Chapter I - XXV

232 20 2
                                    

Po obfitej uczcie uczniowie udali się do swych dormitoriów. Salon w pokoju wspólnym ślizgonów wypchany był po brzegi, miało się wrażenie, że uczniów jest trzy razy więcej niż zazwyczaj. Nainsi westchnęła próbując przecisnąć się między trojaczkami o dwa lata od niej młodszych. Przypadkowo strąciła łokciem książkę z rąk jednej z nich i wszystkie trzy pary oczu zwróciło się na nią.

- Podnieś to - syknęła jedna z blondwłosych piękności, wrogo wpatrując się w Nainsi.

W pokoju wspólnym zrobiło się ciszej. Kilkadziesiąt osób wpatrywało się w dziewczyny, wyczekując dalszego rozwoju wydarzeń.

Nainsi westchnąwszy pochyliła się chwytając książkę i z gracją wyprostowała się, podając dziewczynie książkę do rąk. Puściła do niej oczko, denerwując ją jeszcze bardziej, i odwróciwszy się na pięcie, ruszyła do sypialni z Pansy, zadziwiając tym spokojnym rozwiązaniem wielu ślizgonów.

Tam usiadła na swoim łóżku, powoli się na nie kładąc i biorąc głęboki wdech zapachu świeżej pościeli. Zaśmiała się pod nosem przez co Pansy spojrzała na nią spod rzęs.

- Wszystko w porządku? Nawet w świecie czarodziei jest dziwnym śmianie się samemu do siebie, Nan.

- Tak, jest okej. - Znów zachichotała, przykrywając twarz poduszką. Gdy odsłoniła ją po chwili, prędko wyjaśniła Pansy co siedzi w jej głowie. - Pamiętasz Granger i to jej całe WESZ?

- Pamiętam, ale co to ma do tego?

Nainsi spojrzała na nią, jakby na czole miała wypisane co najmniej "idiotka". Rzuciła w nią poduszką i podgrzewaczem, które Parkinson ledwo zdążyła złapać.

- To robota skrzatów i tak jakoś mi się przypomniało - wzruszyła ramionami. - Swoją drogą, chciałaś załatwić coś na wieczór z kuchni? Pójdę z tobą. Wieki temu tam byłam.

- Super! Możemy przejść się prędzej nad boisko. Nasi mają teraz trening - widząc wzrok czarnowłosej wytrzeszczyła szeroko oczy. - No tak, zapomniałam, że zrobiłaś ich w balona i nie byłaś na ani jednym treningu.

- Nie Pans. Pójdziemy - powiedziała zadziwiając nie tylko Pansy, ale i samą siebie. - To oni nie poinformowali mnie o żadnym treningu, więc im pokaże, czego brakuje im w tej śmiesznej drużynie.

- Wzięli rezerwowego... Jednak przyznam, że kompletnie nie zna się na grze. Pucey niesamowicie się denerwuje, gdy ten tylko wchodzi na boisko. - Zaśmiała się, oplatając szyję szalikiem. Złapała za identyczny, rzucając go w stronę przyjaciółki. - Ubierz go, jest zimno.

Nainsi przytaknęła, zakładając szalik. Złapała za swoją torbę na ramię i ubrała czapkę, oraz grubszy czarny sweter. Ruszyła za Pansy, wychodząc z sypialni, a następnie z dormitorium.

- Wiesz kogo zabrali na moje miejsce? - zapytała, próbując dogonić Parkinson.

- Tego kto był od zawsze rezerwowym ścigającym, Nan - spojrzała na nią rozbawiona jej wyrazem twarzy. - I nie na twoje miejsce, przecież nadal jesteś w drużynie. Myślę, że chcą go wyszkolić na wypadek, gdybyś zrezygnowała w ostatniej chwili.

- I dlatego nie mówią mi o treningach? - sarknęła.

Pansy nie odezwała się już do końca trasy. Wchodząc na arenę, gdzie grano w quidditcha, miała głowę wysoko uniesioną. Nie zwracając na nic uwagi, zasiadła w najbliższym rzędzie przed boiskiem.

W końcu uniosła wzrok na ławki, gdzie ktoś już siedział. Przewróciła oczami, krzyżując ręce na piersi.

- Co tu robisz, Greengrass? To nie jest miejsce dla delikatnych dziewczynek.

- Więc co tu robisz? - odgryzła się dziewczyna, uśmiechając sarkastycznie.

- Jestem w drużynie, Astorio.

- Tak? To dlaczego nie jesteś na boisku?

Twarz Nainsi pokryła się rumieńcami ze złości. Zacisnęła pięści tak mocno, że pobielały jej knykcie, a paznokcie boleśnie wbijały się w skórę.

Poczuła dłoń na swojej talii i gotowa była, uderzyć osobę, która ją tam położyła. Odwróciwszy się ujrzała szeroko uśmiechniętego Blaise'a.

- Przypomniałaś sobie w końcu o swojej drużynie? No, ale lepiej teraz niż wcale. On - kiwnął głową w stronę chłopaka na miotle, który stracił panowanie nad nią panowanie - kompletnie się nie nadaje. Dobrze, że wróciłaś.

- Wróciłam? - odpowiedziała z szokiem Nainsi. - Może gdyby któryś z was mnie poinformował o treningach to bym była na nich za każdym razem.

- Przecież Astoria ci mówiła o treningach - odezwał się Draco, podchodząc do nich i przecierając pot ze swojego czoła.

- Ciekawe, która - zakpiła. - Bo ta siedząca tutaj o niczym mi nie mówiła.

Wszystkie spojrzenia utkwione były w Astorii, która otworzyła usta, zamykając je po chwili.

- Nie mówiłaś jej?

Po wyrazie twarzy Draco można było wywnioskować jak bardzo zdenerwowała go ta informacja.

- Mieliśmy na pięciu treningach tego imbecyla tylko dlatego, że ty wodziłaś nas za nos? Czy ty wiesz... - zaczął, jednak nie zdołał dokończyć bo w jego wypowiedź wtrącił się Blaise.

- Zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłaś?! - ryknął chłopak, zwracając na siebie uwagę reszty drużyny. - Nainsi jest pięć bardzo ważnych treningów w plecy!

- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? - warknęła w stronę dziewczyny, o mało się na nią nie rzucając. - Działałaś na korzyść slytherinu nie moją!

- Nie twoja sprawa! - krzyknęła wstając z miejsca. - Tylko moja. I miałam do tego swoje własne powody.

Rzucając wszystkim rozwścieczone spojrzenie ruszyła w przeciwną stronę ku wyjściu z boiska. Po chwili na jej miejscu znalazła się reszta drużyny, a kapitan spojrzawszy na Nainsi uniósł wysoko brwi.

- Na co czekasz? Idź się przebrać, dłużej nie będziemy na ciebie czekać.

- Nie mam dziś ochoty na trening. Wolę was pooglądać, szczególnie, że jesteście tak wielkimi kretynami, żeby powierzyć komuś z kim nie mam dobrych kontaktów, poinformowanie mnie o treningach. - Zasiadła na ławce, krzyżując ręce na piersi. - Do pracy chłopcy.

- Jak to nie wiedziałaś o treningach? - zakpił Pucey, przyjmując tą samą postawę co Nainsi. - Nie ze mną te numery, Black.

- Ależ Adrianie - wstała, aby być na równi z chłopakiem, kładąc dłoń na jego ramieniu. - O treningach wiedziałam, ale nikt mnie na nie nie zapraszał, więc nie przychodziłam tam, gdzie mnie nie chcieli. A teraz - poklepała go dwa razy. - Do roboty, Pucey. Czas wam leci. A jeśli chcesz, abym była na następnych treningach to zatrudnij do tego kogoś, kto mi o tym na pewno powie.

- Jeśli w tym roku przegramy...

- To będzie tylko i wyłącznie wasza wina - dokończyła za chłopaka, puszczając mu oczko i odwróciwszy się do jego pleców, pchnęła go lekko ku schodów. - No już. Do roboty, Pucey. Chciałbym zobaczyć waszego ścigającego nim wrócę do zamku.

I zasiadła na ławce, wpatrując się przed siebie ignorując tym wszystkich, którzy coś do niej mówili. Dopiero po dłuższym czasie, który tak naprawdę trwał niecałe dziesięć minut, ale dla Nainsi było to jak godzina, wszyscy poszli na boisko, wznawiając trening. Widziała jak Adrian ze zdenerwowaniem mówił coś do Draco, który z równie podłą miną wyminął go lecąc w górę, aby szukać znicza.

- To... Wracamy? - zapytała Pansy, przysuwając się do Nainsi i spoglądając na nią z boku. - Czy wolisz zostać?

- Pans daj mi nacieszyć się chwilą satysfakcji, patrząc na tych idiotów.

- W takim razie wrócę do zamku, żeby ubrać coś pod sweter. Miałaś rację, jest za zimno, żeby wyjść w samym swetrze i kurtce.

Nainsi rzuciła jej spojrzenie typu "a-nie-mówiłam?" uśmiechając się do niej chytrze. Pansy wiedząc co dziewczyna zaraz powie, zaczęła machać w powietrzu rękoma.

- Nie! Nie będę ci przynosić słodyczy!

Slytherin Kings ⇴ Draco Malfoy.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz