To był przypadek.
Kiedy Castiel złapał swymi idealnymi dłońmi poły kurtki Deana i pchnął go przemocą na śliską ścianę w alejce, Dean stracił dech i instynktownie zacisnął powieki. Nie mógł patrzeć w te otwarte, przeszywające niebieskie oczy, gdy były tak blisko. Nie, kiedy wiedział, że go zawiódł - że zawiódł przyjaciela.
Ale warga mu pulsowała, policzek go bolał, a on nie zamierzał Casowi tego odpuścić. Nazywał się Dean pieprzony Winchester, który nie pozwoli się traktować jak szmata, a już na pewno nie wkurzonemu, frajerowatemu aniołowi. Odwrócił ich i przebiegł dłońmi po ciele Casa, szukając czegoś, czego mógłby się złapać. Znalazł najeżone, potargane włosy z tyłu głowy Casa i w tym momencie anioł nieco szerzej otwarł oczy.
Dean dyszał ciężko, kurewsko wściekły, ale nie obchodziło go to – och, teraz miał Casa. Casa, który mógłby nim rzucić niczym szmacianą lalką i który zamiast tego po prostu stał, z uniesioną głową, a gardło mu pulsowało, gdy przełykał ślinę. Dean podążył wzrokiem za tym ruchem, po czym zacieśnił chwyt na paśmie włosów i pociągnął mocno.
- Nigdy cię nie prosiłem, Cas, abyś oddał za mnie wszystko. To był twój wybór.
Głos miał napięty, a kiedy Cas nie chciał spojrzeć mu w oczy, szarpnął go za włosy, zmuszając anioła, by spojrzał na niego. Gdy ich spojrzenia się zderzyły, Dean wycofał się nieco.
Przypominało to pęcherzyk powietrza w wodzie – cały stres i gniew rozproszyły się, a on stał przed Casem, któremu mgiełka wściekłości zniknęła już z oczu.
Bo, kurwa, teraz to było podniecenie. Tęczówki Casa rozszerzyły się, a anioł dyszał; rozchylił blade usta i łapczywie wciągał przez nie powietrze. Dean poluzował chwyt na zjeżonych włosach i zobaczył, jak ramiona Casa niemal obwisły z ulgi. Wtedy z powrotem wsunął rękę i pociągnął za włosy tak ostro, jak mógł, nie wyrywając ich z cebulkami.
Oczy Casa otwarły się szerzej pod wpływem zmieszania i żądzy, pierś unosiła się pod wpływem szarpanego oddechu, a ciało wcisnęło się w wilgotne cegły.
Dean parsknął śmiechem i pokiwał głową.
- Ty zboczony sukinsynu.
Puścił go i wycofał się. Cas poleciał do przodu, a te kurewskie oczy nie odwracały się od twarzy Deana. Dean przetarł ręką twarz, krzywiąc się lekko, gdy szorstki opuszek palca dotknął poranionych ust. Więc Cas był gejem. No i spoko. Jakoś się tego spodziewał.
Ale ciągnięcie za włosy? Kurwa, bez tej wiedzy mógł się doskonale obejść.
- Dean...
- Każdemu swoje, Cas. Po prostu zabierz nas do domu.
Potem poczuł lekki nacisk na ramieniu. Znaleźli się z powrotem u Bobby'ego.
Zrobił to znowu.
Chciałby powiedzieć, że to było niezamierzone, ale, Bóg świadkiem, za bardzo go kusiło, aby mógł to zignorować. Cas siedział z nimi w przydrożnej kafejce, wzrok miał nieobecny. Dean drażnił się z Samem, aby ten poderwał ich 40-letnią kelnerkę, po czym na chwilę spojrzał na Casa.
Coś się kleiło – z tyłu głowy przyschło mu błoto, mieszając się z włosami. Dean nie zdawał sobie sprawy, że urwał w pół zdania i że Sam rzucał mu zabawne spojrzenie. Cas miał pochmurne oczy i wyraźnie nie było go z nimi, przynajmniej nie myślami.
Do diabła, zapytajcie go, czemu to zrobił, a nie byłby w stanie odpowiedzieć. Lubił żartować z ludzkich słabości, a jedyną słabością Casa, o której wiedział, było jego dość oczywiste zboczenie. Wyprostował się, a jego palce znalazły błoto, szarpiąc i zaciskając się na nim.
CZYTASZ
Oneshoty DESTIEL
FanfictionCześć! Tu będą publikowane wszystkie oneshoty, które pojawiły się lub dopiero pojawią się na moim profilu. Rozwiązanie ma na celu ułatwienie mi publikacji (inaczej szukam godzinę wszystkiego wśród wersji roboczych). Kocham!