RENJUNBacznie obserwowałem jego reakcję. Spojrzał na mnie gdy to wypowiedziałem, od razu zmieniając wyraz twarzy na bardziej... przerażony? Zdziwiony? Może wkurzony? Nie wiem. Ciężko odczytać cokolwiek z jego twarzy. Cały się spiął. Widać, że nad tym intensywnie myśli. Usiadł od razu, przyłożył swoją rękę do twarzy i odwrócił się tyłem do mnie. Jak mam to niby odczytać? Jest obrażony?
- Żartujesz sobie ze mnie? - warknął.
Przestraszyłem się jego ostrego tonu, który nagle przerwał tą niezręczną ciszę. Tak, czyli jednak jest zły. Przegiąłem? Ja tylko chciałbym, aby ich relacje się poprawiły. Po części czuję się winny. To jednak przezemnie nie mają kontaktu. Jeno nie mógł im wybaczyć. Chyba, że wydarzyło się coś o wiele gorszego, ja o tym nie wiem i palnąłem coś takiego? Może nie dogadywali się po przeprowadzce tutaj? Wcześniej wydawali się idealną rodziną, niemal bezkonfliktową. Chociaż wszyscy wiemy, jak to najczęściej wygląda.
Pozory mylą.
- A-
- Renjun. - przerwał mi, odwrócił się w moją stronę. Spojrzał na moją twarz. Był wściekły. - Nigdy. Więcej. Nie. Chcę. Od. Ciebie. Tego. Słyszeć. Zrozumiałeś?
Czyli jednak coś się wydarzyło.
- D-dobra. Przepraszam...
Wstał i bez słowa wyszedł, na odchodne trzaskając drzwiami. Widać strasznie go zdenerwowałem. Chciałem pobiec za nim, przeprosić go, ale nie miałem na to siły. Byłem wykończony psychicznie ani fizycznie po tej nocy. Zbyt dużo się działo. Spojrzałem na zegarek; dochodzi piąta. Jest trochę ciemno, ale niebo powoli się robi granatowe. Będzie dzisiaj ładna pogoda- pomyślałem. Położyłem się i próbowałem zasnąć, odrzucając wszystkie myśli od siebie. Na szczęście nie było to trudne.
Kilka godzin później, 11:50 AM
Obudziły mnie ostre promienie słońca, które wpadały przez okna i niezasłonięte rolety. Spojrzałem na godzinę i się troszkę przestraszyłem. Może gdybym spuścił zasłony to bym wstał jeszcze później?
Usiadłem i się rozejrzałem. Wszystko zostało tak jak było. Jeno nie wrócił. Wczoraj nie pomyślałem o tym, gdzie mógłby iść ani nic. Byłem tak zmęczony, że nie przeanalizowałem tego jeszcze raz. Teraz widzę to zupełnie inaczej. Głupio się zachowałem, szantażując go tym. Może naprawdę nie powinienem? Dlaczego nie potrafiłem wtedy utrzymać języka za zębami? Renjun, czy to jest takie trudne?
Wstałem z łóżka, założyłem swoje kapcie, które któregoś razu u niego zostawiłem i wyszedłem z pokoju. Cisza. Sprawdziłem wszystkie pomieszczenia, ale po Jeno śladu nie ma. Wszystko zostało takie jakie było wczoraj. Niepozmywane naczynia, talerze na stole z wczorajszej kolacji, moje ciuchy schnące w łazience. Wszystko jest tak jak jest, gdzie on może być?
Popatrzyłem, czy gdzieś kartki nie zostawił, ale tak się nie stało. Dopiero wtedy wpadłem na pomysł, aby do niego zadzwonić. Wziąłem telefon i wykręciłem numer w nadziei, że jak najszybciej odbierze.
Nic.
Próbowałem jeszcze trzy razy, ale nie odbiera. Czy to możliwe, że obraził się za to wczoraj tak bardzo, że teraz nie będzie się do mnie odzywał przez jakiś czas i nie wracał do domu? Może powinienem stąd pójść, napisać mu wiadomość, że już mnie nie ma i może spokojnie wrócić? Czy jednak żeby go bardziej nie zdenerwować, powinienem tutaj zostać?
Zrezygnowany postanowiłem na niego poczekać. Aby czymś zabić czas, zabrałem się za zmywanie naczyń. Nie ma zmywarki, więc musiałem zrobić to wszystko sam, a trochę tego było. Mam wrażenie, że minęły godziny odkąd zacząłem, a Jeno nadal nie wraca. Co się dzieje?
Zacząłem się już martwić.
Może powinienem pójść go poszukać? Lub zadzwonić do jakiegoś jego znajomego? Marka lub Donghyucka? Jeśli miałbym do nich numer, z przyjemnością bym to zrobił.
Wróciłem do salonu, włączyłem telewizje i położyłem się na kanapie rozważając różne opcje. Mógłbym tutaj zostać, tak jak planowałem wcześnie i na niego czekać, wyjść stąd, wrócić do swojego domu lub najzwyczajniej w świecie pójść go poszukać. Ta ostatnia opcja wydaje się bez sensu. Nie znam dobrze miasta, a on może być dosłownie wszędzie. Mieszka tu dłużej odemnie. Ja jedyne co bym osiągnął, to bym musiał dzwonić po Jaemina nie wiedząc gdzie jestem.
Usłyszałem pukanie do drzwi. Podskoczyłem ze strachu, a jednocześnie się ucieszyłem. Wrócił. Tylko po jaką cholerę puka do własnego domu? Nie przypominam sobie, abym zakluczał drzwi. A może to nie on?
Ciche stukanie zmieniło się w walenie. Od razu wstałem jak poparzony, aby otworzyć mu drzwi.
Kiedy otworzyłem je, zdałem sobie sprawę, że miałem rację.
To nie jest Jeno.
<>
Niedługo będziemy zbliżać się do końca~