// Miłego czytania :)
Noc, choć złowieszcza przez swoje głębokie milczenie...
Choć połykająca cię w całości, przez to zanurzasz się w najciemniejszych mrokach...
Choć każdy, najdrobniejszy dźwięk, każdy zgrzyt, czy cichutki pisk myszy sprawia, że rozbrzmiewa niczym najpotworniejszy warkot bestii...
Jest także naszą przyjaciółką, która chowa każdy najdrobniejszy, najskrytszy sekret. Ten, który siedzi głęboko w sercu i choć usilnie stara się wyrwać, to czasem i tylko czasem pozwalamy mu na to podczas godziny duchów. Kiedy to tylko one są w stanie ujrzeć to, co tak skrywamy i nikomu nie będą mogły o tym powiedzieć.
Madeleine cicho weszła do szatni dziewcząt, gdzie uczennice ze szkoły baletowej trzymały baletki, stroje do ćwiczeń i kilka innych rzeczy takich jak wstążki do włosów, czy tiulowe spódnice. Rozejrzała się dookoła wspominając jak jeszcze rok wcześniej sama z wielką werwą ćwiczyła trudne do opanowania pozycje, wyciskające pot i łzy ustawienia, bądź rozciągania. To tylko trzysta sześćdziesiąt pięć dni, a ona miała wrażenie, jakby od tego czasu upłynęły wręcz stulecia. W kącie ciemnego pomieszczenia, które rozświetlała jedynie jej lampa znalazła starą skrzynię. Podeszła do niej i z ciekawości otworzyła. W środku znajdowały się stare, nieco podniszczone baletki, które pewnie wykorzystywane były najrzadziej i niedługo zostaną wyrzucone.
Dziewczyna usiadła na ławce i przygryzła wargi. Z jednej strony nie powinna. Z drugiej... czy coś się jej stanie? W końcu jest tu zupełnie sama o tej porze, nikt nie powinien jej widzieć, ani też oskarżyć o myszkowanie w starych, zużytych baletkach. W końcu przewertowując wszystkie za i przeciw wzięła do rąk jedną z par i przymierzyła. Były odrobinę za duże, lecz kiedy mocniej ściągnęła taśmy, leżały całkiem nieźle.
Scena była taka cicha i pusta. Opera z perspektywy nocy, wypełniona ciszą była niczym mroczna siostra bliźniaczka. Od rana ruch i harmider, muzyka, śpiew i taniec wypełniała ją aż do zmierzchu, zaś po zachodzie słońca przemieniała się w melancholijną uśpioną matronę muzy i sztuki. Pełną wdzięku, przepychu i dostojeństwa. Czekającą tylko na nadchodzący świt...
Dziewczyna stanęła na deskach sceny, które zaskrzypiały pod jej ciężarem. Choć dźwięk na co dzień wydawał się wręcz niedosłyszalny, teraz rozbrzmiewał niczym dźwięk potężnych, starych, dębowych drzwi, które nie zostały naoliwione i z wyrzutem jęczą przy każdym kolejnym ruchu.
Nie przejmując się tym odstawiła lampę oliwną obok siebie i odeszła dwa kroki tak, by pozostawać w kręgu ciepłego światła.
Znów zamknęła oczy i wyprostowała się tak, jak w bibliotece. Pozycja pierwsza barki, ręce, opływowy kształt ramion i dłoni...
Pozycja druga, unosi dłonie nad głowę tak, by widzieć je kątem oka...
