Rozdział V

188 16 0
                                    


     Dyrektorzy witali gości opery, a gdy wszyscy zasiedli już na swych miejscach rozpoczęło się przedstawienie. Światła pogasły, zaś scena zalśniła żółtym blaskiem. Orkiestra rozpoczęła spektakl delikatnymi dźwiękami skrzypiec, na podest wybiegły lekkimi kroczkami młode baletnice. Ich spódnice z czarnego tiulu sięgające kolan rozwiewały się na około. Każda z nich z gracją i oddaniem rozpoczęła taniec wypełniający zmysły ekstazą mentalnego doświadczenia.           Dźwięk melodii przechodził w coraz mocniejsze nuty. Miało się wrażenie, że z każdego instrumentu wydobył się muzyczny pocisk, który trafił w delikatne, a zarazem silne ciała młodych baletnic i ściął je, jednocześnie wypełniając umysł niesamowitą mocą, dzięki którym mogły wzlecieć w tańcu wysoko w górę i w takt opaść delikatnie w dół niczym spadający, jesienny liść, który wiruje razem z wiatrem nim dotknie ziemi.
     Wtem muzyka zmieniła się. Dziewczęta jakby wybudzone z transu rozejrzały się wystraszone, zbiegły się w grupę i skuliły kiedy scena przemieniała się w ciemny, mroczny las, zaś na scenie pojawił się mężczyzna, którego baryton wypełnił uszy widzów. Jego strój przedstawiał mrocznego ducha lasu, a sceniczny makijaż wyostrzył rysy twarzy.
     - Christine stała przed lustrem nakładając na siebie śnieżnobiałą pelerynę wyszywaną u dołu szkiełkami, by lśniła w świetle lamp.
     - Wyglądasz ślicznie...- powiedział Erik.
     - Ja miałem to powiedzieć.- mruknął Raoul.
     Upiór spojrzał na mężczyznę kpiącym spojrzeniem.
     - Ty miałeś czekać na widowni.- odparował.
     - Zauważ, że...
     - Panowie!- zawołała Christine.- Możecie na chwilę przestać?- zapytała przestawiając kosz pełen pięknych, białych róż.
     - Przepraszam...- wymamrotali skruszeni, by po tym ponownie spojrzeć na siebie butnym wzrokiem.
     - Jak dzieci...- westchnęła i w tej samej chwili wzdrygnęła się słysząc przerażony, pełen grozy wrzask.
     - Czy to...- zaczął Raoul.
     - Carlotta?- dokończyła panna Daee.
     Erik zaś dziwnie zamilkł.


* * *


     - Gdzie ona jest!- wrzeszczała diva brnąc między uwijającymi się jak mrówki pracownikami.
Wpadła do garderoby panny Daee wściekła jak osa. Za nią biegły jej towarzyszki blade niczym sama maska upiora.
     - Gdzie ona jest!- powtórzyła.
     Christine widząc ją zasłoniła usta dłonią zaskoczona. Carlotta nie dość, że miała krzywo narysowane kreski wokół oczu, rozmazane w kilku miejscach, to na dodatek...nie dało się ich zmyć.
     - A-ale kto?- zapytała śpiewaczka.
     - Kto?! Ta, która najpierw pomagała mi się umalować, a potem zniknęła!
     - Ale...ona malowała twoje oczy?- zapytała.
     - Ona podała mi to ferelne czernidło!- zawołała wskazując na swoją twarz.- Nie mogę go zmyć! Jak ja wyjdę na scenę!?
     - Choć, pomogę ci...- Christine podeszła do rozzłoszczonej kobiety, lecz ta obrzuciła ją niedowierzającym spojrzeniem, by po chwili...
     - Była tu!- zawołała wchodząc do garderoby i złapała kartkę, na której był czarny odcisk kciuka.
     - Była tu! Jesteście obie w zmowie! Chciałyście, bym nie wystąpiła!- zawołała zgniatając kartkę.
     - Ależ co pani mówi, madame.- Raoul wstał z miejsca odzyskując głos po pierwszym szoku.
     - Ja tego tak nie zostawię! Ona nie zagrzeje tu miejsca!- obwieściła opuszczając pomieszczenie.
     Kiedy drzwi trzasnęły z mocą huraganu Christine i Raoul spojrzeli na siebie, by po chwili powoli odwrócić się w stronę lustra. Erik wyłonił się zza kryształowej tafli.
      - Cóż...śmiem pomyśleć, że jesteście gotowi mnie obwinić...


* * *

     - Dziwne, czemu to nie chce zejść...- Madeleine próbowała domyć dłoń, lecz czernidło dziwnie nie chciało zniknąć ze skóry.
     W końcu dała sobie spokój i westchnęła ciężko zakręcając kran. Wyszła z łazienki i w tej właśnie chwili wpadła na mężczyznę. Odbiła się od pokaźnego brzucha a w twarz rzucił się zapach trawionego alkoholu.
     - Oo czyszzby panienha zabłąsiła?- wymamrotał mrużąc zamglone oczy.- chyba wszystkie...hyk! Baa-aletnice już poszły.
     Madeleine zmarszczyła brwi. Wziął ją za tancerkę? Musiał już naprawdę mieć w czubie, więc właściwie nic dziwnego.
     - Mosze odprowadzę panienkę?- dodał nachylając się nad dziewczyną kładąc ciężką dłoń na jej talii.
     - Nie dziękuję. Myli mnie pan z kimś innym.- powiedziała szybko odsuwając się od pijanego mężczyzny.
     - Alee na-aprawdę, to dla mnie szzaden phoblem...- uśmiechnął się zbliżając się do Madeleine.
     Dziewczyna poczuła strach, miała ochotę zniknąć z tego miejsca.
     - Ze mną nie zhiniesz, znam to miejsce jak własną hieszeń, po drodze możemy też zrobiś mały przystaneczek...- mało delikatnym ruchem złapał jej talię przyciągając do siebie.
     Dziewczyna w panice uderzyła mężczyznę prosto w twarz czując jak nie tylko wnętrze jej dłoni płonie od ciosu, ale również policzki zalewa fala nieprzyjemnego gorąca.
     - Jak pan śmie!- zawołała i nie czekając na odpowiedź po prostu uciekła.
     - Oż ty...wrasaj tutaj!- usłyszała i w panice wbiegła na schody prowadzące prosto na piętro, gdzie znajdowały się loże.
     Usłyszała jak mężczyzna wypada z niewielkiego korytarzyka i również skierował się na schody, i choć grawitacja została w jego przypadku mocno zaburzona uparcie parł do przodu odbijając się od ściany. Madeleine pobiegła po czerwonym dywanie zdobiącym parkiet przejścia do wyznaczonych balkonów. Spojrzała za siebie, a widząc jak mężczyzna wypada przez drzwiczki nie patrząc za siebie wsunęła się za czerwoną kotarę.
     Pijaczyna ujrzał gdzie zniknęła Madeleine, lecz nawet on wiedział, by nie pchać się przed gości opery. Czując buzujący w nim gniew i nie tylko powoli opuścił korytarz kierując się ku pozostawionej za sceną butelce wina. Na odchodne miał wrażenie, że ktoś na niego patrzył. Obracając się miał wrażenie, że zza kotary wystaje biała maska, jednak kiedy zamrugał szybko już jej nie było. 

// Wiem, krótki jak marny pierun, ale dla zachowania równowagi w przyrodzie jeszcze w tym miesiącu wpadnie jeden rozdział :) 

Nadal zachęcam do komentowania ;) 

Upiór w operze - historia nieznanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz