Jeno
Kilka godzin później,
Leżałem już tak nie wiem ile czasu, podczas gdy Renjun spał spokojnie na mojej klatce piersiowej. Nadal byłem przerażony tym, co dzisiaj zaszło. Czym mógł się tak zdenerwować? Kogoś zobaczył? Coś zobaczył? Czy to przezemnie? Lub przez wydarzenia z ostatnich dni? Nie wiem, ale nie chciałem go już męczyć po takim ataku i wolałem, aby się najpierw przespał i odpoczął.
Jednocześnie jestem wściekły na samego siebie. Jak mogłem dać komukolwiek go skrzywdzić i doprowadzić do tego, że będzie miał traumę? Mam ochotę cofnąć czas i jeszcze raz to przeżyć ten miesiąc, aby uchronić go od tego wszystkiego. Nie zasłużył na to. Jest porządnym chłopakiem z małego miasta w Chinach, który przyjechał do Seulu, miasta, w jakim dużym nie był chyba nigdy, spotkał tutaj mnie, swojego byłego no i dowiedział się o moim nowym życiu tutaj. To zbyt duży szok dla niego. Na domiar złego spotkało go wiele innych okrucieństw.
Żałuję tego najbardziej na świecie.
Z rozmyślań wyrwał mnie ruch, który należał do Renjuna. Powoli zaczął się budzić. Otworzył oczy, przetarł je po czym położył głowę na poduszce. Uśmiechnąłem się do niego, na co odwzajemnił ten gest. Poczułem się szczęśliwszy.
- Jak się czujesz? - zacząłem ostrożnie.
- Już lepiej, dziękuję Ci za wszystko. - powiedział zaspanym głosem i się do mnie przytulił.
Głaskałem jego plecy, gdy on leżał wtulony. Co jakiś czas dawałem mu buziaka w czoło, na co cicho mruczał.
Wiedziałem też, że prędzej czy później muszę zacząć tą rozmowę, która jest nieunikniona. To będzie zarówno ciężkie dla niego, jak i dla mnie. Kiedy pomyślę sobie, co on może przezywać przez jakiegoś obcego gościa, mam ochotę tego kogoś zabić. Dosłownie. Siebie też bym zabił za to, że kogokolwiek do niego dopuściłem.
- Renjun, czemu tak zareagowałeś?
I cisza.
Tak naprawdę nie wiedziałem, jak to powiedzieć. Sam się boję odpowiedzi i strasznie martwię o chłopaka. Sam zacząłem żałować tego, co zrobiłem dzisiaj za szkołą kiedy mnie zobaczył. Mógłbym tam nie iść, a Renjun uniknął by kilku przykrych sytuacji. Oczywiście znów prze zemnie go spotkały.
- Zobaczyłem go... - zaczął niepewnie. - Tamtego mężczyznę, stał niedaleko nas.
Próbowałem sobie przypomnieć wszystko, co działo się chwilę przed przyjazdem Marka. Stałem tyłem do Renjuna w chwili, kiedy on miał iść z powrotem do szkoły. Wtedy się zaczęło. Jak przez mgłę pamiętam ten samochód. Chyba był koloru czarnego, ale nikt przy nim nie stał. Widziałbym to na pewno. Co się naprawdę stało?
- Renjun, jeszcze raz. Jak on wyglądał? Skąd go znasz i dlaczego się tak przestraszyłeś?
Złapałem go za rękę gdy widziałem wahanie z jego strony. Drugą zacząłem pocierać zewnętrzną część jego dłoni, aby był spokojniejszy. Chyba zadziałało.
- Ch-chyba wtedy niedaleko twojego domu w mieście, było kilku takich, którzy mnie obeszli i zaczęli d-dotykać...
Teraz sobie przypomniałem. Próbowałem odtworzyć w myślach obraz z tamtego dnia. Niechętnie, lecz nie miałem wyjścia. Jeśli mam dorwać tego gnoja, to tylko w ten sposób. Jednego na pewno znałem, to jest pewne. Jakiś okoliczny bezdomny, który często przechadza się po tej okolicy. Reszty niestety nie pamiętam.
I jak mam go znaleźć do cholery?
- Patrzyłeś się na niego chwilę, prawda?
- Tak.
- Jak wyglądał?
- Hmm... miał ciemne włosy, czarną kurtkę, czarne spodnie no i czerwoną koszulkę. Patrzył na mnie dziwnym wzrokiem i się do mnie uśmiechał. Chyba trzymał coś w ręce. Chwile później wsiadł do samochodu i jeszcze trochę nas obserwował, przynajmniej takie miałem wrażenie.
- Rejestrację wozu pamiętasz?
- Jeno!
- Dobrze, przepraszam skarbie. Nie martw się, już go nigdy nie zobaczysz.
- Czyli znasz go?
- W tym problem, że właśnie nie.
- Ah-
- Obiecuję Ci, że go znajdę. Do tej pory nie wychodzisz z domu, jasne?
- Muszę chodzić do szkoły!
- Renjun, on może właśnie być tam w pobliżu. Jutro będę go tam wypatrywał.
- A co ze mną?
- Ty zostaniesz tutaj.
- A mogę iść z tobą?
- Nie. Nie będziesz patrzył na takie rzeczy, to już by było za dużo.
- C-co chcesz zrobić?
- Renjun, nie znasz mnie?
- Mhmm... nie możesz mu po prostu powiedzieć, żeby mnie unikał?
Zaśmiałem się.
- Skarbie, to tak nie działa. Jak on Cię tam widział, będzie znów tam wracać z nadzieją, że tam będziesz.
- Czyli nie ma innego wyjścia?
- Nie ma. Zaufaj mi.
- A jeśli ktoś w końcu Cię przyłapie? Pójdziesz do więzienia...
- Jestem na tyle ostrożny, że to nie możliwe. Nie martw się o mnie, ja już wiem jak to załatwić.
- O ile on tam będzie.
- Miejmy nadzieję, że tak. Jak nie, to po prostu będziesz siedział w domu dłużej.
- Jeno-
- Zrozum, martwię się o Ciebie. To dla twojego dobra. Chodź raz się mnie posłuchaj.
- Ehh dobra.
- Cieszę się.
Spojrzałem mu prosto w oczy. Bez zastanowienia się złączyłem nasze usta w czułym pocałunku.
{}{}{}
Miłego dnia!