Pozycja trzecia, unosi się najpierw na palcach, by potem zaciskając usta wznieść się na spłaszczonych końcówkach point*. Zaczęła delikatnie drobić w miejscu. Powoli sunęła w świetle, aż w końcu wykonała jeden z pomniejszych skoków uginając przy tym kolana. Pięty zwrócone były idealnie do siebie, gdy wylądowała, ciało niczym sprężyna obniżyło się, by wrócić do poprzedniej pozycji. Znów stanęła na pointach, wyciągając w tył pod kątem 90 stopni nogę. Po tym przeszła do plié**, z którego chciała wykonać pirouette, lecz niedopasowane baletki dały o sobie znać i dziewczyna runęła na deski. Syknęła cicho czując kłujący ból w stopach. Zrobiła podstawowy błąd nie rozciągając się, co prowadzi do bolesnych skurczy, lub nawet naderwania ścięgien. Siadając zaśmiała się cicho pod nosem zerkając przy tym na swoje stopy. Szybko rozwiązała wstążki i zdjęła balerinki rozmasowując obolałe miejsce. Przez chwilę znów mogła być sobą. Przez chwilę znów mogła poczuć się jak dopiero zaczynająca sześciolatka. Wtem coś ją tknęło. Powoli uniosła oczy w górę kierując je w stronę loży numer pięć. Przez chwilę dała by sobie rękę uciąć, że ktoś ją obserwował...
A może to wybujała wyobraźnia spowodowana lekturą, którą czytuje przesiadując w bibliotece? Mimo iż oczy potwornie potem bolą od mrużenia i skupiania się na literach, to zdarzało się, że przez kilka godzin siedziała bezczynnie, więc zaznajamiała się z pięknymi opowieściami różnych oper.
A jeśli... co jeśli był tu Upiór Opery?
Pokręciła głową na te myśli odganiając od siebie strach i jednocześnie ciekawość. To nie twoja sprawa Madeleine. Zajmij się swoimi zmartwieniami...
***
Erik przesiadywał w loży numer pięć popijając z kieliszka wytworne wino o doskonałym roczniku. Miało słodki smak o cierpkiej pozostałości czerwonego szczepu winogron. Delektował się w nim pozostając całkowicie objęty przez mrok, lecz ni przeszkadzało mu to. Wręcz wolał to niż zbyt jaskrawe światło dnia, które ukazywało jego szpetotę.
- Uważaj, bo wpadniesz jeszcze w potworne kompleksy... -zaśmiał się pod nosem przyglądając się uważnie masce trzymanej przed sobą w dłoni.
Wtem przyjemne ciemności rozwiał nagle niewielki krąg zdradzieckiego światła brutalnie wyrywając go z własnego świata.
- Co?- zdziwiony spojrzał na scenę.
Przez chwilę miał ochotę zrzucić pusty już kielich, by wystraszyć młodą bibliotekarkę. Któż to widział, aby dobrze ułożona panna zamiast spać zakradała się po operze!
Lecz kiedy bliski był wprowadzenia swego podłego planu w życie ujrzał, jak dziewczyna niczym zawodowa baletnica zaczyna tańczyć. Wręcz unosić się nad deskami przypominając w swych ruchach najprawdziwszego łabędzia. Tak delikatnego, a zarazem niebezpiecznego zwierzęcia...
Wpatrywał się w nią dopóki, dopóty dziewczyna nie upadła na deski. Chwilę jeszcze dumał, aż w końcu cichutko opuścił lożę.
***
Nadszedł czas spektaklu. Wszystko zostało poprawione, tym razem nikt już nie spadnie z balkonu, a i scena lśniła niczym lustro. Wszyscy dookoła ponownie oddali się w wir ostatnich przygotowań. Baletnice biegały w poszukiwaniach przygotowanych przez kostiumografów spódnic, Carlotta popijała napar i ćwiczyła głos, maestro porządkował nuty i doglądał muzyków. Wszystko musiało być perfekcyjne!
CZYTASZ
Upiór w operze - historia nieznana
FanfictionTa historia zainspirowana została piękną, gotycką powieścią grozy napisaną w 1909 roku, a także musicalem pod tym samym tytułem "Upiór opery". Jest to niesamowita i wciągająca książka autorstwa Gastona Leroux. Polecam ją z całego serca każdemu...