Mark?- powiedziałem w myślach. Zbliżali się do nas.
- Bo co? - spytał mój oprawca. - To twój chłopak?
- Żebyś wiedział, że tak skurwielu. Teraz rób co każę bo Cię zabiję, tak jak was wszystkich. - warknął i wyciągnął broń.
Kurwa.
Zdecydowanie poczułem się jak w beznadziejnym filmie.
Zadziwiające było to, jak dobrze to podziałało na tych pijaków. Momentalnie wszyscy zaczęli się oddalać z przerażonymi twarzami a mnie ulżyło. Łzy nadal spływały z moich oczu. Gdy zobaczyłem, że grupa się oddala od razu zacząłem iść w przeciwną stronę.
- Stój, Renjun. Porozmawiajmy.
Jeno szedł za mną, już bez Marka, który przed chwilą odjechał.
- No proszę Cię! Chcę Cię przeprosić.
Zatrzymałem się.
- Teraz chcesz mnie przepraszać? - warknąłem. - Mogłeś pomyśleć wcześniej nad tym, co robisz. - pociągnąłem nosem i wytarłem twarz rękawem od swetra. - Dziękuję za uratowanie mnie. Ale to nie zmienia faktu, co zaszło przedtem. Nie chcę być w związku pełnym przemocy.
Chłopak podszedł do mnie bliżej i złapał mnie za rękę.
- Proszę Cię, skarbie, wybacz mi. Nie chciałem tego. Odbiło mi, czasem nie panuję nad nerwami. Nie chciałem Cię skrzywdzić.
- I myślisz, że w to uwierzę? Chwile będzie dobrze a później znów.
- Nie, Renjun...
- Nie! - krzyknąłem. - Nie idź za mną.
I odszedłem, pozostawiając chłopaka samego.
+++
Zostawcie komentarze jak wam się podoba~