Chapter I - XVIII

2.4K 123 79
                                    


Zestresowana ślizgonka zeskoczyła ze swojej miotły, łapiąc ją trzęsącą się dłonią. Odetchnęła głęboko, biorąc ostatni porządny wdech i cicho otworzyła drzwi, wchodząc do ciemnego przedsionka. Odstawiła miotłę przy stojaku i zdjęła z siebie kurtkę, przewieszając na ramieniu torbę.

Ruszyła w stronę jadalni z której dobiegały głosy, gdy nagle ktoś złapał ją za ramię i przytrzymując chłodną, zapierścionkowaną dłoń na jej ustach, zaciągnął w ciemny róg pobliskiego pokoju.

Ze strachem otworzyła oczy, spoglądając na osobę za sobą i mało co, a w złości ugryzłaby swojego napastnika.

- Merlinie, Malfoy! Na głowę upadłeś? Cholernie mnie przestraszyłeś!

- Ciszej, kretynko - znów zasłonił jej usta swoją dłonią, na co ta odciągnęła ją agresywnie.

- Na co ty sobie pozwalasz?

- Ona tu jest - szept blondyna dotarł do jej uszu, a po karku przebiegł ją dreszcz.

- O kim ty mówisz? - zapytała wybita z tropu, a gdy na swoje pytanie dostała w odpowiedzi ciszę, spięła się, odwracając w stronę chłopaka i twardo wbijając w niego wzrok. - Kto tu jest na Merlina, Draco?!

- Bellatrix.

Ślizgonka prychnęła cicho, kręcąc niedowierzająco głową i w ten sam sposób spoglądając na chłopaka przed nią.

- Bardzo słaby żart, Malfoy. Postaraj się lepiej na przyszłość, popracuj nad wiarygodniejszością i wymyślaj kawały, które naprawdę mogą się wydarzyć.

Chciała odejść, jednak chłopak nadal trzymał jej nadgarstek, zaciskając na nim palce.

- Mówię poważnie, Black.

Ślizgonka nie oddychała przez chwilę, ze kupieniem wpatrując się w blondyna. Gdy zrozumiała, że ten mówił prawdę, pobladła.

- Co ona tu robi? Przecież... Przecież siedziała w Azkabanie!

- Może gdybyś była w domu, wiedziałabyś, że uciekła razem z dziewiątką innych śmierciożerców, kilka godzin temu.* - Warknął, wychylając się zza ściany, aby sprawdzić czy przypadkiem nikt nie podsłuchuje ich rozmowy. - Chyba rozumiesz co to oznacza? Na tyle głupia nie jesteś.

- On wrócił - powiedziała sama do siebie, uświadamiając sobie problem jaki właśnie powstał. - Merlinie, on wrócił.

Uklękła na podłodze, dłońmi obejmując skronie i przyciągając nogi do piersi.

- Nie pójdę tam.

- Będziesz się chować przez najbliższe dni? Nie rozśmieszaj mnie - prychnął.

- Draco. Nie pójdę tam - spojrzała na niego twardo. - Zdajesz sobie sprawę, co mnie czeka, jeśli się tam zjawię?

- Nie odda cię w ręce śmierciożerców nie bądź głupia. Albo wstajesz i idziesz ze mną, albo tu zostajesz, nie będę cię krył.

- Miałam oczekiwać twojej pomocy? - wstała z ziemi i kpiącym wzrokiem (chodź w większości było widać w nim przerażenie) spojrzała na chłopaka przed nią. - Niedoczekanie.

I wymijając blondyna, ruszyła w stronę jadalni. Jednak im bliżej była i słyszała głos kobiety, tym bardziej nogi odmawiały jej posłuszeństwa.

Poczuła obecność chłopaka za sobą i mimowolnie przystanęła tuż obok okna.

- Bardzo ładne kwiaty macie w ogrodzie - zaczęła, chowając drżące dłonie w kieszeniach spodni. - Bardzo podobają mi się te niebieskie...

Slytherin Kings ⇴ Draco Malfoy.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz