Chapter four

1.4K 44 15
                                    

Nathaniel's POV

Ledwo panując nad swoim ciałem wpatrywałem się w ciało Virginii okryte białą, kusą sukienką. Jej włosy otaczały jej bladą i uśmiechniętą twarz, unosząc się praktycznie dookoła niej. Wiatr sprawiał, że nie mogła nad nimi zapanować. Na nagraniu powoli obracała się wokół swojej osi, powtarzając, abym nagrywał wszystko co nas otacza. Była zachwycona widokami i chciała zachować ten widok na zawsze. Mimo to, nagrywałem tylko ją. Nie mogłem wtedy oderwać od niej wzroku, mimo że ona nawet nie miała o tym zielonego pojęcia. Moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa, a jedyne o czym byłem w stanie wtedy myśleć to jej piękne ciało i pełne usta. Pamiętam ten dzień, jakby to wszystko wydarzyło się zaledwie wczoraj, a wcale tak nie było.

Przesuwając na kolejne nagranie, jęknąłem na widok jej półnagiego ciała skaczącego do wody. Na innym nagraniu droczyła się ze mną, zachęcając, abym do niej dołączył, a na jeszcze innym uśmiechała się ponętnie i machała do aparatu.

Ostatnie dni były dla mnie naprawdę ciężkie. Każdego dnia praktycznie robiłem to samo. Rano ćwiczyłem, potem brałem prysznic, szukałem informacji o Jasonie, planowałem i wychodziłem ze znajomymi, aby stwarzać pozory. Tego dnia miałem odebrać Maxa z lotniska, więc resztę wolnego czasu spędziłem na kanapie, wpatrując się w sufit.

— Wychodzisz? — zapytał z zaskoczeniem ojciec, gdy narzuciłem na siebie skórzaną kurtkę.

— Max przyleciał do Londynu. Mamy ułożyć razem jakiś sensowny plan — wyjaśniłem wzruszając ramionami.

— Synu — zaczął wzdychając pod nosem — wiem, że bardzo zależy ci na Virginii, ale może to znak, żebyś się poddał? Może tak miało po prostu być.

— Nie mówisz tego na serio, prawda? — warknąłem zupełnie zaskoczony słowami mojego ojca.

— Nie uważasz, że ona podjęła tą decyzję z jakiegoś powodu? Może chciała cię chronić, synu.

— Nie pozwolę, aby chroniła mnie swoim kosztem. To ja byłem jej ochroniarzem, nie ona moim — syknąłem zabierając kluczyki do samochodu z misy stojącej na przedpokoju.

— Czemu tak bardzo przypominasz mnie, gdy byłem w twoim wieku? — zapytał ze smutkiem w głosie.

— Kiedykolwiek żałowałeś swojej decyzji odnośnie mamy?

— Nie, ale musisz wziąć pod uwagę ojca Virginii. Co jeśli nie pozwoli wam być razem? Przemyślałeś to?

— Virginia i tak by go nie posłuchała. Poradzimy sobie. Ja sobie poradzę — szepnąłem, po czym mocno go objąłem. — Muszę jej pomóc. Jeśli już nie będzie mnie chciała, odejdę.

— Uważaj na siebie — poprosił.

— Zawsze.

Droga na lotnisko minęła mi dość szybko. Praktycznie cały czas rozmyślałem o tym, czy Virginia nadal mnie kochała. Chciała ze mną być, czy przez ten czas zupełnie pozbyła się łączącego nas uczucia? Może o mnie zapomniała?

— Cześć, Nate. Dobrze cię widzieć — rzucił z uśmiechem Max.

— Cześć. Jak lot? — zapytałem otwierając bagażnik samochodu.

— Dość przyjemnie — mruknął chowając walizkę. — Jakie mamy plany?

— Najwygodniej chyba będzie, jeśli po prostu pojedziemy do mnie — oznajmiłem nie widząc innego rozwiązania. Wtedy niespodziewanie z mojej kieszeni rozległ się dzwonek. Na widok imienia Cartera zamarłem.

— Wszystko w porządku? — spytałem wstrzymując oddech. Czemu dzwonił tak szybko, czyżby niczego nie znalazł?

— Jak szybko jesteś w stanie do mnie dotrzeć?

Till Death Do Us Part - Save MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz