Ta historia zainspirowana została piękną, gotycką powieścią grozy napisaną w 1909 roku, a także musicalem pod tym samym tytułem "Upiór opery". Jest to niesamowita i wciągająca książka autorstwa Gastona Leroux.
Polecam ją z całego serca każdemu...
// Z okazji Walentynek wstawiam nowy rozdział <3 :3
- Monsieur Pears!- Madeleine biegła za mężczyzną z plikiem dokumentów w dłoniach. Od ostatniego incydentu z upiorem minęły trzy dni. Nie przyznała się, że widziała ducha, w właściwie z nikim nie miała takiego kontaktu, by móc szczerze porozmawiać. Z wyjątkiem oczywiście Pearsa, ale miała wrażenie, że cały czas coś przed nią ukrywa. Albo odpowiadał wymijająco, albo po prostu zmieniał temat. Pears odwrócił się na dźwięk swojego imienia i posłał dziewczynie przyjazny uśmiech. - Tak?- zapytał zatrzymując się, by Madeleine mogła go dogonić. - Nie mogę znaleźć dyrygenta, a miałam przynieść mu nuty...- odpowiedziała starając się złapać oddech. - Oo... cóż, musiał wyjść nagle. Jest ostatnio roztrzepany, możliwe, że wyleciało mu z głowy. Pozwól.- wyciągnął ręce w stronę papierów.- Zaniosę mu je. - Och, dziękuję!- uśmiechnęła się, oddała papiery i szybko ruszyła w swoją stronę. - Em... Madeleine?- usłyszała niepewny ton głosu Pearsa. - Tak?- spojrzała za siebie stając w miejscu. - Co dokładnie potrzebował nasz roztargniony generał orkiestry? Madeleine zmarszczyła brwi zdziwiona pytaniem. - Potrzebował nut do opery "Włoszka w Algierze" - odpowiedziała. - Hmm...- Pears przekręcił kilka stron.- Trzy z nich są do "Złodziejki sroki" - Na prawdę?- dziewczyna podeszła szybko i biorąc do ręki papiery zmrużyła oczy przysuwając kartki do nosa. - Gdzie twoje okulary?- zapytał mężczyzna przesuwając palcami po czarnych wąsach, które zaczęły już siwieć. - Zniszczone...- mruknęła z cichym westchnieniem.- No nic...dobrze, że pan to zauważył, pójdę do biblioteki po resztę dokumentów. - Jak to się stało? - Zapewne przez brak okularów mogłam nie dopatrzeć się, że kartki zmieszały się między sobą i... - Mi chodzi o to, jak straciłaś okulary.- przerwał jej w pół zdania. Madeleine przygryzła wargi. - Szczerze to...nie mam pojęcia. Zostawiłam je na biurku, a kiedy po nie wróciłam leżały na ziemi połamane, jakby...jakby ktoś na nie nadepnął. Pears westchnął cicho. Kiełkowała mu w głowie pewna myśl, ale najpierw się dopyta nim wyciągnie swoje wnioski. - W porządku... postaraj się znaleźć odpowiednie dokumenty, dyrygent zaraz powinien wrócić. Najlepiej jak zaniesiesz mu je na pulpit przy scenie. - Dobrze, dziękuję.- kiwnęła głową i zniknęła za zakrętem korytarza.
***
Tymczasem w bibliotece ktoś właśnie buszował między regałami. - No, no... choć to godzi w mój honor muszę przyznać, że postarała się.- mruknął Erik wyciągając gruby tom obity pięknym, granatowym materiałem. Otworzył gdzieś przy środku i zatopił się w lekturze. Chwilę miłego spędzania czasu przerwawło mu nagke trzaśnięcie drzwiami, Wystraszony odłożył książkę na swoje miejsce i rozejrzał się. Niestety wejście do tajemnego przejścia mieściło się tuż przy głównym pomieszczeniu biblioteki, tak więc nie ryzykując wcisnął się w najciemniejszy kąt niewielkiego korytarza stworzonego z półek. - Wiedziałem, że chwila była zbyt piękna.- wymamrotał do siebie. - Gdzie te dokumenty...- usłyszał znajomy już głos. Madeleine wyglądała na jeszcze mocniej sfrustrowaną niż była dwie godziny temu. Przez pewien czas słychać było jak w skupieniu wertuje kartki nachylając się nad biurkiem. Erik nie czekając wręcz bezszelestnie ruszył ku uchylonej części ściany, by móc w spokoju się prześlizgnąć. Wtem usłyszał wręcz dramatyczny jęk rozpaczy. Zdążył dotrzeć do tajemnych drzwi, lecz nim zupełnie w ciszy je zamknął zerknął na Madeleine przez szparę. - Gdzie to jest! Gdzie ta przeklęta strona!- z mocnym zdenerwowaniem uderzyła niepotrzebnymi, wertowanymi papierami o biurko. Nie powinno go to obchodzić. Właściwie już dawno powinien też sobie pójść, jednak... Ujrzał jak dosłownie przed nim leży karta z nutami do "Włoszki z Algieri". Uchylił drzwi sięgając po zapis. W jego uszy uderzył cichy, coraz bardziej nasilający się szloch. Skrzywił się nieznacznie na ten dźwięk. Po chwili uśmiechnął się pod nosem, wykonał kilka szybkich ruchów i stanowczym ruchem posłał złożonego z pergaminu ptaka w stronę dziewczyny. - I tak nie przepadam za tą operą... - wymamrotał do siebie. Papierowy lotnik wbił się dziobem w nieco roztrzepany, jasny kok. - Co?- Madeleine odrywając dłonie od twarzy pociągnęła nosem i sięgnęła w górę. Czując papierowy kształ zdziwiła się mocno i wyjęła go z okowów fryzury. Erik obserwował jak rozkłada dokument i... Oddech ulgi pojawił się dopiero po kilkunastu, długich sekundach. Dopiero wtedy, gdy dziewczyna mrużąc oczy przysunęła dokument bliżej nosa. Dopiero, gdy zdołała ujrzeć co to jest... Nie czekając zamknął cicho drzwi i odszedł do siebie.
***
- Eriku?- Pears stał na środku kryjówki rozglądając się dookoła po ogromnej jaskini upiora. Samo miejsce mogło przyprawić o gęsią skórkę. Cała "sala" oświetlana była jedynie świecami, bądź lampami oliwnymi. Połowę pomieszczenia wypełniała woda, która wlewała się przez kraty po drugiej stronie. Jedynie dzięki podwyższeniu, na które można było wejść po niewielkich schodach pozostałość pomieszczenia pozostawała sucha. Druga połowa zaś była całkiem sprytnie zagospodarowana, chociaż nadal utrzymywała formę grozy i... kiczu, to dało się tu funkcjonować. Oczywiście też nie jest winą Erika, że styl jaki posiada w swojej kryjówce jest taki, jaki jest. Korzysta z tego, co akurat przytarga z opery, bądź bazarów, gdzie nikt nie zwraca zbytnio uwagi na zgarbionego mężczyznę w długim płaszczu i dobrze nałożonej charakteryzacji nosa. Resztę ukrywał stary cylinder i wysoko postawiony kołnierz. Peras przejechał spojrzeniem po wielkich organach, które stały na kolejnym podwyższeniu, potem na niewielką pracownię, gdzie reperował nie raz operowe stroje, bądź ozdoby i rekwizyty. Niżej stało biurko, gdzie projektował możliwości przebudowania niektórych sal, a także tworzył piękne opery, bądź krótkie utwory. Ostatnim elementem pomieszczenia było stare, aczkolwiek wygodne, okrągłe łoże o białej pościeli oddzielone od reszty grubym baldachimem stworzonym ze starych kotar w kolorze czerwieni i złota. - Królewicz... - prychnął pod nosem Pears i skrzywił się, kiedy postępując krok poczuł jak spodnie, mokre od kolana w dół przyklejają się do skóry. Musicie wiedzieć, moi mili czytelnicy, że nie każdy może trafić do tej kryjówki. Każdy tajemny tunel prowadzi w pewnym momencie do zbiornika wodnego, który dawien dawno był stworzony na wypadek pożaru. Teraz, kiedy został już zapomniany robi za przeszkodę, by nikt niepożądany nie trafił tu. Oczywiście chyba że umie pływać, wtedy takiego delikwenta trzeba inaczej wykurzyć, jednak komu by się chciało nurzać po szyję w lodowatej wodzie? Na szczęście Pearsa Erik musiał wybrać się na górę, ponieważ łódka zacumowana była blisko zejścia, którym podążył mężczyzna, jednak przez ślizgie kamienie wpadł po kolana do wody. - Pears, przyjacielu!- usłyszał echo rozchodzące się dookoła. - Tak się domyślałem, że to właśnie ty postanowiłeś pozbawić mnie środka transportu zmuszając do przepłynięcia wpław lodowatej toni... Oczom Pearsa ukazała się przemoczona do suchej nitki postać upiora. Przez mokre ubrania przylegające do ciała wyglądał jeszcze szczuplej. Wręcz jakby był wychudzony. - Cóż się stało, że zjawiasz się tak nagle, bez oficjalnego ogłoszenia o swoim przybyciu?- zapytał zdejmując pelerynę i z siłą imadła zaczął wyciskać wodę z materiału. - Co się stało z okularami Madeleine? Upiór nie robiąc sobie nic z pytania rozprostował materiał przyglądając się z niesmakiem pelerynie. Trzepnął nią dwa razy i przewieszając przez ramię wzruszył barkami. - Czyż życie nie bywa kruche jak okrągłe szkiełko? Cieszmy się chwilą miast opłakiwać materialne rzeczy... - odpowiedział kierując się w stronę przyjaciela. - Eriku, pytam poważnie. Co się stało z jej okularami.- zapytał ponownie mając już całkowitą pewność, że to jego sprawka. Erik skrzywił się na słowa przyjaciela i westchnął cicho. - Niechący nadepnąłem na nie. Nie widziałem ich, leżały obok biurka.- odpowiedział. - Niechcący? - A co myślałeś? Że postanowiłem zostać okrutnym, pozbawionym moralności, psychopatycznym mordercą cudzych okularów?- zapytał unosząc czarną brew. Na bladym licu zabłąkał się uśmiech. Pears westchnął ciężko przejeżdżając dłonią po włosach. - Uwierz mi, nie miałem zamiaru niszczyć jej własności. Miałeś rację, dziewczyna się stara, biblioteka dzięki niej wygląda w końcu porządnie. Jedyny minus jest taki, że jeżeli jeszcze raz zaśpiewa doleję do jej herbaty to samo, co tamtego wieczoru Carlottcie, kiedy zabrała Christine rolę.- burknął. Pears uniósł brwi zdziwiony. - Przecież ona nie śpiewa... - Raz postanowiła się wykazać. Oby nigdy więcej tego nie robiła.- odparł rozwieszając pelerynę na rozciągniętym między dwoma filarami sznurku.- Poza tym ostatnio przez nią ciężej jest mi poruszać się po operze! Czasami pojawia się znikąd! - Przyganiał kocioł garnkowi... - mruknął mężczyzna obserwując poczynania przyjaciela. Erik skrzywił się na tą uwagę, lecz darował sobie komentarz. - Masz ochotę na herbatę? A może wino?- zapytał zmieniając nagle temat, co spowodowało rozbawienie Pearsa. - Czemu nie.- odpowiedział.
***
Cichutkie pukanie zbudziło Madeleine z krótkiej, nagłej drzemki. Uniosła głowę wystraszona, że to może być któryś z dyrektorów, poprawiła włosy i starając się mruganiem pozbyć sennych widów odpowiedziała, iż można wejść. Na szczęście do biblioteki weszła Meg Giri. Młoda baletnica uśmiechnęła się lekko, lecz widząc zmęczenie na twarzy Madeleine zasępiła się. - Dobrze się czujesz?- zapytała. - Dzień dobry Meg. Tak, jak najbardziej.- uśmiechnęła się, lecz po chwili szybko zasłoniła usta dłonią tłumiąc przy okazji ziewnięcie. - Wyglądasz na mocno niewyspaną.- odpowiedziała dziewczyna podchodząc do biurka. - Cóż, mam dużo pracy w dzień i późnym wieczorem, ale... jest wszystko w porządku.- odpowiedziała. - A... nie boisz się niczego?- zapytała słysząc zawachanie w głosie bibliotekarki. Madeleine starała się ukryć emocje za miłym uśmiechem. Czy się boję? Ostatnio jestem przerażona, a jednocześnie przedziwnie zafascynowana tym, co mnie tu spotyka. Czy ze mną wszystko w porządku? Jednak to co odpowiedziała baletnicy różniło się z jej prawdziwymi myślami. - Czasem zdarzy się coś dziwnego, ale opera jest ogromna, więc możliwe, że to przyczyna budynku i zbyt bujnej wyobraźni.- wzruszyła ramionami. - Wiesz... przypominasz mi trochę Christine.- powiedziała rozbawiona. - W jakim sensie?- zapytała zdziwiona. - Ona też nie bała się, a nawet przyznała się, że rozmawiała z upiorem. Że tak naprawdę to anioł muzyki.- odpowiedziała zniżając głos do szeptu, jakby ktoś miał ich podsłuchiwać. - Ja jednak nie jestem przekonana - kontynuowała - by ktoś, kto zrzuca na scenę, gdzie mamy próbę wielki, ciężki rekwizyt, był aniołem. Tak robią raczej właśnie złe upiory.- kończąc wypowiedź wykonała dłonią znak, który miał odganiać nieczyste duchy. - Chyba jeszcze nie umiem odpowiedzieć na to stwierdzenie.- Madeleine pomasowała się po skroni, jakby to miało pomóc w przetrawieniu tego, co usłyszała. Giri uśmiechnęła się słabo na te słowa. - Tak przy okazji, dziękuję za ostrzeżenie mnie przed tym...- zacięła się na samo wspomnienie tamtego wieczoru. - Też próbował cię dotknąć?- zapytała zmartwiona. Madeleine jedynie pokiwała głową. - Ale, nic się nie stało, udało mi się wtedy uciec i... - po tych słowach zacięła się, jakby pewne, zamazane wspomnienie wróciło do niej. Ktoś wtedy był w loży, w której zemdlała. - I?- Meg uniosła brwi zdziwiona nagłym zamyśleniem się dziewczyny. - ...i nie znalazł mnie.- dokończyła. Meg pokiwała głową, ale miała wrażenie, że Madeleine coś ukrywa. Nie wiedziała czy dlatego, że bała się, czy też nie ufała. - Madeleine...- zaczęła niepewnie -... wiesz, jeśli chcesz, zawsze możesz ze mną porozmawiać.- powiedziała podchodząc do jej fotela i kucnęła chwytając ją za dłoń. Dziewczyna otworzyła różane usta zdumiona, lecz po chwili uśmiechnęła się lekko i kiwnęła głową czując, jak po sercu rozlewa się przyjemne ciepło. - Dziękuję Meg.- odpowiedziała. Baletnica uśmiechnęła się, jednak widząc godzinę na pięknym, zdobionym zegarku na jednej z niższych półek szybko wstała. - Muszę uciekać, zaraz mam próbę!- zawołała. - Do zobaczenia i powodzenia.- zawołała Madeleine nim Giri zniknęła za drzwiami machając na pożegnanie. Znów została sama, jednak jej myśli na chwilę powędrowały w stronę ćwiczących baletnic. Czy ona sama jeszcze to pamięta? Matka od małego również zapisała ją na balet, a mała Madeleine była w tym naprawdę dobra. Wstała z krzesła i obchodząc biurko stanęła mniej więcej na środku pięknej biblioteki. Prostując się stanęła na palcach a ręce ułożyła w pozycję pierwszą standardową. Barki i ramiona tworzyły jedną linię zaś przedramię razem z dłońmi utworzyły opływową linię. Delikatnie przeszła do pozycji drugiej rozstawiając ręce na boki pamiętając o tym, by zachować opływowy kształt rąk, by nie zgarbić się. Na koniec przeszła do trzeciej pozycji unosząc ręce nad głowę tak, by cały czas mieć kątem oka widok na dłonie. Dzięki temu wiedziała, że to co wykonuje jest poprawnym ruchem. Zamknęła oczy przypominając sobie ćwiczenia. Taniec był jej ucieczką, jej azylem i ostoją. Czuła się wolna od wszystkiego i wszystkich. Czuła, że może wzlecieć wysoko i nie patrzeć na to co zostawiła daleko w dole. Niekiedy jeden krok dzielił ją od wirowania wśród gwiazd, jeden, taneczny krok od... Dziewczyna o mało nie upadła, gdy ktoś wparował do biblioteki. Jej mały świat, ten niewielki, ciepły azyl runął niczym domek z kart, a dziewczyna zbudziła się w szarej rzeczywistości. Spojrzała wystraszona, ale i nieco zbulwersowana faktem, że ktoś nie zna zasad dobrego wychowania, jednak widząc kto to w głębi siebie jęknęła zrezygnowana. - Co ty robisz?- zapytała Diva unosząc brew. Czernidło już dawno zeszło, dzięki czemu nie była aż tak opryskliwa jak wcześniej. - Nic takiego...przepraszam.- wymamrotała poprawiając ułożenie sukni.- W czym mogę pomóc?- zapytała. - Potrzebuję wypożyczyć "Romeo i Julię". Muszę przygotować się do nadchodzącego spektaklu.- odpowiedziała poprawiając ułożenie włosów. - Oczywiście, już przynoszę.- kiwnęła głową wstając z krzesła. - No, ruchy, ruchy, nie mamy całego dnia!- zawołała za nią. Madeleine poruszając ustami nie wydając przy tym żadnego dźwięku przedrzeźniała Carlottę będąc odwróconą w stronę półek. W końcu znalazła upragniony tom. - Proszę bardzo, "Romeo i Julia".- odparła podając książkę.- Proszę podpisać się w księdze i zwrócić wypożyczenie w ciągu tygodnia. - Doskonale!- zawołała zabierając tom z rąk Madeleine i bez wpisywania wyszła z biblioteki zatapiając się w lekturze. - Ale... - Madeleine wstała chcąc zwrócić na siebie uwagę, lecz Diva zatapiając się w książce zamknęła za sobą drzwi. Bibliotekarka westchnęła opadając na fotel. - Nie ma sprawy, wypełnię za panią wszelkie formalności, to dla mnie pestka.- burknęła odwracając księgę w swoją stronę. Zanurzyła pióro w kałamarzu i starając się nieco wyostrzyć obraz zmrużyła oczy.
-- A tu mały dodatek od Erika ;)
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.