Jako profesor w college'u Castiel dobrze znał uczucie frustracji. Nauczanie było codziennym czynnikiem drażniącym. Dzieciaki łatwiej, niż cokolwiek innego, potrafiły zaleźć za skórę. Castiel radził sobie z tym od lat; miał z tym do czynienia każdego dnia. A pomimo tego wszystkiego nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się taki sfrustrowany. Czuł na sobie czyjeś spojrzenia, wzrok sąsiadów, którzy zebrali się, aby popatrzeć na przedstawienie. Bo to BYŁO przedstawienie.
Zerknął w górę, na drzewo, gdzie z trudnością dostrzegał malutki, futrzany pyszczek swojego łaciatego kocura, Gabriela, przyglądającego mu się z gałęzi.
- Jesteś nieznośny - zawarczał.
Jeśli Gabriel go zrozumiał (a Castiel wiedział, że tak było, po prostu WIEDZIAŁ, że ten bydlaczek go rozumiał), to nie dał tego po sobie poznać; zaledwie poruszył ogonem. Castiel mógł
przysiąc, że ta puchata kulka uśmiechała się do niego. UŚMIECHAŁA. Kot uwielbiał kłopoty, jakie sprawiał.
Podobnie, jak jego sąsiedzi, sądząc po ciągle rosnącym tłumie. A fakt, że strażacy byli już w drodze, mógł tylko wszystko pogorszyć. Cas nie chciał do nich dzwonić; OSTATNIE, czego chciał, to zawiadamiać straż pożarną, ale nie miał wyboru. Gabriel był poza zasięgiem, a żadną miarą nie przywykł do mieszkania na dworze. Kiedyś Castiel zauważył, jak mysz przeszła tuż obok Gabriela, podeszła do jego miseczki i poczęstowała się jego karmą, podczas gdy on patrzył i nic nie robił. NIEZŁY KOT. NIGDY nie przeżyłby na zewnątrz.
Rozległ się dźwięk zatrzaskiwanych drzwi i Castiel zadumał się leniwie, czy ludzie zaczęli zwoływać tu przyjaciół. To nie mogła być straż pożarna. Usłyszałby ich ciężarówkę. O Boże, ciężarówka. Ukrył twarz w dłoniach. Jakie to żenujące.
- Hej.
Głos był ciepły i przyjazny. Cas, słysząc go, odwrócił się i stanął twarzą w twarz z...
Na początku ujrzał wyłącznie zieleń. Cudowne, lśniące oczy w odcieniu jabłek, których nie przypominał sobie u innych ludzi i nie widział nigdzie, poza obrazami. TEN KOLOR POWINIEN BYĆ NIELEGALNY, pomyślał, trochę oszołomiony. Ale nie miał czasu się na tym skupiać, ponieważ teraz zauważył uśmiech, równie porywający, oślepiająco beztroski i nieznacznie krzywy.
Castiel był zauroczony.
Usiłował przemówić i odkrył, że miał sucho w ustach. Jakoś zdołał odkaszlnąć, z lekkim trudem przełknął i spróbował ponownie.
- Witam. - No proszę. Wyszło cokolwiek inteligentnie. Ale naprawdę, kto mógł go winić za oszołomienie? Kim był ten grecki bóg i co robił w jego ogródku?
Mężczyzna zdawał się jakoś odczytać myśli Castiela i podał mu rękę.
- Dean Winchester. - Castiel przyjął rękę i potrząsnął nią, wciąż zdezorientowany. Dean uniósł brew i, Boże, naprawdę był piękny. - Ty to Castiel Novak?
Cas potaknął. Słowa naprawdę przychodziły mu z trudem. Miał gdzieś fakt, czy ten mężczyzna przyszedł tu gapić się na niego i śmiać się. Prawdopodobnie mógłby zrobić wszystko, poza podpaleniem mu domu, a on by się nie przejął. Potem jego wzrok przykuły spodnie mężczyzny. Strażackie spodnie. Zamrugał, przekonany, że miał przywidzenia, ale nie było co do tego wątpliwości. Spojrzał na Deana wielkimi, niedowierzającymi oczami.
- Ty... jesteś strażakiem? Dean pokiwał głową.
- Tak.
- Ale... - Castiel zagapił się. - Nie masz na sobie munduru. - Dean miał na sobie wyłącznie spodnie i wyraźnie przyjechał tu własnym samochodem.
CZYTASZ
Oneshoty DESTIEL
FanficCześć! Tu będą publikowane wszystkie oneshoty, które pojawiły się lub dopiero pojawią się na moim profilu. Rozwiązanie ma na celu ułatwienie mi publikacji (inaczej szukam godzinę wszystkiego wśród wersji roboczych). Kocham!