Rocznica

373 10 0
                                    

1 JEŚLI COŚ KOCHASZ

Kiedy Cas się obudził, łóżko było zimne. Cóż, może nie dokładnie „zimne", ale zalewie połowa była tak ciepła, jak zwykle, ponieważ drugi właściciel łóżka wstał. Cas burknął coś, zarówno z powodu zimna, jak i tego, że odmówiono mu okazji podziwiania jednego z jego ulubionych widoków na świecie – porannego, zaspanego uśmiechu Deana.

Prawda, że był to dość codzienny widok, jako że Cas już dokładnie od roku dzielił z Deanem łóżko, ale nadal ceniony.

Bardziej niż trochę kusiło go, by obrócić się na drugi bok i spać dalej. On i Dean wyczerpali się nawzajem poprzedniej nocy rundką, jak to Dean określił, „przedrocznicowego seksu". Cas podejrzewał, że po przedrocznicowym seksie nastąpiłaby runda porannego rocznicowego seksu, kolejna wieczorem, zaś porocznicowy seks nastąpiłby jutro. Dean nigdy nie potrzebował wymówki, ale też nigdy nie omieszkiwał z jakiejś skorzystać, gdy już ją miał. Cas nie miał nic przeciwko. Cieszyła go bliskość i intymność z Deanem w każdej możliwej postaci.

Najwyraźniej rocznicowy seks musiał poczekać.

Na poduszce Deana dojrzał kartkę papieru. Zamrugał, ściągnął brwi i sięgnął po nią. Rozwinął niewielką kartkę i znalazł napisany przez Deana liścik.

ZROBIŁEM TWOJE ULUBIONE.

Cas znowu zamrugał, po czym wbrew sobie uśmiechnął się. Podniósł się i wstał, po czym pochylił, aby podnieść z podłogi porzuconą parę spodni od dresu. Nałożył je, w drodze do drzwi chwycił szlafrok i ruszył do kuchni.

Zgodnie z obietnicą Deana na stole stało już nakrycie, a przed nim owinięty folią półmisek. Obok talerza stała również zafoliowana miseczka oraz dzbanek wypełniony, jak Cas przypuszczał, kawą, obok jego ulubionego kubka.

Deana ani śladu.

Cas westchnął i usiadł przy stole. Na jego talerzu leżała niewielka paczuszka. Odłożył ją na bok, planując ją rozwinąć w trakcie jedzenia, i sięgnął po półmisek.

Jak oczekiwał, leżało tam kilka naleśników, doskonale gładkich i nadal lekko parujących. Uśmiechnął się i nałożył je na talerz.

W miseczce kryły się pokrojone truskawki, nadal zimne po przechowywaniu ich w lodówce. Cas

na każdy naleśnik nałożył po kilka sporych łyżek owoców, po czym zwinął je. Nalał sobie kawy i zaczął jeść, mrucząc z uznaniem, choć nikt nie mógł tego słyszeć. Truskawki były słodkie i idealnie dojrzałe, a naleśniki puszyste i pyszne.

Jednak Deana nadal wyraźnie brakowało. Cas zjadł jeszcze kilka kęsów naleśnika, zerkając na zostawioną sobie paczuszkę.

Była dość mała, być może dwukrotnie większa od jego pięści, i trochę nieporządnie zawinięta w nijaki brązowy papier. Kawałek papieru był odwinięty i Cas dojrzał, że było tam zwyczajnie napisane „Szczęśliwej rocznicy, Cas".

Odłożył widelec i, dalej przeżuwając kawałek truskawki, zaczął rozrywać papier. Pudełko dało mu równie wiele wskazówek co do zawartości, jak papier; było zrobione ze zwykłego kartonu. Cas szarpnięciem otwarł opakowanie i odepchnął na bok papierową serwetkę, jakiej Dean użył celem ochrony zawartości. Zawartość brzęknęła.

Casowi zaparło dech.

W pudełku krył się nie jeden przedmiot, ale dwa. Jednym z nich było niewielkie, czarne, aksamitne pudełeczko. Drugim była szklana fiolka, bardzo znajomo wyglądająca szklana fiolka. Metatron użył jej, by prawie 1,5 roku temu ukraść łaskę Castiela. Cas ujrzał ją ostatni raz wtedy, kiedy zaledwie osiem miesięcy temu wreszcie przypuścili szturm na niebo i pokonali Metatrona. W owym czasie Cas dał ją Deanowi na przechowanie. Nie chciał się znowu „zanielić", nie, jeśli to oznaczało opuszczenie Deana na Ojciec wie, jak długo. Nie, jeśli bycie aniołem mogło oznaczać uwięzienie w niebie i ponowne odarcie z wolnej woli.

Oneshoty DESTIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz