Chapter forty

1K 31 16
                                    

Przysłuchując się jej błaganiom o pomoc, starałem się wyrwać. Próbowałem walczyć, ale jakieś niewidzialne siły trzymały mnie z daleka i nawet nie pozwalały mi drgnąć, dlatego też jedyne co mogłem zrobić to stać nieruchomo i przyglądać się temu jak ten bydlak ponownie ją krzywdził. A ona... moja Vee stała tam, płacząc i błagając o to, abym jej pomógł. Tak cholernie nienawidziłem się za sam fakt, że nie byłem wystarczająco silny, aby ją uratować. Nie byłem w stanie jej ochronić. Pozwoliłem, aby ją skrzywdzili, a sam miałem wyjść z tego cało. Gdy jej zwiotczałe ciało opadło na ziemię, a nawoływania ucichły zrozumiałem, że to był koniec. Straciłem ją i już nigdy miałem jej więcej nie zobaczyć.

Ciężko oddychając zerwałem się do pozycji siedzącej i jęknąłem pod nosem, gdy tylko uświadomiłem sobie, że to był głupi sen. Z trudem zmusiłem swoje obolałe ciało do ruchu, po czym zerknąłem na wyświetlacz telefonu. Na sam widok imienia Belli przewróciłem oczami i westchnąłem pod nosem. Byłem tym już tak cholernie wykończony, że nie miałem sił, aby to wszystko kontynuować. Wiedziałem jednak, że nie ma innego wyjścia, jeśli chcę mieć szansę na przyszłość u boku Virginii.

Starając się nie popaść w obłęd załatwiłem szybko poranne czynności, po czym narzuciłem na siebie szorty do ćwiczeń i po zabraniu ręcznika skierowałem się prosto na siłownię. Mimo wielu prób skupienia się nie zdążyłem ledwo zacząć, a moje myśli ponownie pobiegły w kierunku blondynki. Bałem się o jej bezpieczeństwo i czułem niepokój związany z koszmarem, który mi się przyśnił. Dlatego też nie zastanawiając się czy to dobre rozwiązanie po skończeniu zakładania taśm na dłonie, chwyciłem za telefon i wykręciłem numer Nicka, który zapewne spędzał z nią zdecydowanie za dużo czasu. Cholera, byłem zazdrosny. Taylor miał rację. Musieliśmy wracać nim wszystko spieprzę.

— Halo? Cześć, Nate — rzucił chłopak. W głębi siebie liczyłem na to, że usłyszę gdzieś w tle jej głos, ale zamiast tego jedyne co słyszałem to szum. Zapewne był gdzieś nad wodą.

— Cześć, Nick. Dzwonię, żeby przekazać ci, że wracamy za dwa dni.

— Wracacie w piątek? — spytał z entuzjazmem. Przez chwile zastanawiałem się czy nie był on zbyt fałszywy, ale ostatecznie zrezygnowałem z podejrzeń. To było ostatnie czego teraz potrzebowałem.

— Tak — mruknąłem starając się zachować normalny ton głosu.

— To świetnie!

— Czy wszystko w porządku z Virginią? — spytałem z trudem przełykając ślinę na samą myśl o tym jak wyglądała w moim śnie.

— Wszystko w porządku — zapewnił chłopak, wzdychając pod nosem.

— Nick, proszę cię. Nie chodzi nigdzie sama? Na pewno jest bezpieczna? Ktoś jej pilnuje? — Ponowiłem pytanie lekko zirytowanym głosem. On chyba naprawdę nie był świadom jak cholernie się martwiłem. Jedyną osobą, której ufałem bezgranicznie był Max, a mogłem się założyć, że chłopak zabierał swoich ochroniarzy zamiast niego.

— Nie. Naprawdę jest bezpieczna, Nate. Właśnie siedzimy poza miastem na plaży.

— Vee jest obok ciebie? — spytałem czując jak moje serce przyśpiesza.

— Tak, jest obok.

To była ta chwila. Wiedziałem, że muszę z nią porozmawiać, bo w końcu oszaleję. Musiałem usłyszeć jej głos nawet jeśli miałaby mnie zwyzywać i powiedzieć, żebym nigdy więcej nie pokazywał się jej na oczy.

— Mógłbym z nią chwilę porozmawiać? — szepnąłem zaciskając szczęki. Musiałem opanować drżenie głosu. Nie mogłem okazać słabości i pokazać jej, że już nie daję rady.

Till Death Do Us Part - Save MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz