Deana nie OBCHODZIŁO, że to była tradycja, że robiło się tak już od tysięcy lat, nie chciał brać ślubu, a już jak cholera nie chciał brać ślubu z PIEPRZONYM SMOKIEM.
- Bogowie cię wybrali - powiedzieli mu członkowie starszyzny w wiosce i każdy tylko im przytakiwał, nawet jego własny brat.
Jego matka kłóciła się jako jedyna.
- On powinien być CHĘTNY! - upierała się. - Są inni, którzy czuliby się zaszczyceni, niech któryś z nich zajmie jego miejsce.
Stary kapłan Zachariasz tylko ze smutkiem pokiwał głową.
- To musi być Dean - powiedział. - Wyrocznia ujrzała to w swej wizji. Smok nie zaakceptuje nikogo innego.
Oczywiście, była to jedna wielka kupa bzdur. "Wyrocznia" - RUBY - siedziała sobie tylko w świątyni, cały dzień wdychając zapach słodkiej trawy, a jej "wizje" były mniej więcej tak samo prorocze, jak historie, które opowiadał Dean po wypiciu zbyt wielkiej ilości wina. Była po prostu wkurzona, ponieważ Dean przegonił ją, kiedy wciąż próbowała wbić haki w Sama, który nadal był dzieciakiem i powinien chodzić do szkoły, a nie zabawiać się z dziewczynami ze świątyni.
Zachariasz, oczywiście, wiedział o tym wszystkim. Po prostu przytakiwał jej głupim twierdzeniom o "wizjach", bo Dean w czasie ostatniego festiwalu letniego przesilenia odmówił obciągnięcia mu fiuta (nawet po pijaku miał standardy, a pomimo tego, co Zachariasz twierdził, Dean był prawie pewien, że bogowie nie oczekiwali, by okazywał im swą miłość, pozwalając, by jakiś stary kapłan za ołtarzem posuwał go w twarz swoim pomarszczonym chujem).
Dlatego też stał teraz tutaj, pośrodku świątyni, ubrany w ceremonialną szatę - zasadniczo koc z
kilkoma frędzlami - namaszczony dziwnie pachnącym olejkiem i w wieńcu z jagód jałowca, dębowych liści oraz, z powodów znanych tylko starej kapłance, która wyrabiała to dziadostwo, piór, które, jak Dean był niemal pewien, pochodziły z kaczki.
A może z kurczaka.
Podejrzewał, że zależało to od tego, co ostatnio miała na obiad.
Zachariasz oraz adepci wyśpiewywali jakąś drętwą pieśń, a Rafael co jakiś walił w ceremonialny mosiężny gong, ogłuszając wszystkich. Trwało to dobre pół godziny i Dean zaczynał już myśleć, że jego "narzeczony" SMOK nie zamierzał się pokazać, więc mógłby pójść do domu, kiedy ludzie zaczęli sapać i pokazywać palcami. Podniósłszy wzrok ujrzał pióropusz ognia pochłaniający gwiazdy.
Westchnął.
- O kurwa.
Stojący przed nim Zachariasz odwrócił się i posłał mu ostre, pełne dezaprobaty spojrzenie, ale Dean był zbyt zajęty odczuwaniem przerażenia na myśl o poślubieniu wielkiej, pieprzonej JASZCZURKI, by przejmować się tym, co ten stary pierdziel myślał o jego słownictwie.
Smocze skrzydła wybijały grzmiący rytm, kiedy stworzenie wylądowało w murach pozbawionej dachu świątyni. Ledwo się tam mieściło, jego łuskowaty zad i gruby ogon prawie przewróciły ołtarz, kiedy obróciło się w kółko i rozejrzało wokół ogromnymi, absolutnie przerażającymi niebieskimi oczami.
- O POTĘŻNY SMOKU! - zagruchał Zachariasz głosem, jakby zaraz zamierzał zmoczyć się w spodnie. - OD CZASU TWEGO PRZYBYCIA TRZY ŻNIWA TEMU DOŚWIADCZAMY POKOJU I POMYŚLNOŚCI!
Deana zastanawiało, czemu kapłan wrzeszczał. Smok miał dwa wielkie, zagięte rogi, ale pod nimi, jak Dean miał prawie pewność, widniała para spiczastych, drgających uszu. Prawdę mówiąc, kiedy Dean patrzył, potężna jaszczurka cofnęła się nieznacznie, niczym niezadowolony kot spłoszony hałasem, i prawie usiadła na Rafaelu i jego gongu.
CZYTASZ
Oneshoty DESTIEL
FanfictionCześć! Tu będą publikowane wszystkie oneshoty, które pojawiły się lub dopiero pojawią się na moim profilu. Rozwiązanie ma na celu ułatwienie mi publikacji (inaczej szukam godzinę wszystkiego wśród wersji roboczych). Kocham!