Kiedy Dean obudził się następnego ranka, czuł się nieszczęśliwy. Nogi bolały go od biegania po sąsiedztwie w poszukiwaniu Sama, oczy go piekły, a kiedy przyjrzał się sobie w łazienkowym lustrze, zauważył, że były zapuchnięte i czerwone od płaczu. Zrobił sobie kanapkę nie będąc w nastroju na duże śniadanie. Usiadł w fotelu przy oknie i wyglądał na zewnątrz, dopóki nie usłyszał miękkich kroków na laminowanej podłodze. Sam zatrzymał się kilka kroków za fotelem, odchrząknął z trudem, ale Dean nic nie powiedział, nawet się nie odwrócił.
- Przepraszam, że uciekłem – powiedział Sam, a Dean przygryzł drżącą wargę i niewidzącym wzrokiem wyjrzał przez okno. – Nie powinienem był...
Dean wziął głęboki wdech, odłożył kubek na parapet i powoli wstał. Głos miał cichy i spokojny, choć Sam słyszał, że słowa brzmiały niepewnie.
- Szukałem cię... całymi godzinami... - Dean przerwał i mocno złapał się parapetu, jakby tylko w ten sposób mógł stać prosto. – Rozumiem, że jesteś smutny... i zły... ale nie wyżywaj się na mnie! – odwrócił się, kubek spadł z parapetu i roztrzaskał się na podłodze, a Dean z wściekłością spojrzał na brata. – Możesz mieć tyle kurewskiego czasu na żal i gniew, ile potrzebujesz, ale nie uciekaj w taki sposób! Zadzwoń, wyślij pieprzonego SMSa, daj znać, gdzie jesteś, wróć do domu i jeśli będziesz chciał z kimś pogadać, ja tu jestem. Słyszysz mnie?
Poczuł, że oczy ponownie zaszły mu łzami i nie dbał o to, że Sam to widział, że widział go płaczącego, bo zrobiłby dla niego wszystko, oddałby dla niego wszystko. Usta Sama drżały, chłopiec kiwnął głową z szaleńczą determinacją, po czym rzucił się naprzód, na Deana, i zderzyli się razem, tuląc się do siebie bez słów.
- ... kocham cię, Dean – szepnął Sam; oddech łamał mu się, gdy cicho szlochał bratu w szyję. Dean przygryzł wargę i szepnął „Ja ciebie też, Sammy".
Cas obserwował ich cicho stojąc w drzwiach, z miękkim uśmiechem na twarzy. Łączyła ich niesamowita więź. Castiel wiedział, że było tak już wcześniej, zanim zmarli ich rodzice, ale ta śmierć jeszcze ową więź wzmocniła. W pewien sposób im tego zazdrościł. Gabriel nawet nie uznał za stosowne powiedzieć mu, że wyjeżdża; niezależnie od tego, co działo się z Samem, Gabriel wciąż był jego bratem. A mimo to odszedł bez słowa.
Cas otrząsnął się z zazdrości i wszedł do pokoju odchrząkując i uśmiechając się.
- Myślę... że pojadę do domu... - uniósł dłoń, gdy Deanowi opadła szczęka, a Sam otwarł szerzej oczy. – Tylko na trochę. Zamierzam zabrać trochę ciuchów... myślę, że zostanę tu przez jakiś tydzień... pasuje wam to? - Cas niemal się przewrócił, gdy obaj Winchesterowie podbiegli i objęli go mocno. Uśmiechnął się, zamknął oczy i przez chwilę rozkoszował się tym ciepłem... to było piękne, zupełnie jakby w pewnym sensie powiększyła mu się rodzina. - Wkrótce wrócę, jasne? – delikatnie pocałował Deana w policzek i poczochrał Samowi włosy. – Do zobaczenia niedługo.
Cas wyszedł z uśmiechem na twarzy i podniesiony na duchu wiedząc, że za kilka godzin będzie z powrotem, podrzuci swoje ubrania i potem z oboma braćmi pojedzie do szkoły.
Dean nienawidził patrzeć, jak Cas wychodzi, ale myśl o nim obecnym w pobliżu przez cały tydzień, o zasypianiu przy nim i budzeniu się każdego dnia, o Casie kochającym się z nim, dopóki obaj nie będą wykończeni i obolali, zbyt zmęczeni, by się ruszyć, wystarczyła, by drżał z oczekiwania. Sam zmiótł odłamki kubka, podczas gdy Dean ruszył do kuchni i zrobił bratu największą możliwą kanapkę. Wciąż było wcześnie, zajęcia w szkole miały zacząć się za jakieś trzy godziny, ale kiedy Casa wciąż nie było o 7.30, Dean i Sam ubrali się i wyszli z mieszkania, zostawiając liścik na drzwiach, aby Cas wiedział, że wyszli bez niego. Dean zadzwonił do niego z samochodu, ale odezwała się jedynie poczta głosowa.
CZYTASZ
Dzień dobry, psorze
FanficNauczyciel sztuki Castiel Novak skończył właśnie 29 lat, kiedy poznaje Deana Winchestera w klubie gejowskim. Po przespaniu się z chłopakiem w pośpiechu wychodzi, próbując poradzić sobie z poczuciem winy z powodu zdrady swojej dziewczyny i nadmiernie...