Dean stał w drzwiach do swojej sypialni, patrząc na cholerny bałagan w swoim pokoju wspólnym. Victor siedział na kanapie z nogami w górze i samodzielnie wcinał rodzinnych rozmiarów paczkę Doritos, podczas gdy Andy tkwił przy nim, cuchnąc zielskiem, i przerzucał coś, co wyglądało na kłopotliwie pozaginaną w rogach kopię Kamasutry.
Kaszlnął raz i obaj odwrócili głowy, by na niego spojrzeć.
- Uch – zaczął, pocierając sobie kark. Obaj gapili się na niego podejrzliwie. Czy też Victor się gapił – Andy znajdował się w stanie permanentnego odlotu, który czynił go całkowicie niepodatnym na jakiekolwiek emocje poza ochotą na przytulanie się. – Chłopaki, dziś wieczorem będę potrzebował pokoju dla siebie.
- Czemu? – spytał Victor z leciutkim uśmieszkiem. Dean pochylił głowę i zaczął szurać stopą po dywanie, zdecydowanie ignorując wiedzące spojrzenia, które, jak to CZUŁ, promieniowały od nich obu.
- Ja, uch. Mam randkę.
Chociaż powiedział to do podłogi, wiedział, że Andy i Vic w milczeniu robili sobie z niego jaja. Co się potwierdziło, kiedy jaja przestały być takie milczące i obaj wybuchli śmiechem, który odbijał się echem w pokoju, a któremu towarzyszyło ciche mamrotanie Toma Seavera o Metysach.
- Co, Winchester, wreszcie sobie bzykniesz? – spytał Andy, a Dean podniósł wzrok i skrzywił się w ich roześmiane, okropne twarze.
- Odwalcie się – powiedział, na co roześmiali się silniej. – To nie wasza pieprzona sprawa, jasne? Po prostu... po prostu, do diabła, dziś wieczorem trzymajcie się z daleka. Pobzykajcie, nie obchodzi mnie to, po prostu nie wracajcie tu dzisiaj pod żadnym pozorem.
Victor uspokajającym gestem uniósł dłonie.
- Spoko, chłopie. Się nie wkurzaj – powiedział obronnie, a uśmieszek na jego ustach powiedział Deanowi, że nie spodoba mu się to, co z tych ust padnie w następnej kolejności. – Raany, cztery miesiące randkowania z ucieleśnieniem abstynencji naprawdę dają popalić, co?
- Nienawidzę was obu – zajęczał Dean. – Ja was, kurwa, obu nienawidzę i nie mogę się doczekać końca semestru, aby móc się wyprowadzić do własnego mieszkania i z dala od takich dwóch dupków, jak wy.
- Tęskniłbyś za nami – zripostował Andy z uśmieszkiem. Dean kwęknął.
- Nieważne. On przychodzi o 18.00, i nie – powtarzam, NIE – bądźcie tu, kiedy ta godzina nadejdzie, zrozumiano?
Andy pokiwał głową, wciąż się śmiejąc, a Vic zasalutował kpiąco, zarabiając sobie przewracanie oczami i kilka wymamrotanych obelg o DUPKACH-WSPÓŁLOKATORACH, KTÓRZY SIĘ, KURWA, NIE MOGĄ ODPIERDOLIĆ. Dean wycofał się do swojego pokoju z postanowieniem posiedzenia trochę nad nauką, ponieważ jego profesor zaczynał zauważać, że żadna z jego prac nie jest oddawana w terminie, i właśnie zamykał drzwi, kiedy usłyszał zza nich wrzask Andy'ego.
- Lepiej, chłopie, żeby słodki, chrześcijański tyłeczek Casa był tego wart. Twoje napalenie przyprawia mnie o ból głowy.
Dean nie widział innego wyjścia, jak wrócić tam i przywalić mu z powodu tego komentarza. Nienawidził, kurwa, swoich cholernych współlokatorów, nieważne, jak prawdziwe było to, co mówili.
Dean spotkał Castiela w czasie pierwszego tygodnia na KU. Był wtedy obrzydliwie słoneczny dzień, gorący i wywołujący poty, kiedy Dean grał w nogę z Victorem i paroma innymi chłopakami. Tylko w połowie skupiał się na tym, by z pewnością tkwić na boisku, drugą połowę wykorzystując na mizdrzenie się do grupy dziewczyn w rozmaitych stadiach rozebrania, leżących wokół na trawie.
CZYTASZ
Oneshoty DESTIEL
Fiksi PenggemarCześć! Tu będą publikowane wszystkie oneshoty, które pojawiły się lub dopiero pojawią się na moim profilu. Rozwiązanie ma na celu ułatwienie mi publikacji (inaczej szukam godzinę wszystkiego wśród wersji roboczych). Kocham!