- Tak, tak, po prostu daj mi chwilkę – zawołał Dean z łazienki, gdy Sam zaczął walić w drzwi.
- Chłopie, siedzisz tam już z godzinę. Musimy iść – głos Sama oddalił się, stłumiony przez drzwi, a Dean miał nadzieję, że brat nie usłyszał piskliwego jęku, jaki właśnie uleciał mu z ust.
- Wiem, wiem, ja tylko...
Z Deanem było źle. Tego ranka już dwa razy sobie obciągnął i za każdym razem natychmiast wracał do początku – czyli erekcji. Za pierwszym razem ulżył sobie tak ot, zwyczajne szybkie majstrowanie pod prysznicem z powodu porannej stójki i na pół zapamiętanych snów o jędrnym ciele i czymś pierzastym. Ale stójka natychmiast powróciła. Wyskoczyła w ciągu dwóch minut, jakich potrzebował na użycie szamponu. Zajął się nią ponownie, tym razem próbując dłuższych pociągnięć, nieco gmerania przy jądrach, starając się wyrzucić to z ciała. Dochodząc poczuł się dobrze, na tyle dobrze, żeby nawet lekko stęknąć, a później poczuł miłe, ciepłe pieczenie nisko w brzuchu. Ale gdy tylko zaczął się wycierać, jego ciało wróciło do gry.
- Co, kurwa? – wymamrotał Dean, siłą woli usiłując zapanować nad interesem. Zapiął zamek przygryzając usta, potem wcisnął dłoń w krocze niczym trzynastolatek na biologii, ale nic mu nie pomogło. Nie potrwało długo, a zaczął czuć ból. – Ja pierdolę – splunął, gdy to ciepłe pieczenie w brzuchu zakłuło mocno, jakby ktoś go kopnął, i przypadkowo wycisnął z tubki połowę pasty do zębów.
- Dean? Nic ci nie jest? – głos brata tym razem rozbrzmiał bliżej. Dean mógł go sobie wyobrazić z uchem przy drzwiach.
- Tak, Sammy, tak. Tylko mały problem z, yyy, pastą do zębów.
Ból nie zlikwidował mu stójki. Była równie twarda, jak wcześniej, i zaczęła BOLEĆ. Prawdę mówiąc, im dłużej Dean ją ignorował, próbując zeskrobać pastę z podłogi, tym bardziej bolała. Pomyślał, by spróbować jeszcze raz. I tak czuł się bliski wybuchu, nie powinno to zająć zbyt długo. Krzywiąc się Dean wyciągnął ją ponownie i zaczął się obciągać szybko, pochylony nad zlewem.
- No dalej, no dalej, no dalej – błagał przez zaciśnięte zęby. Coś się tu działo, coś zdecydowanie nienaturalnego, ale nie był pewien, ile dokładnie obejmowała ta nowa polityka dzielenia się wszystkim z Samem. Istniało parę rzeczy, których o swoim bracie nie chciało się wiedzieć.
Nie powinno mu było być tak dobrze, kiedy doszedł. Wstrętne, rozpaczliwe obciąganie nie powinno dawać takich samych wrażeń, jak 45-minutowa akcja.
- Dean, czy ty...? – i oto oficjalnie pojawił się niedowierzający głos Sama.
Dean schował sprzęt tak szybko, jak mógł, opłukał dłonie nad zlewem, po czym szarpnięciem otworzył drzwi, w pełni świadom, że był zaczerwienionym wrakiem.
- Mamy problem.
Sam posłał mu sceptyczne spojrzenie.
- Problem prawdziwy czy osobisty?
- Oba – odciął się Dean i skrzywił, czując kolejny przypływ podniecenia. – Nie mogę... - pokazał gestem na swoje krocze – no wiesz... zatrzymać tego.
Sam uczynił spory wysiłek, by się nie roześmiać, jednocześnie się czerwieniąc, ale nie wytrzymał.
- Dean, wiem, że wiesz, jak się tym zająć.
- Tak, próbowałem już TRZY RAZY, okej? Nic z tego. Po prostu... ciągle wraca.
Gdyby Dean mógł się po prostu zwinąć w kłębek i umrzeć, to by to zrobił. Wolałby raczej dekapitować paskudy w czyśćcu niż opowiadać bratu o swoich problemach ze stójką. Ale w tym stanie nie mógł pracować nad sprawą. Mieli ślad prowadzący do kolejnej tabliczki i planowali dziś udawać agentów ubezpieczeniowych. Półerekcja w spodniach w trakcie picia kawy z pogrążoną w żałobie babcią czy wdową była zła na tak wielu poziomach.
CZYTASZ
Oneshoty DESTIEL
FanfictionCześć! Tu będą publikowane wszystkie oneshoty, które pojawiły się lub dopiero pojawią się na moim profilu. Rozwiązanie ma na celu ułatwienie mi publikacji (inaczej szukam godzinę wszystkiego wśród wersji roboczych). Kocham!