#18 Chwila wytchnienia

26 6 0
                                    

Była ciemna, niezwykle mroczna noc, a na niebie nie mogłem dojrzeć ani jednej gwiazdy. Przechadzając się lasem, w którym zapanowała złowroga cisza delikatnie uśmiechnąłem się pod nosem spoglądając w niebo. Było tak samo czarne jak moje myśli oraz życie od momentu gdy tylko zrozumiałem... Jak to wszystko nie ma i nigdy nie będzie miało sensu. Przez to wszystko co stało się dzisiejszego dnia ponownie zaczęły nawiedzać mnie pewne myśli. Gdy tylko zbliżałem się do tej przeklętej świątyni, moje nogi robiły się coraz bardziej jak z waty, a ja czułem jak opuszcza mnie siła. Wyleczyłem się z tego dawno temu, dzięki moim przyjaciołom i ich pomocy, ale w środku nigdy nie zmieniłem zdania. Jestem słaby, głupi, moje istnienie nie posiada żadnego uargumentowania, a takie życie nie jest godne życia. Dawno temu... Bez posiadania nawet prawa wyboru, zmuszony zostałem wyruszyć w podróż razem z Eroiko oraz Josuke, jednocześnie zostawiając w niewiedzy jedyną rodzinę, która mi pozostała. Czując jak moje zniknięcie mogło ich załamać i mieć na nich jakikolwiek zły wpływ, coraz bardziej zagłębiałem się w mroku własnych, coraz to gorszych scenariuszy. Coraz częściej nachodziły mnie wtedy filozoficzne myśli oraz pytania na temat życia i sensu istnienia, które zawsze kończyły się cierpieniem i coraz większą odrazą do samego siebie. Wiele razy w głowie układałem plan zakończenia swojego życia, jak najszybciej, jak najmniej boleśnie, jak najciszej, jak najbardziej efektywnie, jak najmniej krwawo... Pewnego dnia w końcu nadszedł czas gdy nic nie miało dla mnie znaczenia, a moi najdrożsi przyjaciele zostali pożarci na moich oczach. Bez zawahania wbiłem ostrze miecza w swój brzuch, z ulgą chcąc aby wszystko to się zakończyło. Wtedy jednak uwolniłem z Kazeshini jego potencjał i tajemniczą moc, związaną z magią starożytnej krwi. Zabiłem potwora, a moi przyjaciele okazali się żyć. W tamtym momencie miałem wrażenie jakby to była jedyna szczęśliwa rzecz, która spotkała mnie od samych narodzin. Tylko tyle wystarczyło aby mój stan zaczął się poprawiać. Coraz częściej zacząłem zwracać uwagę na te wesołe rzeczy dziejące się wokół nas i w końcu wróciłem do samego siebie sprzed wyruszenia w podróż oraz porzucenia rodziny. Wszystko złe co w życiu mnie spotkało dalej czyhało z tyłu mojej głowy, ale przyjaciele wybili to z niej swoim optymizmem, jednocześnie dając mi wiele powodów do szczęścia i cieszenia się z życia. Dzisiejszego dnia jednak jedna z moich najdroższych przyjaciół, która od pięciu lat była dla mnie jak młodsza siostra, została porwana. Przetrzymują ją jakieś tajemnicze typy uzbrojone po zęby, bawiące się w podziemną mafię. Każą nam wykonać dla nich zadanie i dopiero wtedy wypuszczą Megane. W dodatku chwilę później spotkałem niesamowitego wojownika miecza, który jak się okazało mógł zmieść mnie z powierzchni ziemi kiedy tylko chciał, ale postanowił się trochę pobawić. W ten sposób przegrałem pierwszy raz od wielu lat, prawie ginąc jak głupiec. Ta zniewaga wytrąciła mnie z równowagi na tyle, że straciłem nad sobą całkowitą kontrolę. Zostałem jednak uratowany przez moją teraźniejszą rodzinę, ale zanim to zrozumiałem wyżyłem się jeszcze na nich bez namysłu. Wszystko co najgorsze, wszystko to co nas spotkało zaciążyło na moich barkach na tyle iż wyrzekłem się drogi samuraja oraz walki za pomocą katany. Przechadzając się lasem, w którym zapanowała złowroga cisza delikatnie uśmiechnąłem się pod nosem spoglądając w niebo. Przypominało mi moją przeszłość, która tak nagle wróciła i zaczęła naciskać na tyle mocno ile potrzeba aby mnie złamać. Tym razem jednak zamiast płakać i chcieć umrzeć, przekułem te wszystkie wypełniające mnie emocje w nienawiść i gniew, które dodadzą mi jedynie więcej siły. Będąc w świątyni z okrągłym jeziorkiem bez mrugnięcia wyrzuciłem do wody Kazeshini.
- Może kiedyś jeszcze wrócę po ciebie... Mam nadzieję że nikt do tego czasu cię nie znajdzie... I oby nie odkrył twojego największego sekretu.

Rzuciłem wychodząc ze świątyni i wracając przez las w stronę naszej bazy. Nie wiem czy chociaż chłopaki wiedzą, jak w rzeczywistości działa magia starożytnej krwii i klątwa nałożona na Kazeshini. Nikt nigdy nie zwrócił uwagi na to że kiedy wbijałem miecz w siebie, aktywował się efekt przekleństwa, który robił ze mnie maszynę do zabijania, ale gdy ciąłem kataną wrogów, na nich to zupełnie nie działało. Na pierwszy rzut oka uznać można by było że moc miecza działa jedynie na osobę, która go trzyma. Ale przecież jakiś czas temu walczyliśmy z robotem, w którego wnętrzu okazał się być człowiek. A przecięcie go zaskutkowało tym samym co w moim przypadku, aktywacją magii starożytnej krwii. Tak samo gdy byłem już raz martwy... Josuke wbił we mnie Kazeshini, a ostrze dosłownie zreanimowało mnie odrazu. Od samego początku gdy znalazłem tą katanę, takie myśli także zaśmiecały moją głowę. W końcu jednak odkryłem jej sekret... Moc Kazeshini działa jedynie na ludzi, którzy zmagali się z niezwykłym, niszczycielskim bólem, i prawdziwą, nie urojoną depresją popychającą ich do najmroczniejszych myśli, a nawet prób samobójczych. Od wieków większość ludzi wmawia sobie że mają depresję, gdy tak naprawdę to dla nich jedynie okres przejściowy pewnego rodzaju uczucia smutku. Jednakże każda osoba, której cierpienie oraz beznadziejność popychała w stronę śmierci, może poznać prawdziwą moc przeklętego ostrza Kazeshini. Przechadzając się między wysokimi drzewami lasu, wytarłem z twarzy cienkie strużki łez, po czym wróciłem do naszego obozowiska. Pierwszą osobą, która rzuciła mi się w oczy był oczywiście dalej siedzący na zewnątrz Runball. Wypalał akurat kolejnego skręta, leżąc na hamaku Eroiko, powoli huśtając się w jedną i drugą stronę. Podszedłem więc do niego i powoli usiadłem na pieńku obok.
- Mamy jakiś alkohol?

The Boys Bizarre AdventuresOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz