Chapter seven

1.3K 41 41
                                    

Ciężko oddychając podniosłam się do pozycji siedzącej, po czym jęknęłam pod nosem. Głowa niemiłosiernie mnie bolała, a moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Od czasu pogrzebu czułam się coraz gorzej. Nie miałam pojęcia czym było to spowodowane, ale brakowało mi zwyczajnie chęci do życia. Jason nieustannie gdzieś wychodził, a ja siedziałam całymi dniami wpatrzona w szare ściany pokoju. Brakowało mi możliwości przeniesienia swoich uczuć na papier, bo wiedziałam, że dzięki temu poczułabym się chociaż trochę lepiej. Nie mogłam jednak ryzykować, bo gdyby Jason je zobaczył mogłabym być skończona. Każdego wieczoru, gdy kładłam się do snu, przed oczami pojawiała mi się zatroskana twarz szatyna, a w głowie rozbrzmiewały nieustannie jego ostatnie słowa: "Zabiorę cię stamtąd, obiecuję ci. Wymyślę coś."

— Dzień dobry — mruknęła Blythe rozsuwając zasłony w moim pokoju.

— Cześć, Blythe — szepnęłam osłaniając dłonią oczy. — Muszę stąd dzisiaj w ogóle wychodzić?

— Niestety tak. Jason chciałby, abyś towarzyszyła mu w jakimś spotkaniu — jęknęła ze współczuciem.

— Oczywiście, że tak — syknęłam kręcąc głową z niedowierzaniem, po czym zmusiłam swoje ciała do wstania. Gdy moje stopy dotknęły podłogi, a ja wstałam, przed oczami pojawiły mi się małe punkciki, a wszystko dookoła się rozmazało.

— Wszystko w porządku? — zapytała zatroskanym tonem.

— Tak, to nic takiego. Zaraz minie — zapewniłam ją, po czym z wymuszonym uśmiechem skierowałam się do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic.

Gdy byłam już gotowa w kuchni pojawił się Jason ubrany w śnieżnobiałą koszulę i czarne spodnie. Kiedyś wzdychałabym na ten widok, a teraz jedyne co czułam to obrzydzenie. Jak mogłam z nim kiedyś chodzić? Jak mogłam być załamana po jego odejściu, do cholery?

— Dobrze się czujesz? — zapytał podsuwając mi kubek z herbatą.

— Nie chcę już — mruknęłam zmęczonym tonem. Ta herbata zaczynała mnie obrzydzać. — Co to w ogóle jest?

— Herbata ziołowa — wyjaśnił nasuwając okulary na nos. — Chodźmy. Nie możemy się spóźnić.

Nim zdążyłam się obejrzeć samochód zatrzymał się pod ogromnym budynkiem, którego nigdy wcześniej nie widziałam na oczy.

— Co to za miejsce? — spytałam niepewnie. Po cholerę ciągnął mnie ze sobą?

— Moje biuro — wyjaśnił otwierając przede mną drzwi. — Chciałbym, abyś poznała ważnych ludzi.

— Ale po co to wszystko Jason? Naprawdę źle się dzisiaj czuję — jęknęłam wchodząc do windy. Gdy drzwi się zasunęły chłopak przycisnął moje ciało do ściany, jednocześnie uniemożliwiając mi ucieczkę, po czym przesunął nosem po moim policzku.

— Przestań się stawiać, Virginio. Nie wiem czy pamiętasz, ale umówiliśmy się na coś. Pozwoliłem ci pojechać na pogrzeb, ale po powrocie miałaś ostatecznie zapomnieć o tym pokrzywdzonym chłopaczku i zacząć współpracować. Nie zapominaj o tym, że jesteś moją narzeczoną.

— Nie mogę oddychać — szepnęłam walcząc ze sobą. Brakowało mi powietrza, a przed oczami ponownie zaczęły pojawiać się plamki.

— Nie zawiedź mnie, mała. Chyba, że chcesz, abym zabrał się za Josephine — mruknął uśmiechając się niebezpiecznie. W jego oczach dostrzegłam coś szalonego.

— Będę posłuszna — jęknęłam czując jak do oczu napływają mi łzy.

— Grzeczna dziewczynka — mruknął z uznaniem, po czym odsunął się, a ja łapczywie zaczęłam nabierać powietrza do płuc.

Till Death Do Us Part - Save MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz