Rozdział XIV

181 15 3
                                    


// Tak jak wspominałam, rozdziały pojawią się częściej, tak więc trzymajcie :) Krótki, ale spokojnie jutro będzie o wiele, wiele dłuższy :D

Miłego czytania :)


    - Nie chcę. - ton głosu był poważny i nieugięty.
    - Eriku...nie uważasz, że jako jej przyjaciel...
    - Nie wiem czy jestem jej potrzebny. Z resztą wiesz, że raczej nie pokazuję się publicznie. - Upiór siedział tyłem do przyjaciela przed organami, w które uporczywie się wpatrywał.
    - Znowu to robisz. - mówi wzdychając ciężko.
    Erik uniósł brew.
    - Niby co?
    - Odsuwasz się. Znikasz, zatracasz się przyjacielu. Musisz w końcu wziąć się w garść, nie możesz tak żyć całe życie. - powiedział unosząc ręce, jakby chciał objąć całą jaskinię Upiora.
    - Mylisz się. Jestem bardzo zapracowaną osobą, nie mam czasu na głupoty.
    - Od kiedy ślub Christine to głupota?
    - Od kiedy zadajesz tak wiele irytujących pytań? - warknął przez zęby.
    - Od czasu, kiedy znowu zaczynasz zachowywać się jak...
    - Jak kto!? - obrócił się z maską w dłoni.
    Pears widząc go wzdrygnął się. Nie przez widok jaki ujrzał. Nie przez twarz, która była zniszczona i zdeformowana z jednej strony. Bezradność, wściekłość i nienawiść do siebie. Te wszystkie emocje w jego oczach sprawiły, że ciężko mu było zachować spokój.
Erik każdego dnia umierał, chodź był zdrowym i (chociaż po jego sylwetce nie było tego widać) silnym mężczyzną.
    - Eriku... - Pears westchnął cicho.
    Nie potrafił do niego dotrzeć. Po wszystkim co spotkało jego przyjaciela nie dziwił się, że ukrywał się tu przed ludźmi. Przed światem. Od dziecka wmawiano mu, że jest potworem, który nie powinien istnieć. Teraz ma to tak głęboko wpojone, że nie był w stanie myśleć inaczej.
    - Nie. - odparł obracając się z powrotem opuszczając dłoń dzierżącą maskę.
Pears zamilkł. Wstał powoli i skierował się do wyjścia z podziemnej kryjówki.
    - Przemyśl to. - mówi nim opuszcza pomieszczenie.


***


    Madeleine podała dyrygentowi kartkę, na której szybko wypisała listę wypożyczeń.
    - A gdzie księga? - zapytał zdziwiony wpisując wypożyczenie.
    - Muszę nanieść tam kilka poprawek, potem wszystko uzupełnię. - odpowiedziała uśmiechając się delikatnie. W ostatniej chwili powstrzymała się przed dodaniem "naprawdę".
    - Hmm...rozumiem. - odpowiedział, choć nie do końca został chyba przekonany do słów dziewczyny.
    - Miłego dnia panu życzę. - powiedziała, gdy mężczyzna opuszczał bibliotekę.
    Odetchnęła głęboko opierając się o krzesło, na którym siedziała. Dzisiaj wszyscy dowiedzieli się, że są zaproszeni na ceremonię zaślubin panny Christine i hrabiego de Chagny. Do tego właśnie dzisiaj, po spektaklu Carmen miał odbyć się bankiet na ich cześć i pożegnanie panny Christine.
    - Nie wiesz, że w pracy się nie śpi? - usłyszała obok siebie i wzdrygnęła się.
    - Możesz...ŁASKAWIE PRZESTAĆ TAK ROBIĆ? - spiorunowała go spojrzeniem, lecz po chwili ujrzała jak z głośnym łoskotem położona zostaje na biurku zapakowana w materiał książka.
    - Udało mi się naprawić okładkę. - Erik poprawił mankiety eleganckiej koszuli.
     Madeleine odwiązała supełek i przejechała dłonią po nowej okładce czując ogromną ulgę. Jest księga, mniej niewygodnych pytań. Otworzyła na pierwszej stronie, lecz z racji rozmazywania się liter szybko zamknęła ją. Uniosła głowę, a widząc zmianę w stroju Upiora uniosła brwi. Wyglądał mniej upiornie, elegancko i wyjściowo. Koszula nie była pognieciona przez ciągłe prace, peleryna nie nosiła śladów kurzu, nawet kamizelka dzisiaj miała inny kolor. Była ciemna z pięknymi refleksami głębokiego granatu.
    - Wybierasz się gdzieś? - zapytała.
    - Skąd ta myśl? - Erik zastygł przy poprawianiu drugiego rękawa.
    - No nie wiem. Może detektywem nie jestem, ale ta zmiana stroju jest nader wymowna... - odpowiedziała uśmiechając się lekko udając niewiniątko, które "przypadkiem" spostrzegło zmiany.
    Upiór wzdrygnął się, lecz nie odpowiedział od razu.
    - Uważasz, że posiadam tylko jeden strój, w którym straszę? - zapytał uśmiechając się lekko, cynicznie.
    Madeleine uniosła brew. Jeśli on myśli, że ona myśli, że nie chodzi tu o coś większego, to się grubo myli.
    - W każdym razie dziękuję za naprawę, to mi ułatwi życie. - odparła przestając drążyć temat. W końcu prędzej jej kaktus na głowie wyrośnie, niż dowie się od niego co mu w głowie siedzi.
Nie czekając otworzyła księgę na ostatniej stronie przysuwając do siebie listę, którą musiała wpisać. Wyjęła pióro, kałamarz i zmarszczyła brwi mrużąc przy tym oczy, by dostrzec cokolwiek.
    Erik chwilę obserwował pracę dziewczyny, lecz w końcu postanowił wrócić do siebie. Bez słowa opuścił bibliotekę przechodząc przez tajne przejście.

***

    Gdy rozpoczęto przygotowywania do spektaklu Madeleine wiedziała, że nikt już nie przyjdzie do biblioteki z oddaniem książki, czy wypożyczaniem jej. Zamknęła drzwi na klucz i zamyśliła się na chwilę. Ma około czterech godzin dla siebie nim rozpocznie się przyjęcie, więc może poświęcić tę chwilę na chociażby pierwsze próby przygotowania sali do ćwiczeń. Na samą myśl o tym, że znów będzie mogła tańczyć uśmiech zawitał na jej twarz. Spojrzała tylko czy nikt nie ujrzy jak znika w ścianie i szybko przeszła do nieużywanego pomieszczenia. W pomieszczeniu nadal panował półmrok, z racji tego, że okno zasłaniała kolejna kurtyna. Dziewczyna już miała się jej pozbyć, jednak kiedy chwyciła za materiał, by go pociągnąć wstrzymała się. W końcu, skoro to pomieszczenie jest zapomniane, ci, którzy znają budynek mogą się zdziwić, że nagle jedno z okien zostało odkryte. Najpierw wyjrzała, po której stronie znajduje się, a widząc, iż jest to tył ulicy, która na przeciw miała tylko ścianę budynku odetchnęła i delikatnie odsunęła kotarę tak, by nieco więcej światła wpuścić do wnętrza. Odwracając się ujrzała, że sala automatycznie zrobiła się jeszcze większa.
    - Od czego by tu zacząć... - mruknęła do siebie, jednak stwierdziła, że najpierw pozmiata podłogę, w końcu jeśli zajęłaby się lustrem, cały kurz od podłogi z powrotem by na nim osiadł.
    Minęła godzina, w rogu pomieszczenia widniała ogromna kupka kurzu, a Madeleine przypominała kopciuszka. Szybko zgarnęła kurz do wiaderka kaszląc od nadmiaru pyłków w płucach.
    - Na dzisiaj wystarczy. Powinnam chyba pójść do łazienki, a potem przebrać się. - westchnęła cicho i już miała wychodzić, kiedy usłyszała głosy dyrektorów.
    - I co myślisz o kolejnej skardze na Jospeha? - zapytał Richard.
    - Nie wiem. Nikt inny nigdy się nie skarżył. Żadna panna nie przybiegła do nas z takimi oszczerstwami. Myślę, że to przesada. Spójrz, wykonuje bardzo dobrą pracę. Wszystko jest na swoim miejscu.
    Madeleine poczuła narastającą złość. Ten pijak nie dał rady sklecić porządnie schodów na balkon, a co dopiero mówić o poważniejszych naprawach!
    - Myślę, że panienka Madeleine jest przewrażliwiona. Pamiętaj, że wychowywała się w innych warunkach, a niektóre rzeczy może odbierać...nieco drażliwie.
     Madeleine aż zapowietrzyła się. Zacisnęła dłonie w pięści, jednak nie ruszyła się z miejsca. W końcu jakby to wyglądało? Wypadłaby cała zakurzona z pokoju, o którym nie mają pojęcia i oznajmiła, że są w błędzie? Nie zostałaby odebrana w poważny sposób. Do tego kto jej poświadczy?
    Opuściła głowę czując narastający smutek. Kiedy głosy ucichły opuściła pokój, zamknęła za sobą drzwi i szybko udała się do siebie.

Upiór w operze - historia nieznanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz