Przypływ na jeziorze obmył zarośnięte, pokryte dryfującym mchem nogi mola, zamieniając światło lamp w roztrzaskane trójkąciki łapane i rozmywane na gładkiej powierzchni wody. Sam dalej gapił się w dół, opierając się ramionami o barierkę, kojony lekki kołysaniem. Dean i Cas usiedli pod barierką, Dean opierał się Samowi o lewą nogę.
Sam słuchał, jak w tle Dean gadał do Castiela, ale nocne powietrze tłumiło głosy, więc gdy któryś z nich się odzywał, brzmiało to tak, jakby rozmawiali przez szmatkę.
- Nie jest tak źle – powiedział Dean. Sam nie spojrzał, ale domyślał się, że Dean opatrywał rozcięcia biegnące przez lewe ramię Castiela, rozdarte pazurami wcześniej tego wieczoru. – Mogło być gorzej.
Castiel westchnął na tyle ciężko, że gdyby Sam patrzył, ujrzałby jego oddech zwijający się w białą chmurę oświetloną przez lampę wiszącą nad przystanią.
- Ale mogło też być MNIEJ źle.
- Nie martw się o to, dobra? – powiedział uspokajająco Dean. – Nie ma sensu tęsknić za swoją mocą, kiedy nic z niej nie zostało. Po prostu poradźmy sobie z tym, co tu mamy. Siedź nieruchomo.
Sam usłyszał szczęk nożyczek chirurgicznych, potem szelest palców na gazie, a potem rozrywanie plastra opatrunkowego i zadowolone westchnienie Deana, kiedy udało mu się przykleić postrzępiony koniec bandaża.
- Proszę bardzo.
Wówczas Sam zerknął w dół na pozostałych, z uśmieszkiem zauważając niewielki uśmiech Castiela. Świeży opatrunek na ranie dawał więcej niż ulgę, Sam dobrze znał to uczucie: kiedy Dean go opatrywał, dawało to wrażenie obejmowania się, a ciągły ucisk wydawał się kolejnym, prawie nieskończonym uściskiem. Dean był lepszy w bandażowaniu ran niż jakikolwiek profesjonalista, Sam stanowczo w to wierzył.
- Tak może być? – zapytał Dean, ostrożnie unosząc rękę nad ramieniem Castiela. – Nie za ciasno?
- W żadnym razie – powiedział Castiel. – To jest bardzo dobrze zrobione.
Dean odprężył się i odłożył nożyczki z powrotem do pochwy. W świetle lampy wyglądał na zmęczonego, ale mocno mrugał, aby odpędzić zmęczenie.
Przyszli na tę przystań, ponieważ stanowiła jedyny jasny punkt w obrębie mil, szczególnie w obliczu fakt, iż światło w Impali było zbyt żółte, aby odpowiednio odróżnić skórę od zacieków
krwi. Sam odetchnął głęboko, zaciągając się smakiem świeżej wody. Tutaj, z dala od białych śladów na drewnianych deskach mola, gwiazdy migotały niczym brokat rozsypany na oleju, nocne niebo nurkowało w niebieski wąwóz wypełniony jeszcze większą ilością gwiazd.
Widok był piękny i podczas gdy uwagę Deana przyciągały rany Castiela, Sam zauważył, że jego uwagę bardziej przyciągał spokój otoczenia. Im głębiej oddychał, tym słabiej odczuwał siniaki biegnące mu wzdłuż prawego boku i tym mniej miał ochotę kaszleć z powodu urazów gardła po tym, jak próbowano go udusić.
- Czy to nadal boli? – wymamrotał Dean. Sam wyłapał ruch; Dean sięgał po rękę Castiela.
- AUU-!
Piskliwy wybuch Castiela rozległ się echem po zbiorniku wodnym, na dobre kilka sekund odcinając zmysły Sama od dźwięku chlupiącej wody. W oddali zagruchał zaskoczony ptak, a na odległym brzegu jeziora zaczął szczekać pies.
Nad głową Castiela zebrała się para z oddechu, a potem rozpłynęła, kiedy mężczyzna przełknął i spróbował się rozluźnić.
- Tak, to boli – powiedział nadmiernie opanowanym głosem. Zacisnął mocno szczękę, a przy ustach uwidoczniły mu się mięśnie, kiedy powstrzymał kolejny okrzyk bólu.
![](https://img.wattpad.com/cover/245591472-288-k644381.jpg)
CZYTASZ
Oneshoty DESTIEL
FanfictionCześć! Tu będą publikowane wszystkie oneshoty, które pojawiły się lub dopiero pojawią się na moim profilu. Rozwiązanie ma na celu ułatwienie mi publikacji (inaczej szukam godzinę wszystkiego wśród wersji roboczych). Kocham!